Jedziesz 50 km/h za szybko? Stracisz prawo jazdy!
Jak wywołać wzburzenie wśród kierowców? Nic łatwiejszego - wystarczy opublikować prognozy, przewidujące znaczną podwyżkę cen paliwa, rozpocząć dyskusję na temat konieczności powstrzymania importu starych samochodów, napisać tekst wychwalający Volkswageny...
A najlepiej ogłosić, że rząd przygotowuje zmiany w prawie, które w przekonaniu zmotoryzowanych godzą w ich najżywotniejsze interesy.
Ostatnio poinformowano, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych pracuje nad projektem przepisów, zgodnie z którymi policja będzie automatycznie odbierać prawo jazdy kierowcom, przyłapanym na przekroczeniu prędkości o ponad 50 km/godz. No i zaczęło się...
Argumenty przeciwników propozycji MSW można podzielić na kilka grup...
Owszem, podobne wobec planowanych do wprowadzenia przez MSW zasady obowiązują w co najmniej kilku krajach, ale czy naprawdę musimy wzorować się na Holendrach, Duńczykach czy innych Niemcach? Dość już tego ślepego, bezkrytycznego naśladowania zagranicy! Jesteśmy narodem suwerennym, z bogatą historią i kulturą, mamy własny rozum i własną dumę...
Cóż, jak widać, jeżeli chodzi o zarobki, opiekę socjalną, jakość infrastruktury itp. bardzo chętnie przyjęlibyśmy zachodnioeuropejskie standardy. Gdy jednak mowa o przestrzeganiu i egzekwowaniu prawa - w Polakach natychmiast odzywa się sarmacka skłonność do anarchii.
Zbyt szybką jazdę wymusza specyfika niektórych zawodów. Jeżeli wykonujący je ludzie z obawy przed utratą uprawnień do kierowania pojazdami zaczną stosować się do wszelkich przepisów ruchu drogowego, nie sprostają wymogom stawianym im przez rynek i pracodawców. Stracą robotę, a ich rodziny - źródło utrzymania. W rezultacie w kraju pogłębią się obszary nędzy.
Hm... Czy to oznacza, że pod znakami ograniczenia prędkości powinny pojawić się tabliczki z napisem: "Nie dotyczy pracowników firm kurierskich, przedstawicieli handlowych i kierowców samochodów dostawczych"?
"Zabrać immunitety politykom. Zobaczymy czy nadal będą wtedy chcieli takiego głupiego zapisu w ustawie" - pisze jeden z internautów i komentarz ten dobrze wyraża opinie wielu innych osób. O ile bowiem potrafimy zrozumieć kierowcę firmy transportowej, który poganiany przez szefa popełnia wykroczenia drogowe pędząc z towarem do sklepu, to nie mamy żadnego usprawiedliwienia dla posła, tłumaczącego, że jechał zbyt szybko, ponieważ spieszył się na ważne posiedzenie Sejmu.
"Jeśli ktoś np. jedzie na obszarze niezabudowanym 100km/h i wyprzedza TIR-a i troszkę przyciśnie żeby go wyprzedzić, a nagle kończy się obszar niezabudowany i zaczyna zabudowany, a w krzakach siedzi policja z radarem i na kilka sekund zanim gość zwolni ma np. 110 km/h a już zaczął się obszar zabudowany, to taka osoba straci prawo jazdy, mimo że ogólnie jeździ przepisowo i bezpiecznie" - snuje skomplikowany wywód internauta o nicku "qqq".
Powyższa konstrukcja jakoś dziwnie kojarzy się nam z odpowiedzią na pytanie, dlaczego ostrygi mają twarde skorupy. Otóż ze względów bezpieczeństwa. Mogłoby się przecież zdarzyć, że na oceanie zatonąłby statek, którego kapitan hodowałby żywego jeża. I taki jeż, spadając na ostrygę, która nie miałaby pancerza, poraniłby ją kolcami. A mówiąc poważnie - przekroczenie dopuszczalnej prędkości o więcej niż 50 km/godz. trudno wytłumaczyć chwilą roztargnienia czy pechowym zbiegiem okoliczności.
Najpierw zbudujcie porządne drogi, a dopiero potem straszcie ludzi odbieraniem prawa jazdy za zbyt szybką jazdę.
Czy to znaczy, że na złych drogach przepisy można łamać bezkarnie, a na dobrych już nie? Nader pokrętna to logika...
Policja, o czym trąbią media, używa kiepskiego sprzętu. Pomiary prędkości dokonywane za pomocą ręcznych "suszarek" są często przekłamane. Czytaj - zawyżone.
Owszem, tego typu błędów nie da się wykluczyć. Dlatego powinna istnieć możliwość odwołania się od policyjnej decyzji o odebraniu prawa jazdy do sądu, który wyjaśniłby ewentualne wątpliwości.
Przyznanie policji prawa do odbierania prawa jazdy grozi wzrostem łapówkarstwa w służbach mundurowych. Wyobraźmy sobie, że ktoś przekroczył dozwoloną prędkość o 51 km/godz. Zrobi wszystko, a na pewno będzie skłonny sporo zapłacić, aby nie stracić uprawnień. Czy funkcjonariusze drogówki, pracownicy bądź co bądź sfery budżetowej, będą w takich wypadkach odporni na pokusy ze strony zdeterminowanych kierowców? W końcu chodzi tylko o 1 kilometr. Taki wynik zawsze można w notatce służbowej wyjaśnić błędem pomiarowym urządzenia. Zagrożenie trzeba uznać zatem za realne.
Dodajmy uczciwie, że nie wszyscy komentatorzy internetowi deklarują się jako przeciwnicy proponowanych zmian w przepisach. Do ich zwolenników należy choćby "Maniek":
"Jestem absolutnie za!! Ktoś, kto w obszarze zabudowanym, czyli w takim, w którym w każdej chwili na jezdnię może wtargnąć np. dziecko, jedzie ponad 100km/h jest potencjalnym mordercą i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Takiemu powinno się na miejscu odbierać dokument! Poza obszarem zabudowanym jazda ponad 140km/h przy naszych drogach też jest absurdem, bo można np. wpaść w jakąś dziurę czy koleinę wskutek czego zderzyć się z innym uczestnikiem ruchu co przy tej prędkości równa się śmierci, tak więc takiemu kierowcy bez wyobraźni także należy odebrać prawo jazdy! Nawet na autostradzie jazda ponad 190km/h jest absurdem w naszym kraju bo niedzielnych kierowców, którzy nie patrzą w lusterka nie brakuje."
A tak w ogóle warto zastanowić się nad celowością prowadzenia wśród zmotoryzowanych konsultacji na temat zaostrzenia kar za wykroczenia drogowe. Ma to przecież taki sam sens, jak sondowanie karpi w sprawie przyspieszenia świąt Bożego Narodzenia. (a)