Kto jest winny kolizji podczas wyprzedzania? Jest opinia RPO
Jeżeli jeden kierowca skręca w lewo, a drugi go w tym samym czasie wyprzedza, to kto będzie winny ewentualnej kolizji? Przepisy nie precyzują tego jasno, a decyzje policji oraz orzecznictwo sądów bywają różne. Ostatnio do jednej z takich spraw odniósł się Rzecznik Paw Obywatelskich.
Sprawa o której mowa, dotyczy pewnej kierującej, która skręcała w lewo na drodze krajowej i nie zauważyła, że inny pojazd właśnie ją wyprzedza. Doszło do kolizji. Najwyraźniej nie było zgody co do oceny sytuacji przez przybyłą na miejsce policję (zapewne wskazali oni na winę skręcającej) i sprawa trafiła do sądu.
Sąd zaś uznał ją winną spowodowania kolizji drogowej. W ocenie sądu nie ustąpiła ona pierwszeństwa pojazdowi, który poruszał się pasem, na który zamierzała wjechać. Kierująca została ukarana grzywną w wysokości 500 zł i obciążona kosztami biegłego. Taka decyzja nie była więc interpretacją samego sędziego, ale opierała się na opinii eksperta z zakresu ruchu drogowego.
Kierująca złożyła od tego wyroku apelację, wskazując że w zdarzeniu nie mogło być żadnej jej winy. Powołując się na wyrok Sądu Najwyższego, obwiniona argumentowała, że żaden z przepisów ustawy prawo o ruchu drogowym nie zobowiązuje kierującego, który zamierza wykonać skręt w lewo, do upewnienia się, czy nie jest wyprzedzany (wyrok SN z 15.02.2023 r. sygn. II KK 602/22).
Przywoływała także na zapis z ustawy Prawo o ruchu drogowym zgodnie z którym kierujący pojazdem jest obowiązany przed wyprzedzaniem upewnić się w szczególności, czy:
- ma odpowiednią widoczność i dostateczne miejsce do wyprzedzania bez utrudnienia komukolwiek ruchu
- kierujący, jadący za nim, nie rozpoczął wyprzedzania
- kierujący, jadący przed nim na tym samym pasie ruchu, nie zasygnalizował zamiaru wyprzedzania innego pojazdu, zmiany kierunku jazdy lub zmiany pasa ruchu
Jej argumentacja nie przekonała jednak Sądu Okręgowego, który utrzymał w mocy poprzedni wyrok. Sprawa trafiła więc do Rzecznika Praw Obywatelskich.
Zobacz również - Bolesne wyznanie Sylwii Peretti pół roku po tragedii
Zdaniem RPO wyrok Sądu Okręgowego w rażący sposób naruszył prawo procesowe, nie rozważając należycie zarzutów stawianych przez oskarżoną w apelacji. Dlatego też Zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich Stanisław Trociuk, wniósł o uchylenie wyroku i przekazanie sprawy do ponownego rozpatrzenia przez Sąd Okręgowy. Chodzi głównie o ustalenie, czy sąd pierwszej instancji, właściwie dokonał interpretacji przepisów mówiących, że:
RPO ma wątpliwości, czy ten obowiązek oznacza także konieczność upewniania się przez skręcającego kierowcę, czy nikt go nie wyprzedza. Wskazuje przy tym na orzecznictwo Sądu Najwyższego, zgodnie z którym: "dominującym poglądem zasada ograniczonego zaufania działa w tym zakresie na korzyść kierowcy wykonującego manewr: może on liczyć, że inni uczestnicy ruchu zachowają się zgodnie z przepisami ruchu drogowego i powstrzymają się od wyprzedzania, widząc kierunkowskaz sygnalizujący zamiar skrętu". Zwraca też uwagę, że zapis o "zmianie kierunku jazdy pod warunkiem nie spowodowania zajechania drogi innym kierującym", obecny kiedyś w Kodeksie drogowym, teraz w nim nie występuje.
Zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich nie wyklucza co prawda, że Sąd Okręgowy ponownie może zaproponować taką jak poprzednio wykładnię przepisów, ale wymagałoby to "przeprowadzenia pogłębionej analizy przepisów, uwzględniającej stanowisko sądu I instancji i podejmującej z nim polemikę apelacji obwinionej". Tego zdaniem RPO zabrakło.
Problem z rozstrzyganiem winy w podobnych sytuacjach jest zwykle poważny, nawet jeśli całe zdarzenie zostało uwiecznione na nagraniu. Brakuje bowiem jednoznacznych przepisów regulujących czy pierwszeństwo ma wyprzedzający czy też skręcający. Dlatego też każda analiza opiera się na przywoływaniu różnych przepisów i próbach odnoszenia ich do konkretnego zdarzenia.
Może wyglądać to jak niedopatrzenie ustawodawcy, ale większość takich sytuacji jest tak naprawdę bezspornych. W miejscach gdzie można skręcić w lewo, zwykle namalowana jest podwójna ciągła linia. Jeśli ktoś wyprzedza w takim miejscu, automatycznie staje się winnym, ponieważ do zdarzenia dochodzi na skutek oczywistego złamania przez niego przepisu. W takim przypadku jak najbardziej zasadne jest stwierdzanie, że skręcający mógł domniemywać, iż inni kierujący nie złamią przepisów i nie będą go wyprzedzać.
Problemy pojawiają się w sytuacjach, w których dozwolony był zarówno skręt w lewo, jak i wyprzedzanie. Takie zdarzenia mają często miejsce podczas skręcania na przydrożne posesje. W takich przypadkach przywołuje się przepisy zakazujące wyprzedzania pojazdu, który sygnalizuje zamiar skrętu w lewo (można go wtedy wyprzedzić, ale z prawej strony). Rozwiązuje to większość sytuacji, ale nie wszystkie. Jeżeli kierujący z wyprzedzeniem sygnalizował zamiar skrętu, a wyprzedzający i tak rozpoczął manewr, to wina leży po jego stronie. Przepisy jasno mówią, że przed rozpoczęciem wyprzedzania, należy upewnić się, czy kierowca z przodu, nie zasygnalizował zamiaru zmiany kierunku ruchu. Ale co jeśli ktoś już wykonuje manewr wyprzedzania i dopiero wtedy inny kierujący włącza kierunkowskaz? Co jeśli kierowca włączył migacz i natychmiast skręcił, nie dając czasu na reakcję kierowcy, który już go wyprzedzał?
Jak zwraca uwagę sam RPO, sądy obu instancji uznały, że skręcanie w lewo, a więc przecinanie innego pasa ruchu, wymaga ustąpienia pierwszeństwa pojazdom się nim poruszającym. Zupełnie jak ma to miejsce podczas zmiany pasa ruchu, kiedy włączony migacz nie oznacza, że mamy pierwszeństwo. Podobnie jak żadna wykładnia prawna nie sugeruje, że jeśli zmieniamy pas na drodze dwupasmowej, to kierowca na drugim pasie nie może nas wyprzedzić. Może, a to my mamy umożliwić mu wykonanie manewru. Prawo zaś nie rozróżnia i nie stosuje różnych zasad dla wyprzedzania na drogach jedno- i dwupasmowych (co dla niektórych kierowców jest zaskoczeniem, kiedy są zatrzymywani przez policję za wyprzedzanie w rejonie przejścia dla pieszych na dwupasmowej drodze).
W przypadku kolizji pojazdu skręcającego i wyprzedzającego, często pojawia się też argument, że kierowca wyprzedzający kilka pojazdów na raz, może nie widzieć, że jeden z nich włączył lewy migacz. Zaś wymaganie, aby kierowca wykonujący manewr wyprzedzania, nagle zatrzymał się, bo zauważył migacz, jest zwykle niewykonalne i to skręcający powinien powstrzymać się od wykonania manewru (zwłaszcza, że chce wjechać na pas, czy też przeciąć pas, już zajmowany przez inny pojazd). Takie wytłumaczenie jest logiczne, ale logiki nie można również odmówić innej interpretacji. Jeśli na początku sznura samochodów znajduje się pojazd, którego kierowca zamierza skręcić, to zwykle jest to widoczne już wcześniej. Kolejne auta zwalniają i powinno to być jasnym sygnałem dla wyprzedzającego. Tak było na przykład w słynnym zderzeniu z policyjnym radiowozem.
Manewr wyprzedzania był tu dozwolony, a wyprzedzający nie mógł spodziewać się, że gdzieś kawałek przed nim znajduje się wjazd na drogę gruntową, na którą będą chcieli zjechać policjanci. Z drugiej strony kierowca nie reagował, kiedy kolejne samochody zaczęły zwalniać, co było dość jasnym sygnałem, że coś się dzieje (pierwszy pojazd skręca, na drodze pojawiła się przeszkoda albo zwierzę). W tym przypadku winnym został uznany jednak kierowca radiowozu, chociaż manewr sygnalizował wcześniej, a wyprzedzający nie zareagował na jasny sygnał, jaki dawało zachowanie innych kierowców. On jednak zaczął wyprzedzać znacznie wcześniej i to radiowóz wjechał na jego pas - taka interpretacja najwyraźniej miała miejsce w przypadku tego zdarzenia.