"Jestem egzaminatorem..."
"Jestem egzaminatorem z długoletnim stażem. Od dłuższego czasu śledzę publikacje dotyczące egzaminów na prawo jazdy i przeglądam fora internetowe poświęcone tej tematyce."
Tak zaczyna się list, który dotarł do naszej redakcji. Pora więc na spojrzenie na problematykę egzaminów na prawo jazdy z nowego punktu widzenia.
"Na łamach Waszego serwisu ukazywały się już opinie osób egzaminowanych, instruktorów i dyrektora jednego z WORD-ów. Uznałem, że przedstawienie przez Państwa innego punktu widzenia będzie jak najbardziej na miejscu i być może pozwoli pewnym osobom spojrzeć z większym zrozumieniem na pracę "złego" egzaminatora.
Przygotowywałem się do napisania tego listu przez miesiąc robiąc notatki z egzaminów, odpowiednio kwalifikując popełniane przez osoby egzaminowane błędy. Na ich podstawie przytoczę Państwu jak wygląda uśrednione 10 egzaminów.
2 osoby nie zdają na placu. 3-4 osoby popełniają kardynalne błędy podczas jazdy w mieście skutkujące przerwaniem egzaminu i oceną negatywną. Najczęściej jest to nieustąpienie pierwszeństwa na skrzyżowaniu, nieustąpienie pierwszeństwa podczas zmiany pasa ruchu oraz wjazd na czerwonym świetle. 2 osoby jeżdżą bardzo dobrze i z czystym sumieniem otrzymują ode mnie ocenę pozytywną. Pozostają 2-3 osoby, u których tak naprawdę mam jakikolwiek wpływ na ocenę ich jazdy, a tak naprawdę 1-2, bo jedna popełnia tak dużą liczbę błędów, że nie pozostawia mi wyboru. Jak z tego prostego wyliczenia wynika realna zdawalność powinna wynosić około 30-35% i taka jest w większości WORD-ów.
Czy zdawalność podczas egzaminów mogłaby być większa? Tak. Co należy zrobić? Są dwa wyjścia. Po pierwsze zmienić przepisy i pozwolić popełniać osobom egzaminowanym nie dwa błędy w zadaniu, a na przykład cztery. Jest to jakaś metoda. Tylko czy o to wszystkim chodzi, żeby dawać uprawnienie do kierowania pojazdami osobom, które skręcają w lewo z nieprawidłowego pasa, zmieniają pasy ruchu przejeżdżając linię ciągłą i zatrzymują się na każdym skrzyżowaniu, jadąc dopiero wtedy, gdy opuszczą je wszystkie inne samochody? Drugie wyjście to po prostu lepsze szkolenie.
Jeżeli chodzi o egzaminy, zrobiono już chyba wszystko, aby kontrolować ich przebieg. Są kamery, nagrywa się dźwięk, instruktor może uczestniczyć w egzaminie, osoba egzaminowana po dwóch niezdanych egzaminach może zażyczyć sobie obecności egzaminatora nadzorującego, egzaminatorzy są kontrolowani przez egzaminatora nadzorującego i urząd marszałkowski, a ponadto można napisać na nich skargę i zaskarżyć wynik egzaminu.
A co zrobiono, żeby polepszyć szkolenie? Jak to jest możliwe, że jedne szkoły nauki jazdy mają zdawalność 10%, a inne ponad 50%? Czy to możliwe, że jedni szkolą samych zdolnych, a inni tylko tych nie mających smykałki do prowadzenia samochodu? Dlaczego różnica w cenie kursu na tę samą kategorię w dwóch różnych szkołach wynosi czasami ponad 500 zł? Gdzie rachunek ekonomiczny? Gdzie logika? Jak to możliwe, że ktoś zdaje wymagany przepisami egzamin wewnętrzny, a potem na egzaminie teoretycznym popełnia ponad 10 błędów lub nie potrafi przejechać szerokiego na 3 metry wyznaczonego pasa ruchu (na łuku jest jeszcze szerszy), a w mieście popełnia kardynalne błędy na każdym skrzyżowaniu? Wszyscy tłumaczą się stresem i zdenerwowaniem. Czyżby te szkoły, do których trafili ci zdolniejsi, zostały jeszcze dodatkowo obdarzone tymi wytrzymałymi psychicznie?
Prawda jest inna - prostsza: im większe są umiejętności, tym mniejszy poziom stresu na egzaminie. Myślę, że wiele zrobiono, aby wzmóc kontrolę nad egzaminatorami, a nic, by wyeliminować z rynku źle szkolące, często nieuczciwe szkoły. Nigdy nie wziąłem łapówki i nigdy jej nie wezmę. Nie sądzę, aby środowisko egzaminatorów było całkowicie czyste od tego przestępczego procederu, ale proszę zauważyć, że na każdego nieuczciwego egzaminatora przypada kilkunastu nieuczciwych instruktorów i bez ich udziału egzaminator nie miałby szansy dotarcia do osób egzaminowanych. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie brał łapówki w samochodzie naszpikowanym kamerami i mikrofonami.
Jest też inna strona tego procederu i takie sygnały docierają do WORD-ów coraz częściej. Instruktor bierze łapówkę za rzekome załatwienie egzaminu, a w przypadku oceny negatywnej oddaje pieniądze, bo nie trafiło się na "właściwego" egzaminatora.
Drodzy przyszli kierowcy, pamiętajcie, przy wyborze szkoły nauki jazdy nie kierujcie się ceną kursu, tylko jej renomą. Wyniki zdawalności szkół dostępne są w starostwach powiatowych, a co jakiś czas publikuje je prasa. Co z tego, że zapłacicie mało za kurs, jeżeli potem będziecie zdawać 5 i więcej razy? Wyjdzie zdecydowanie drożej i ze szkodą psychiczną, czasową i co najważniejsze umiejętnościową. Domagajcie się rzetelnego egzaminu wewnętrznego przeprowadzonego przez instruktora, który Was nie szkolił. Lepiej dobrać sobie kilka dodatkowych jazd, niż iść na egzamin bez wystarczających umiejętności.
Chciałbym dać w tym liście także kilka rad dla przyszłych kierowców, mając na uwadze najczęściej popełniane na egzaminie błędy. Wymagajcie od instruktorów, aby szkolili Waszą jazdę po wyznaczonym pasie ruchu z lusterkami ustawionymi zgodnie z instrukcją egzaminowania. Pamiętajcie, że na drodze jednokierunkowej skręca się w lewo ustawiając się przy lewej krawędzi jezdni. Patrzcie uważnie i ze zrozumieniem na znaki. To, że jedziemy prosto przez skrzyżowanie, nie zawsze oznacza, że mamy pierwszeństwo. Omijając przeszkody na drodze włączajcie kierunkowskazy. Nie zastanawiajcie się, czy przeszkoda wystaje na Wasz pas ruchu na pół metra czy na dwa metry. Dojeżdżajcie do przejść na pieszych ze świadomością, że ktoś może się na nim pojawić, a do skrzyżowań z sygnalizacją świetlną z przeświadczeniem, że sygnał zielony nie trwa wiecznie.
Na koniec odniosę się do słynnego "ja bym zdążył". Wyjeżdżając z drogi podporządkowanej zadaniem kierowcy jest ustąpić pierwszeństwa przejazdu, a nie zdążyć przed pojazdem, który ma pierwszeństwo przejazdu. Prawo o ruchu drogowym i kodeks karny nie określają, kto odpowiada za kolizję drogową podczas egzaminu. Jeżeli przepisy w sposób jednoznaczny nie zdejmą z egzaminatora odpowiedzialności za ewentualne kolizje spowodowane jazdą osoby egzaminowanej, to żaden egzaminator nie będzie "puszczał" sytuacji, które mogą się takimi zdarzeniami zakończyć, ponieważ może to oznaczać dla niego niemałe kłopoty z utratą uprawnień do wykonywania zawodu włącznie.
Do każdego egzaminu podchodzę z życzliwością wobec osób egzaminowanych, jestem uprzejmy i naprawdę nie przyczepiam się do drobnostek, ale muszę i chcę rzetelnie wykonywać swój zawód, w zgodzie z przepisami i własnym sumieniem. Wszyscy zgadzają się, że przestępstwem jest dawanie i branie łapówek, ale proszę pamiętać o tym, że źle pojęta życzliwość i dawanie uprawnień do kierowania osobom, które nie posiadają wymaganych kwalifikacji należy rozpatrywać w podobnych kategoriach. Życzę wszystkim przyszłym kierowcom zdania egzaminu za pierwszym razem i... szerokiej drogi.
Egzaminator państwowy."
Co sądzicie o tym liście? Zapraszamy do dyskusji.