W czołowym zderzeniu zginęło troje dzieci. Zapadł wyrok

Rok więzienia (bez zawieszenia) i dziesięcioletni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych - taki jest finał jednego z najtragiczniejszych wypadków drogowych ostatnich lat.

Chodzi o zdarzenie z 1 października 2016 roku, które odbiło się szerokim echem w mediach. Doszło wówczas do czołowego zderzenia Forda C-Max i Volvo XC70. W obu samochodach podróżowały rodziny z dziećmi. W wyniku wypadku, który rozegrał się nieopodal Mszczonowa, śmierć na miejscu poniosła trójka podróżujących szwedzkim autem dzieci w wieku:6, 9 i 11 lat.

Sąd Rejonowy w Żyrardowie, który zajmował się tą sprawą, nie miał wątpliwości, że winę za zdarzenie ponosi kierująca Fordem. W opinii śledczych kobieta rozpoczęła manewr wyprzedzania, mimo że widziała nadjeżdżające z przeciwka Volvo. Kobieta wyprzedzać miała kilka pojazdów.

Reklama

Skutkiem silnego czołowego zderzenia było zmiażdżenie przodów aut i silny wstrząs, który spowodował zagrażające życiu obrażenia ciała u trzech uczestników wypadku oraz natychmiastową śmierć trójki dzieci w wieku 11, 9 i 6 lat przewożonych w Volvo. Kierujący Volvo V70 ojciec dzieci, z uwagi na rozległe obrażenia, został przetransportowany helikopterem do szpitala w Warszawie. Pasażerka - matka dzieci - odniosła lżejsze obrażenia i do szpitala została przewieziona karetką.

W Fordzie poważnych obrażeń doznały osoby siedzące z przodu (rodzice jadących z tyłu dzieci). Trójka dzieci (5-latek i bliźniaki w wieku 11 lat) odniosły lekkie obrażenia.

Wkrótce po wypadku biegli stwierdzili, że sumaryczna prędkość zderzenia przekraczała 100 km/h. Prawidłowo jadące Volvo poruszało się z prędkością 78-90 km/h. Prędkość Forda w chwili zderzenia określono na 24-28 km/h. Oznacza to, że Ford przed zderzeniem mocno wyhamował, natomiast żadnej reakcji obronnej, co wynikało również z relacji świadków, nie podjął kierowca Volvo.

Ogłoszony przez Sąd Rejonowy w Żyrardowie wyrok jest prawomocny, zapadł już na pierwszej rozprawie. Oprócz kary bezwzględnego więzienia i 10-letniego zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych, kobieta - sprawczyni wypadku - musi też zapłacić rodzicom dzieci, które zginęły w wypadku, 200 tys. zł tytułem nawiązki. To kara jaką zaproponowała dla siebie kierująca Fordem, która chciała dobrowolnie poddać się karze. Na taki wyrok przystało oskarżenie, które zadeklarowało, że nie będzie wnosić apelacji.

Ofiary wypadku nie podróżowały w fotelikach. Dwójka dzieci siedziała na podwyższeniach zintegrowanych z kanapą, a trzecie - najstarsze - pośrodku. Biegli, po wielu ekspertyzach i testach, stwierdzili jednak, że urządzenia zastosowane w samochodzie spełniały wszelkie wymogi (homologacja) i zapewniały wymagany poziom bezpieczeństwa pasażerów. Biegli nie byli w stanie określić, czy gdyby dzieci podróżowały w fotelikach udałoby im się przeżyć. W ocenie ekspertów bezsprzecznie odniosłyby inne obrażenia, ale żadne wyposażenie z dziedziny bezpieczeństwa nie gwarantuje przeżycia wypadku, do którego dochodzi przy prędkościach przekraczających 50 km/h. Nie zmienia to jednak faktu, że w Fordzie dzieci siedziały w fotelikach zewnętrznych i odniosły tylko niewielkie obrażenia.

To może być cenna wskazówka dla rodziców, którzy rozważają przesadzenie dzieci z pełnych fotelików na podkładkę. Te ostatnie nie gwarantują właściwego ułożenia pasa w okolicy szyi i barków, w przeciwieństwie do fotelików, które mają specjalne szczeliny, którymi biegnie pas.

A trzeba dodać, że wydana została ekspertyza biegłych, z której wynikało, że dwoje z trójki przewożonych szwedzkim pojazdem dzieci miało nieprawidłowo zapięte pasy. Rodzice zgodnie zeznali, że te były zapięte prawidłowo. Istnieje jednak duże prawdopodobieństwo, że w czasie podróży dzieci same przełożyły pasy, co - biorąc pod uwagę późną porę (zmrok) było trudne do zaobserwowania przez rodziców. Wiadomo natomiast na pewno, że pasy były zapięte.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy