Wypadek Beaty Szydło. Kierowca seicento zapłaci 1500 zł?

Nawiązka w wysokości 1500 zł - taką kwotę musiałby zapłacić Sebastian K., według prokuratury sprawca wypadku w Oświęcimiu, w którym ucierpiała premier Beata Szydło, jeśli przystałby na warunkowe umorzenie postępowania - dowiedzieli się dziennikarze śledczy RMF FM, Marek Balawajder i Krzysztof Zasada.

Umorzenia chce prokuratura, natomiast obrońca młodego mężczyzny zamierza doprowadzić do procesu.

Dla Sebastiana K. warunkowe umorzenie sprawy oznaczałoby uznanie tego, że jest winny spowodowania wypadku, w którym poważne obrażenia odniosła była szefowa rządu i dwaj funkcjonariusze BOR, a dodatkowo - roczny okres próby. 

Jak dowiedzieli się jednak nasi dziennikarze, jednocześnie takie rozwiązanie sprawiłoby, że to Skarb Państwa poniósłby koszty postępowania. Te nie są niskie, bo z naszych nieoficjalnych ustaleń wynika, że wynoszą 150 tys. zł. 

Reklama

Jeśli sprawa trafi do sądu, to Sebastian K. - jak twierdzi jego obrońca - ma szansę na uniewinnienie. To dla niego najważniejsze. Według adwokata, w śledztwie nie wszystkie okoliczności zdarzenia zostały wyjaśnione - chociażby to, czy rządowa kolumna jechała na sygnale.

Innego zdania jest prokuratura - podkreśla, że to opinie biegłych wskazują na winę młodego mężczyzny i to bez względu na to, czy samochody BOR miały sygnalizację uprzywilejowania.

Biegli stwierdzili, że kierowca Seicento na widok samochodu z włączonymi kogutami zjechał do prawego krawężnika i zatrzymał się. Gdy ten samochód go minął, "włączył się do ruchu" i wtedy uderzyła w niego limuzyna Beaty Szydło. W opinii biegłych przy tym manewrze wymagane jest upewnienie się, czy droga jest wolna i nie ma znaczenia, czy nadjeżdżający pojazd jest uprzywilejowany czy też nie (kwestia sygnałów dźwiękowych).


Taka opinia biegłych budzi jednak duże wątpliwości, bowiem zgodnie z przepisami, jeśli zatrzymanie pojazdu wynika z warunków ruchu (a tak niewątpliwie jest, gdy kierowca przepuszcza pojazd uprzywilejowany), nie można mówić o "włączaniu się do ruchu"! Analogiczna sytuacja ma miejsce chociażby w czasie oczekiwania na przejazd przy zapalonym czerwonym świetle. W świetle prawa samochód znajduje się wówczas w ruchu, mimo że fizycznie nie przemieszcza się.

Mówi o tym art. 17. Prawa o Ruchu Drogowym, który brzmi:

"Włączanie się do ruchu następuje przy rozpoczynaniu jazdy po postoju lub zatrzymaniu się niewynikającym z warunków lub przepisów ruchu drogowego oraz przy wjeżdżaniu:  

1) na drogę z nieruchomości, z obiektu przydrożnego lub dojazdu do takiego obiektu, z drogi niebędącej drogą publiczną oraz ze strefy zamieszkania; 

2) na drogę z pola lub na drogę twardą z drogi gruntowej; 

3) na jezdnię z pobocza, z chodnika lub z pasa ruchu dla pojazdów powolnych; 

Tymczasem sami biegli stwierdzili, że kierowca Seicento zatrzymał się na drodze, przy krawężniku, a nie na poboczu czy chodniku.

Przypomnijmy - do wypadku w Oświęcimiu doszło 10 lutego 2017 roku. Kolumna trzech samochodów, w której pojazd ówczesnej premier Beaty Szydło jechał w środku, wyprzedzała fiata seicento. Jego kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i zderzył się z autem szefowej rządu. W wypadku poszkodowane zostały trzy osoby - ówczesna premier i dwóch funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu.

RMF/INTERIA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy