Inwigilacja kierowców? Tłumaczymy, o co chodzi z opłatami na autostradach!

"Inwigilacja obywateli". "Zamach na wolność kierowców". To tylko niektóre z opinii, jakie przeczytać można w poważnych tytułach, dotyczące planowanych zmian w sposobie poboru opłat na polskich autostradach. Czy zmotoryzowani rzeczywiście mają się czego obawiać?

Korek przed punktem poboru opłat
Korek przed punktem poboru opłat Wojciech StróżykAgencja SE/East News

Przypomnijmy - w czerwcu bieżącego roku kierowcy (głównie zawodowi) pożegnać mają elektroniczny system poboru opłat drogowych viaTOLL. W jego miejsce uruchomiony zostanie nowy, oparty m.in. o pozycjonowanie satelitarne, system e-TOLL. Z tego korzystać będą mogli również kierowcy samochodów osobowych. W efekcie na grudzień bieżącego roku planowana jest likwidacja bramek poboru opłat na państwowych autostradach A2 (Konin-Stryków) i A4 (Wrocław-Sośnica). Likwidacja znienawidzonych przez kierowców szlabanów bezsprzecznie przyczyni się do skokowego zwiększenia komfortu korzystania z autostrad. Kierowcy nie będą już tkwili w korkach przed "brameczkami".

W jaki sposób wnosić mamy opłatę za przejazd autostradą? Kierowcy samochodów osobowych, czyli pojazdów lekkich o DMC do 3,5 tony, będą mogli zapłacić za przejazd autostradą kupując bilet online lub w punktach sprzedaży. Za każdym razem bilet obowiązywać ma na wskazanym przez kierowcę odcinku i w określonym czasie. Szczegóły funkcjonowania takiego systemu nie są do końca jasne, ale można zakładać, że pod pojęciem "punkty sprzedaży" kryją się np. stacje benzynowe, a sam zakup biletu przypominać będzie np. kupno doładowania do telefonu "na kartę": podamy numer rejestracyjny, wskażemy odcinek autostrady, a kasjer wydrukuje nam bilet. W czym problem?

W trosce o prywatność Chodzi o to, że korzystanie z punktów sprzedaży biletów sprawia wrażenie rozwiązania "awaryjnego", a sam e-TOLL bazować ma głównie na geolokalizacji "śledzącej" położenie telefonu komórkowego kierowcy. To zdecydowanie najrozsądniejszy ze sposobów poboru opłat za przejazd konkretnymi odcinkami dróg. Nie wymaga bowiem zakupu żadnych transponderów ani innych urządzeń lokalizacyjnych. System działać ma w oparciu o bezpłatną aplikację. Od kierowcy wymagane będzie jedynie zarejestrowanie swojego profilu w systemie i zainstalowanie aplikacji na telefonie. Jej uruchomienie spowoduje połączenie się z Systemu Poboru Opłaty Elektronicznej KAS.

Sam system weryfikować ma uiszczenie opłaty za przejazd na podstawie kamer OCR, czyli urządzeń do rozpoznawania tablic rejestracyjnych. Poruszające się po autostradach pojazdy będą automatycznie poddawane skanowaniu tablic, dzięki czemu zarządca będzie wiedział, czy opłata została naliczona. Dla kierowców, którzy nie chcą instalować aplikacji, ma być również możliwość korzystania z transponderów (OBU - On Board Unit) czy "zewnętrznego systemu lokalizacyjnego", o ile pojazd będzie w takowe wyposażony. Te możliwości to rzecz jasna ukłon w stronę kierowców ciężarówek i stosowanych przez przewoźników systemów do monitorowania floty pojazdów.

Początkowo dotychczasowy system via-TOLL miał zostać wyłączony w początku czerwca. Dzięki poprawce autorstwa posła PiS, byłego ministra infrastruktury - Jerzego Polaczka, do września wydłużony został tzw. okres przejściowy, gdy - równolegle - działać będą zarówno systemy via-TOLL, jak i e-TOLL.

Czy jest się czego bać? Czy kierowcy, którzy zdecydują się na skorzystanie z aplikacji i elektronicznego systemu KAS mają podstawy, by obawiać się o prywatność? Teoretycznie do KAS trafiać mają informacje o lokalizacji telefonu, gdy aplikacja będzie włączona, a nie tylko wówczas, gdy poruszać się będziemy autostradą. Z drugiej strony, jak czytamy w materiale "Rzeczpospolitej", informacje tego typu mają być filtrowane i usuwane na bieżąco "w czasie zbliżonym do rzeczywistego".

Brak jednoznacznych zapisów to oczywiście pożywka dla fanów teorii spiskowych, ale realne zagrożenie dotyczące zbierania przez państwowe instytucje danych o obywatelach wydaje się niewielkie. Już dziś dane dotyczące logowania telefonów komórkowych do stacji bazowych archiwizowane są przez operatorów, a tzw. "dane wrażliwe" śledzą rynkowi potentaci pokroju Google. Obecnie ustalenie, gdzie w danym miejscu znajdował się nasz telefon komórkowy, nie stanowi więc większego problemu dla zainteresowanych takimi informacjami służb. Patrząc przez taki pryzmat system KAS wydaje się niewielkim zagrożeniem dla prywatności. Możemy też śmiało zakładać, że prokuratury czy prowadzącej działania operacyjne policji nie będzie raczej interesować to, że w 18 października wybraliśmy się autostradą A2 na imieniny cioci.

W dobie obostrzeń związanych z koronawirusem tego typu narzędzie w rękach władz rodzi pewne obawy, ale musimy zdawać sobie sprawę, że nie jest ono niczym wyjątkowym. Pamiętajmy, że kamery skanujące numery rejestracyjne znajdują się często na drogach wlotowych do wielu miast (np. tam, gdzie obowiązują zakazy tonażowe), a z pozyskaniem informacji od operatorów komórkowych zainteresowane służby nie mają większych problemów. Od postępującej cyfryzacji nie ma więc ucieczki, chyba że zrezygnujemy nie tylko z telefonów komórkowych, ale też korzystania z samochodu, transportu publicznego czy np. opieki zdrowotnej... PR

***

Policyjny dron znów polował na kierowcówPolicja
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas