Zginął czterolatek wieziony przez ojca motocyklem

Czteroletni chłopiec wieziony przez ojca motocyklem zginął w wypadku, do którego doszło w Zabrzu. Jednoślad zderzył się z samochodem wyjeżdżającym z podporządkowanej ulicy. Policjanci zaznaczają, że jeszcze nie wiadomo, kto ponosi winę za tę tragedię.

O wypadku, do którego doszło w niedzielę po południu, w poniedziałek poinformowała zabrzańska policja.

"Ze wstępnych ustaleń wynika, że 29-letni kierujący motocyklem, jadąc ul. Mikulczycką w kierunku ul. 11 Listopada, uderzył w tył volkswagena caddy, który wyjeżdżał z ul. Przystankowej w kierunku wjazdu na drogę krajową 88 z zamiarem skrętu w lewo w ulicę Mikulczycką" - powiedziała st. sierż. Agnieszka Żyłka z zabrzańskiej komendy.

Po wypadku chłopca reanimowano, nie udało się go jednak uratować. Ojciec dziecka trafił do szpitala z ogólnymi potłuczeniami, wstrząśnieniem mózgu i urazem nogi. Na miejscu pracowali policjanci zabrzańskiej drogówki, a także grupa dochodzeniowo-śledcza, która pod nadzorem prokuratora prowadziła oględziny.

Reklama

Wezwany został również biegły z zakresu ruchu drogowego. Opinia specjalistów będzie miała istotne znaczenie w ustaleniu dokładnego przebiegu wypadku i wskazaniu winnego. Jak podkreśliła Żyłka, nie jest to jeszcze przesądzone. Choć to volkswagen wyjeżdżał z drogi podporządkowanej, istotne jest ustalenie prędkości, z jaką jechał motocykl, i to, czy kierowca auta mógł go zauważyć i zareagować. Obaj kierowcy byli trzeźwi. Zarówno ojciec, jak i syn mieli na głowach kaski.

Żyłka zaznaczyła, że zgodnie z przepisami ruchu drogowego, dzieci do lat 7 można wieźć motocyklem, ale z zachowaniem szczególnej ostrożności i z prędkością nie większą niż 40 km/h.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy