Wielki problem z przejezdnością autostrady

Przejezdność autostrad na Euro 2012 - lansowana przez rząd - może nas słono kosztować.

Powód? Wyjątkowo ogólne zapisy w przyjętym przez rząd projekcie ustawy, która ma wpuścić kierowców na niedokończone drogi.

Ustawa o przejezdności niedokończonych autostrad ma zaradzić pojawiającym się opóźnieniom na budowach. Zakłada, że na czas mistrzostw Europy w piłce nożnej wykonawcy będą musieli zejść z placów budowy i oddać je kierowcom.

To z jednej strony - jak podkreśla wielu specjalistów może być niebezpieczne, a z drugiej - może nas sporo kosztować. Wszak zawieszenie prac na budowie to znaczne straty; sprzęt i ludzie - zamiast pracować - będą czekać.

Reklama

Wykonawca ma przedłużony proces budowy i nie może brać udziału w kolejnych przetargach na projekty, które by mu przyniosły zyski - mówi wiceprzewodniczący sejmowej komisji infrastruktury poseł Andrzej Adamczyk (PiS). Przyjęty przez rząd projekt ustawy trafił właśnie do konsultacji.

Według wykonawców, koszt wstrzymania robót na miesiąc może wynieść od 400 tysięcy do nawet miliona złotych. Kolejny problem to gwarancja. Jeśli za 2-3 lata trzeba będzie usuwać jakieś usterki, wykonawcy mogą jej nie uznać, argumentując to wpuszczeniem ruchu na niedokończoną trasę. Wtedy to my zapłacimy za remonty.

Po jakich drogach i z jaka prędkością pojedziemy na Euro?

Minister transportu wielokrotnie podkreślał, że przejezdność oznacza w zasadzie skończoną autostradę (chodzi wyłącznie o A2 do Warszawy) z pełnym oznakowaniem poziomym i pionowym. Może jedynie zabraknąć wszystkich ekranów akustycznych i innych tego rodzaju rzeczy jak MOP-y itd. - tłumaczył Sławomir Nowak w jednym z Kontrwywiadów RMF FM.

Tymczasem, jak ustalił reporte radia, wykonawca jednego z pięciu odcinków autostrady A2 -odziedziczonego po Chińczykach - ma zapisane w kontrakcie, że będzie mógł wpuścić kierowców na trasę bez ostatniej warstwy asfaltu, czyli de facto na podbudowę drogi. A to może oznaczać, że po kilku tygodniach wzmożonego ruchu, trasę trzeba będzie sfrezować zanim położy się ostatnią warstwę. A to nie dość, że wydłuży budowę, to jeszcze podniesie jej koszty.

Wciąż nierozstrzygnięta zostaje kwestia dopuszczalnej prędkości na tych "przejezdnych" odcinkach autostrad. Minister Nowak sugerował, że w ustawie wpisane zostanie 70-90 km/h. Problem w tym, że w projekcie nie ma o tym ani słowa. Nie wiadomo też, kto miałby tę maksymalną prędkość ustalać.

Pękają budowane autostrady, Nowak łata dziury w resorcie

Problem "przejezdności" na Euro to jedno. Pytanie, czy w ogóle na autostrady podczas mistrzostw wjedziemy. Na budowanych odcinkach A1, A2 i A4 odkryto pęknięcia. Łatanie szczelin powinno zakończyć najpóźniej na początku kwietnia. Ale pod warunkiem, że pozwoli na to pogoda.

Niewykluczone, że to właśnie plaga pęknięć na budowanych autostradach była przyczyną środowej dymisji wiceministra Radosława Stępnia. Jego obowiązki w resorcie przejął w czwartek Tadeusz Jarmuziewicz. To on będzie teraz odpowiadał za drogi.

Współpraca między Radosławem Stępniem i Sławomirem Nowakiem od początku nie układała się najlepiej. Podczas rozmowy z reporterem RMF FM Stępień zapewnił, że dymisję od dawna miał w planie. Interesujące jest jednak to, że stanowisko stracił tuż po ujawnieniu plagi pęknięć na autostradach.

Stępień nie ma sobie nic do zarzucenia. Tłumaczył, że to nie on miał nadzór nad drogami.

- Asfalt leje wykonawca i on ponosi odpowiedzialność za technologię, którą stosuje. Nadzór jest po stronie generalnego dyrektora, i ten nadzór dobrze funkcjonuje - argumentował Stępień.

Stępień zasłynął rowerową przejażdżką ze Strykowa do Bełchatowa, gdy przegrał zakład, że na tej trasie do Euro powstanie autostrada A1. Teraz nawał drogowych obowiązków spadnie na wiceministra Jarmuziewicza, który ma już na głowie finanse resortu, porty lotnicze i lotniska.

RMF
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy