Trudny czas dla szkół jazdy. Zostają tylko najlepsze
Od stycznia zniknęło 1160 szkół nauki jazdy. Te, które pozostały, zwolniły nawet połowę instruktorów - donosi "Gazeta Wyborcza".
Od wprowadzenia nowych zasad egzaminowania liczba chętnych zdawania w wojewódzkich ośrodkach ruchu drastycznie stopniała. W niektórych ośrodkach konieczne było ograniczenie etatów. Jeszcze większe kłopoty mają ośrodki nauki jazdy, gdyż brakuje kursantów.
Od 19 stycznia obowiązują nowe testy na prawo jazdy. Do tej daty WORD-y przeżywały oblężenie i wydłużały godziny pracy. Ale od wprowadzenia nowych zasad egzaminowania liczba chętnych drastycznie stopniała. W poznańskim WORD-zie - o ponad 40 proc. Podobne dane podają Olsztyn i Rzeszów. W niektórych ośrodkach konieczne było ograniczenie etatów.
Pracy dla egzaminatorów generalnie jest mniej we wszystkich ośrodkach. - Szukam dla pracowników dodatkowych zajęć. Organizujemy szkolenia dla nauczycieli ze szkół podstawowych, by mogli przygotowywać uczniów do zdawania na kartę rowerową. Mamy 150 chętnych. Oferujemy też szkołom zajęcia z bezpieczeństwa ruchu drogowego - usłyszał dziennikarz "Gazety Wyborczej" w ośrodku egzaminowania w Rzeszowie.
Jeszcze większe kłopoty mają ośrodki nauki jazdy. Według najnowszych danych Instytutu Transportu Samochodowego od 19 stycznia do dziś zniknęło 1160 takich firm. W Warszawie - 99, w Bydgoszczy - 13, a w Rzeszowie - 12. - Były wśród nich takie, które działały rok, ale i takie, które na rynku były od ponad 20 lat. W poprzednich latach rezygnowały z działalności dwie-trzy szkoły rocznie - mówi Henryk Progorowicz z wydziału komunikacji rzeszowskiego urzędu miasta.
Drastyczne zmniejszenie liczby kursantów odczuwają także te szkoły, którym udało się utrzymać na rynku. - To najgorszy rok od ponad dekady. Mamy o 60 proc. mniej klientów niż rok temu, zwolniliśmy czterech instruktorów, a ci, którzy pozostali, pracują na pół gwizdka - przyznaje Zenon Kuryłowicz, kierownik biura rzeszowskiego Automobilklubu.
Sebastian Strzelecki, właściciel ośrodka szkolenia kierowców w Warszawie, uważa, że tej zimy rynek zweryfikuje kolejne szkoły. On sam stara się, jak może, utrzymać się na rynku. - Ci, którzy pozostali przy cenie kursu na poziomie 1,5-1,6 tys. zł, nie mają w ogóle klientów. Ja obniżyłem cenę do 1,1 tys. zł. Warto zejść z cen, bo ci, którzy przyjdą, polecą szkołę znajomym i wykupią jazdy doszkalające. Od lutego dokładam do interesu: mam 12 samochodów, trzy biura, pracowników, kredyty i leasingi. Ale jeśli uda mi się przetrwać zimę, będzie już tylko lepiej - ma nadzieję Sebastian Strzelecki.
(Gazeta Wyborcza/RMF)