Wciąż istnieją patologie na budowach dróg

Kilkudziesięciu przedsiębiorców, którzy nie otrzymali zapłaty za prace przy budowie dróg, protestowało w piątek przed Sejmem. Zwracali uwagę, że nie mają jak dochodzić swoich praw i odzyskać należnych pieniędzy, a w rezultacie ich firmy upadają.

Kilkudziesięciu przedsiębiorców, którzy nie otrzymali zapłaty za prace przy budowie dróg, protestowało w piątek przed Sejmem. Zwracali uwagę, że nie mają jak dochodzić swoich praw i odzyskać należnych pieniędzy, a w rezultacie ich firmy upadają.

Protestujący rozwinęli transparenty, na których napisali "Nie pozwólmy upaść polskim małym firmom" czy "Zapłaćcie za budowę A1". Jeden z protestujących przyniósł brzozową miotłę do wymiatania korupcji.

Do Warszawy przyjechali przedsiębiorcy, którym ich zleceniodawcy zalegają np. 3 mln zł, 1,7 mln zł, 540 tys. zł. Byli oni podwykonawcami podwykonawców firm budujących drogi. Kilku z nich mówiło w rozmowach z PAP, że zgłaszali się do GDDKiA o wypłatę należności na podstawie specustawy drogowej z 2012 r., ale usłyszeli, że nic im się nie należy, ponieważ ich zleceniodawcy nie zgłosili ich do Dyrekcji.

Reklama

Jak powiedział PAP Jacek Lewandowski z firmy Furu-Buru, jego dłużnik próbował mu udowodnić, że w ogóle nie było go na budowie. Dowodem, że jednak był i tam pracował, są zapisy z wypadku, któremu uległ na budowie.

Józef Tulin właściciel firmy Tulbud mówił, że jego wierzyciele zalegają mu ponad 1 mln zł. Tymczasem on musi płacić pensje około 50 pracownikom, odprowadzać składki do ZUS, odprowadził też VAT od faktur, za które nigdy nie otrzymał zapłaty. Jego firma pracowała m.in. przy budowie obwodnic Pabianic i Świebodzina. Wykonywała tam m.in. zbrojenia.

Opowieści protestujących były bardzo podobne, niemal każdy musiał się zadłużyć, by pospłacać zobowiązania wobec pracowników i urzędów, niektórzy poświęcili na to oszczędności emerytalne, inni zastawili domy, sprzedawali sprzęt budowlany. Przedsiębiorcy założyli też na początku grudnia fundację, w której chcą sobie wzajemnie pomagać.

Jak tłumaczyli protestujący przedsiębiorcy, wielu z ich zleceniodawców ogłosiło upadłość, dlatego nie mają od kogo dochodzić należnych im pieniędzy. Tulin pisał listy do premiera, szefa GDDKiA, ministra transportu. W odpowiedzi otrzymywał informacje, że może dochodzić należności w sądzie. Tymczasem upadłe firmy nie pozostawiają żadnego majątku, często nie wystarcza go nawet na pokrycie kosztów sądowych, nie mówić o spłacie wierzycieli.

Pikietujący przed Sejmem przedsiębiorcy domagali się, by specustawa została znowelizowana tak, aby podwykonawca, który otrzymał pieniądze od GDDKiA, musiał się rozliczyć także ze swoimi podwykonawcami.

Protestujący chcieli złożyć petycję na ręce wicepremier i minister infrastruktury i rozwoju Elżbiety Bieńkowskiej, ale jak poinformował PAP rzecznik tego resortu Piotr Popa, pikieta została rozwiązana, a ministerstwo nie otrzymało od przedsiębiorców żadnego pisma.

Jak informował w tym tygodniu szef Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad Lech Witecki, GDDKiA wypłaciła już na podstawie specustawy poszkodowanym przez wykonawców inwestycji firmom łącznie 980 mln zł.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy