Jak działa system Red Light? Budzi kontrowersje, ale mandaty się sypią

System Red Light to w Polsce wciąż nowe rozwiązanie, ale działa już w kilkudziesięciu miejscach, już pozwolił na wystawienie tysięcy mandatów kierowcom. Nic dziwnego, że władze zachęcone jego skutecznością, już planują uruchomienie tego systemu w kolejnych miejscach. Problem polega tylko na tym, że od samego początku działanie Red Light budziło sporo kontrowersji, a w jego sprawie interweniowali nawet samorządowcy, zaniepokojeni liczbą wystawianych mandatów. Czego dotyczą zarzuty pod adresem systemu Red Light?

Obecnie na skrzyżowaniach w całej Polsce działają 37 systemy Red Light, a plany zakładają instalację ich na 10 kolejnych skrzyżowaniach. Kierowcy w Polsce powinni więc przyzwyczajać się do tego, że ich zachowanie na skrzyżowaniach z sygnalizacją świetlną, mogą być pod stałym nadzorem.

Zasada działania systemu Red Light

W teorii system Red Light jest rozwinięciem rozwiązań, które od lat spotykamy na wielu skrzyżowaniach w Polsce. Są to kamery rejestrujące przejazdy na czerwonym świetle, ale jest ich na tyle dużo, że monitorują całe duże skrzyżowania. System ponadto działa automatycznie, rozpoznając numery rejestracyjne pojazdów, dzięki czemu operatorzy systemu CANARD (ci sami, którzy zarządzają fotoradarami i odcinkowymi pomiarami prędkości), mają gotową listę popełnionych na skrzyżowaniu wykroczeń.

Reklama

Co więcej system Red Light nie reaguje tylko na przejazdy na czerwonym świetle, ale wyłapuje także niewłaściwe zachowanie na zielonej strzałce. I właśnie wokół zielonej strzałki zdążyło już narosnąć wiele kontrowersji. Przypomnijmy, że zgodnie z przepisami, skręt warunkowy można wykonać dopiero po uprzednim zatrzymaniu się przed sygnalizatorem. Tymczasem realia polskich dróg są takie, że na zielonej strzałce, jeśli nie ma potrzeby na przykład przepuścić pieszego, nie zatrzymuje się praktycznie nikt.

Ile wynoszą mandaty z systemu Red Light?

Takie wykroczenie karane jest znacznie łagodniej niż przejazd na czerwonym świetle, ponieważ mandat wynosi 100 zł i 6 punktów karnych. Trafia ono jednak do statystyk i w mediach wielokrotnie już pojawiały się informacje o "tysiącach piratów drogowych, którzy jeżdżą na czerwonym świetle". Takie stawianie sprawy budzi słuszne oburzenie, ale może tworzyć fałszywy obraz polskich dróg, wedle którego bardzo niebezpieczne sytuacje na skrzyżowaniach są na porządku dziennym, chociaż faktyczne przejazdy na czerwonym świetle, mogą stanowić jedynie margines rejestrowanych przypadków. CANARD informuje tylko o liczbie wykroczeń w danym miejscu, a wiele mediów i komentatorów z automatu zakłada, że każdy z takich przypadków, dotyczył kierowcy pędzącego przez skrzyżowanie na czerwonym świetle.

Oczywiście kierowca, który nie zatrzymał się przed zieloną strzałką, sam jest sobie winien i jak najbardziej słusznie otrzymuje mandat. Ale sprawa ma jeszcze drugie dno. Otóż jeśli kierowca zatrzyma się na zielonej strzałce, upewni że może jechać, a w momencie mijania sygnalizatora strzałka zgaśnie, to system uzna, że wjechał on na skrzyżowanie na czerwonym świetle. Nie ma znaczenia, że kierowca nie mógł już zobaczyć zmiany sygnalizacji. Podobnie jest w sytuacji, kiedy ktoś minie sygnalizator, przejedzie przez przejście dla pieszych i zatrzyma się, czekając na możliwość wykonania skrętu. Jeśli ruszy, gdy strzałka zniknie, a nie zapali się jeszcze zielone światło, również zostanie ukarany. Mandat za przejazd na czerwonym świetle to 500 zł i 15 punktów karnych. Wystarczą więc dwa takie przypadki i tracimy prawo jazdy. Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca, więc oburzenie kierowców i niektórych samorządowców jest w tej kwestii zrozumiałe.

Jak uniknąć mandatu za Red Light?

Ponieważ kierowca mijający zieloną strzałkę nigdy nie wie, czy ta nie zniknie, nim zdoła on opuścić skrzyżowanie, niektórzy kierowcy wpadli na proste rozwiązanie. Ignorują zieloną strzałkę i nie wykonują warunkowego skrętu w prawo, tylko czekają na zapalenie się zielonego światła. Na niektórych skrzyżowaniach, na przykład w Nowym Sączu, które było pierwszym z systemem Red Light wokół którego zrobiło się głośno, po prostu zaklejono zieloną strzałkę. Zmniejsza to płynność ruchu, ale przynajmniej system wyłapuje wtedy tylko kierowców, którzy faktycznie przejechali na czerwonym świetle.

Jeśli jednak dostaniecie mandat wystawiony na podstawie zapisu z opisywanego systemu, sprawdźcie, za co dokładnie jest to mandat. Jak wyjaśniają pracownicy CANARD-u, kiedy Red Light wykryje wykroczenie, pracownik to weryfikuje. Ogląda nagranie z całego zdarzenia, więc powinien określić, czy kierowca przejechał na czerwonym, nie zatrzymał się przed strzałką, czy może był tym pechowcem, któremu strzałka zgasła po tym, jak minął sygnalizator. W teorii nie powinny więc zdarzać się niewłaściwe klasyfikacje wykroczenia lub mandaty, gdy wykroczenia nie było. Mimo to dobrze sprawdzić, o co jesteśmy obwiniani, aby nie okazało się, że na przykład nie zatrzymaliśmy się przed strzałką, a dostaliśmy mandat za przejazd na czerwonym świetle, który jest kilkukrotnie wyższy.

Warto przy okazji wiedzieć, że system Red Light zaczyna działać dopiero dwie sekundy po zapaleniu się czerwonego światła. Chodzi o to, żeby kierowcy, którzy wjechali na skrzyżowanie na żółtym świetle, zdążyli je opuścić bez ryzyka mandatu. Jeśli więc faktycznie przejechaliśmy na czerwonym, to nie da się wybronić tłumaczeniem, że pewnie światło zmieniło się, gdy właśnie mijaliśmy sygnalizator i nie mogliśmy już tego widzieć. Gdy wjechaliśmy jeszcze na żółtym, mandatu nie dostaniemy.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: czerwone światło | zielona strzałka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy