24h Le Mans – fascynujące fakty, o których mogliście nie wiedzieć
Już dziś startuje 91 edycja najsłynniejszego wyścigu samochodowego świata. Z tej okazji prezentujemy kilka niezwykłych faktów na temat tego legendarnego wydarzenia. O wielu z nich mogliście nawet nie wiedzieć.
Tegoroczna, jubileuszowa edycja 24-godzinnego wyścigu Le Mans to bez wątpienia ważne wydarzenie dla każdego fana motorsportu. Pierwsza słynna gonitwa odbyła się bowiem niemal równe 100 lat temu -26 maja 1923 roku. Nadchodzące zawody, stanowiące jednocześnie 4 rundę długodystansowych mistrzostw świata FIA World Endurance Championship, przyciągnęły na start 62 auta, podzielone na 3 główne klasy - Hipercars, LMP2 oraz LMGTE Am. W stawce pojawi się także jeden samochód eksperymentalny.
Z okazji 100-letniej historii wyścigu postanowiliśmy zaprezentować wam kilka ciekawych historii, faktów i ciekawostek, dotyczących tego legendarnego wydarzenia. Wydarzenia, które sprawdza granice wytrzymałości zarówno biorących w nim udział maszyn, jak i siedzących za ich kierownicami zawodników.
Wbrew pozorom za tym faktem nie stoi żadna przypadkowa historia. Od samego początku celem, jaki przyświecał organizacji wyścigu, była chęć stworzenia długodystansowych zawodów, które mogłyby udowodnić trwałość i niezawodność ówczesnej - raczkującej wciąż - motoryzacji. Przed ustanowieniem 24-godzinnego dystansu, spekulowano także nad wyścigami 10 oraz 16-godzinnymi. Ostatecznie zdecydowano się na pełną dobę, co miało być "testem ostatecznym" zarówno dla człowieka, jak i maszyny.
Co ciekawe, w 100-letniej historii wyścigu Le Mans z jego organizacji zrezygnowano zaledwie kilka razy. Pierwszy raz słynne zawody się nie odbyły w 1936 roku. Powodem rezygnacji z rywalizacji były gigantyczne strajki we Francji związane z sytuacją polityczną kraju.
24-godzinny wyścig Le Mans nie odbył się także na przestrzeni lat 1940-1948. Tym razem powodem była szalejąca na europejskim kontynencie II wojna światowa.
Ostatni raz, gdy zrezygnowano z organizacji Le Mans, przypadał na 1968 rok. Wtedy jednak słynny wyścig został przełożony i odbył się w roku następnym. Podobnie jak niegdyś - powodem były zawirowania polityczne we Francji w tamtym okresie.
Niestety historia wyścigu Le Mans to nie tylko chwile radości i triumfu. To także w trakcie tych długodystansowych zawodów wydarzył się jeden z najtragiczniejszych wypadków w historii motorsportu.
Do zdarzenia doszło w 1955 roku. W gigantycznej katastrofie zginął słynny francuski kierowca Pierre Levegh. Jego wyścigowy Mercedes po uderzeniu w inny pojazd poszybował w widzów, na skutek czego śmierć poniosło 83 osób. Kolejne 180 zostało rannych.
Wypadek odbił się szerokim echem na całym świecie. Z jego powodów Mercedes-Benz zrezygnował ze startów w Le Mans, aż do 1987 roku.
Zanim pod koniec lat 80. francuski tor la Sarthe przeszedł istotne zmiany, jego prosta Hunaudieres miała długość 5,8 km. To pozwalało rozpędzić się startującym maszynom nierzadko do ich maksymalnych prędkości.
Bezapelacyjny rekord prędkości osiągnięty w tamtym okresie należał do francuskiego kierowcy Rogera Dorchy. Kierowca rozpędził swojego Peugeota P88 do zawrotnych 407 km/h. To m.in. jego wyczyn przyczynił się do zainstalowania dodatkowych szykan, które miały nieco zwolnić samochody i przy okazji urozmaicić nieco wyścig.
Jeśli zastanawialiście się kiedyś, dlaczego samochody marki Porsche posiadają stacyjkę po lewej stronie - odpowiadamy. Tradycja ta również sięga wczesnych lat organizacji wyścigów Le Mans. W przeszłości wyścig Le Mans zaczynał się nietypowo, bowiem od sprintu kierowców do swoich maszyn. Nierzadko pozycja startowała zależała zatem nie tylko od klasyfikacji, ale także tego, który z zawodników dobiegnie do auta najszybciej.
Dzięki zmianie umiejscowienia stacyjki z prawej - na lewą stronę - kierowca wyścigowego Porsche mógł rozpocząć uruchamianie pojazdu już w momencie wskakiwania na fotel kierowcy. Jednocześnie prawą dłonią mógł od razu przygotować bieg do startu.
Niestety z powodu zmian wprowadzonych do regulaminu w 1969 roku, tradycja dobiegania zawodników do samochodów została przerwana. Przetrwała jednak do dziś w postaci lewostronnej stacyjki w modelach niemieckiego producenta.
Słynny sterowiec z wielkim napisem Goodyear unoszący się nad torem la Sarthe, to obecnie element jednoznacznie kojarzący się z wyścigami Le Mans. Mało kto jednak wie, że historia tej potencjalnej atrakcji turystycznej sięga 1912 roku.
To właśnie w tamtym okresie inżynierowie amerykańskiej marki po raz pierwszy opracowali tekstylne poszycie dla statków powietrznych. W późniejszych latach Goodyear kontynuował prace nad technologiami wykorzystywanymi w przemyśle lotniczym, co skutkowało nawiązaniem współpracy z niemieckim producentem sterowców, marką Zeppelin. Sterowce przez wielu były bowiem uważane za najbardziej wydajną opcję dalekich podróży lotniczych. Niestety pędzący rozwój technologii samolotowej oraz słynna katastrofa Hinderburga, na zawsze przypieczętowały los tych wyjątkowych maszyn.
Sterowiec Goodyear Blimp powrócił dopiero w drugiej połowie XX wieku, jako latająca reklama jednego z najbardziej popularnych producentów opon w Ameryce. Początkowo towarzyszył on takim imprezom, jak słynny wyścig Indianapolis 500 oraz Daytona 500. Stanowił także atrakcje na meczach futbolu amerykańskiego oraz Olimpiadzie. Jego najnowsza wersja uświetnia zaangażowanie marki w europejskie serie wyścigowe, w tym właśnie 24-godzinny wyścig Le Mans.
Chociaż większość sportów motorowych kojarzy się z młodymi, agresywnymi kierowcami, w przypadku długodystansowych zmagań o wiele istotniejszymi cechami jest doświadczenie i wytrzymałość.
W 2013 udowodnił to jeden z zawodników pochodzący z Republiki Południowej Afryki - Jack Gerber. Mężczyzna w wieku 68 lat nie tylko ukończył Le Mans, ale ponadto uplasował się na najniższym stopniu podium w kategorii LMGTE-Am. Jeszcze większe zdumienie może budzić fakt, że był to jego debiut w tym wyścigu. Gerber zasiadał za kierownicą Ferrari 458 Italia GT2.
Obecnie trudno wyobrazić sobie zakończenie wyścigu samochodowego bez tradycyjnego polewania publiki szampanem. Co ciekawe, także ta czynność ma swoje korzenie w najsłynniejszym, długodystansowym wyścigu świata.
Rozpoczął ją amerykański kierowca Dan Gurney, który po zwycięstwie w Le Mans w 1967 roku nieumiejętnie otworzył butelkę szampana, oblewając przez przypadek kibiców. Sytuacja ta wywołała dużą radość wśród tłumu widzów - na tyle dużą, że zaledwie rok później inny kierowca zdecydował się powtórzyć całe zdarzenie. Także podczas kolejnego swojego triumfu pozwolono sobie wylać trunek na wiwatujących obserwatorów - tym razem jednak celowo potrząsając butelką. Dziś trudno znaleźć kierowcę, który stojąc na podium nie zrobiłby tego samego.
***