Skandal! Nowe fotoradary niezgodne z prawem!
Wygląda na to, że skandal z nielegalnymi lampami błyskowymi w radiowozach Inspekcji Transportu Drogowego był tylko wierzchołkiem góry lodowej. Wszystko wskazuje na to, że system automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym to jeden wielki bubel!
14 sierpnia minionego roku przy polskich drogach rozpoczął się montaż pierwszej serii nowych fotoradarów. W październiku działać zaczął system automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym CANARD. Mało kto wie, że takie rozwiązanie to ewenement na skalę światową. Wbrew pozorom, nie mamy się jednak czym chwalić...
Z informacji, do których dotarli dziennikarze Moto.pl, wynika, że w czasie przetargu na budowę systemu mogło dojść do wielu nieprawidłowości, a sam system działa wbrew obowiązującemu prawu. Oznacza to, że do sądów mogą wkrótce zacząć napływać wnioski o odszkodowania od kierowców bezprawnie ukaranych mandatami!
Nasi koledzy po piórze rozmawiali na temat systemu CANARD z Jarosławem Teteryczem - ekspertem w zakresie urządzeń mierzących prędkość i biegłym sądowym z zakresu pomiaru prędkości. Jego zdaniem, za powstanie systemu odpowiadali ludzie, którzy nie mieli pojęcia o działaniu urządzeń pomiarowych i obowiązujących w Polsce przepisach. Biegły mówi wprost - wcześniej czy później dojdzie do upadku systemu z powodu "niemożliwych do wstecznego naprawienia wad prawnych"!
Jakie błędy wykluczają legalne działanie systemu?
Sporo niedociągnięć można wskazać już na etapie przygotowania przetargów. Zarzuty są poważne.
"Wygląda na to, że przetargi nie były poprzedzone żadną analizą stanu prawnego w dziedzinie metrologii - doprowadziło to do narzucenia takich warunków technicznych, które skutkowały niezgodnością systemu z regulacjami metrologicznymi" - mówi ekspert.
Biegły zwraca uwagę na fakt, że: "Stosując takie, a nie inne kryteria narzucono wykorzystanie tzw. urządzeń pośredniczących, które miały stanowić rodzaj pomostu pomiędzy fotoradarami a 'centralną bazą'. Biorąc pod uwagę stanowisko GUM (Główny Urząd Miar), wyrażone w znanych mi dokumentach, wygląda na to, że nikt w GITD (Głównym Inspektoracie Transportu Drogowego) nie był świadomy, że taka hybryda z punktu widzenia prawa jest niedopuszczalna".
W wywiadzie dla Moto.pl czytamy również, że część z dostarczonych ITD urządzeń zmodyfikowanych zostało do tego stopnia, że nie spełnia wymogów tzw. zatwierdzenia typu, potocznie określanego mianem homologacji. Oznacza to, że kierowcy ukarani mandatami na podstawie wykonanych przez nie pomiarów będą mogli ubiegać się o odszkodowania!
"Innym poważnym problemem jest to, że co najmniej część dostarczonych urządzeń zdaje się nie mieć wiele wspólnego z urządzeniami, których dotyczyło zatwierdzenie typu. Oznacza to, że mają one tzw. wadę prawną, co może pociągać za sobą domniemanie, że ŻADNE wykonane przez nie pomiary prędkości nie są dowodem wykroczeń. Może to pociągnąć za sobą lawinę roszczeń o odszkodowania względem Skarbu Państwa" - twierdzi biegły.