Sąd anulował mandat. Biegły udowodnił niedokładność laserowego miernika
Sąd Rejonowy w Krakowie uniewinnił kierowcę samochodu od zarzutu przekroczenia prędkości, uznając pomiary prędkości dokonane przez policjantów za niewiarygodne. Problem polega na tym, że wykonano je nie na oko - za pomocą wideorejestratora, ale laserowym miernikiem UltraLyte, który miał być najbardziej dokładnym urządzeniem używanym przez policję.
Policyjne urządzenia, których pomiary stanowią podstawę do wystawiania mandatów za prędkość, od zawsze budziły wątpliwości i kontrowersje. Słynna na całą Polskę była sprawa z radarami Iskra, które potrafiły podawać losową prędkość stojącego auta. Dziś policja Iskier już nie używa, ale nawet wychwalane mierniki laserowe nie są bezbłędne i mogą dawać fałszywe wskazania - zwłaszcza, gdy wykonany za ich pomocą pomiar jest uzyskany w sposób ewidentnie niewłaściwy.
Właśnie z taką sytuacją miał do czynienia Sąd Rejonowy w Krakowie, który zdecydował się uniewinnić kierowcę samochodu, uznając pomiary prędkości dokonane przez policjantów za całkowicie niewiarygodne.
Cała historia miała swój początek podczas zatrzymania kierowcy samochodu, za rzekome przekroczenie prędkości o 20 km/h. Mężczyzna odmówił przyjęcia od funkcjonariuszy mandatu, twierdząc, że jechał zgodnie z przepisami.
Policjanci nie ustąpili i poinformowali kierowcę, że skierują sprawę do sądu. Gdy po zakończeniu kontroli zdenerwowany kierowca ruszył gwałtownie z miejsca, policjanci zdecydowali się wykonać kolejny pomiar, kierując miernik prędkości na tył oddalającego się auta.
Urządzenie marki Ultralyte LTI 20-20 100L wskazało, że kierowca rozpędził się do 107 km/h na odcinku wynoszącym zaledwie 132 metrów. Policjanci ponownie zatrzymali mężczyznę, który ponownie nie przyjął mandatu. Jednak tym razem - ponieważ zdarzenie miało miejsce w terenie zabudowanym - kierowcy zatrzymano prawo jazdy.
Sąd początkowo, jak chyba zawsze w pierwszej instancji, uznał winę oskarżonego. Po odwołaniu się od wyroku, sąd drugiej instancji nakazał jednak ponowne rozpatrzenie sprawy z wykorzystaniem opinii biegłego.
Obrońca kierowcy - Tomasz Płóciennik z kancelarii Bielański, Składowska - od samego początku miał wątpliwości, co do rzetelności pomiaru. Jak powiedział Interii - niesłusznie oskarżony poruszał się Volvo V40 D3 z roku 2014. Według oficjalnych danych technicznych, model ten napędzany jest silnikiem wysokoprężnym o pojemności 2 litrów, który generuje 150 KM i jest w stanie przyspieszyć do 100 km/h w 9,6 s. To stanowczo za mało by rozpędzić się na odcinku 132 metrów do wskazanej przez policjantów prędkości.
Podejrzenia te potwierdził także powołany biegły, który poddał pod wątpliwość rzetelność samego pomiaru. Jak poinformował obrońca kierowcy w rozmowie z dziennikiem "Rzeczpospolita":
Biegły zwrócił także uwagę, że pomiary tego rodzaju powinny być wykonywane przy wykorzystaniu statywu. Stabilizacja jest bowiem kluczowa do odczytania poprawnego wyniku. Wszelkie pomiary "z ręki" nie są bowiem dokładne, zwłaszcza przy większych odległościach. Także pozycja policjanta ma znaczenie. Najlepiej by funkcjonariusz dokonujący pomiaru stał na wprost pojazdu. W innym przypadku wiązka lasera może po prostu ześlizgnąć się po karoserii samochodu.
Ostatecznie Sąd Rejonowy w Krakowie dał wiarę w wątpliwości obrońcy oskarżonego oraz opinie biegłego i uniewinnił kierowcę Volvo od popełnionych wykroczeń. W uzasadnieniu wyroku podkreślono, że przeprowadzone przez funkcjonariuszy policji pomiary nie były miarodajne, a wiec nie ma żadnych dowodów wskazujących na winę oskarżonego.
Jak poinformował Interię Tomasz Płóciennik - wyrok jest już prawomocny, co oznacza, że policja nie złożyła odwołania.
Jednocześnie jednak policjanci nie zamierzają rezygnować z używania mierników UltraLyte. Podkreślają, że funkcjonariusze przechodzą stosowne szkolenia, a samo urządzenie zostało zatwierdzone przez Główny Urząd Miar.
***