Tragiczny wypadek. Duża prędkość, mała przyczepność...

Przecenianie własnych umiejętności często niesie za sobą tragiczne skutki. Śliska nawierzchnia w połączeniu ze zbyt dużą prędkością to sprawdzony przepis na poważny wypadek.

Poniżej prezentujemy zapis zdarzenia, do jakiego doszło 15 stycznia na drodze S8 w okolicach węzła Polichno, w województwie łódzkim. Z powodu obfitych opadów śniegu kierowca jednej z ciężarówek jadących w stronę Wrocławia stracił panowanie nad pojazdem i zatrzymał się w poprzek jezdni. Chcąc uniknąć zderzenia z tarasującym drogę autem, inny kierowca ciężarówki musiał zahamować awaryjnie, co skończyło się zjechaniem na lewy pas ruchu.

Niestety, wykonanie podobnego manewru nie udało się już kierowcy Opla Insigni, który - mimo śniegu - z dużą prędkością poruszał się lewym pasem. Auto uderzyło w tył stojącej naczepy, w wypadku zginęła 34-letnia pasażerka samochodu.

Reklama

Przebieg wypadku wydaje się wręcz kuriozalny. Od momentu rozpoczęcia hamowania awaryjnego do uderzenia w tył naczepy mija ponad 5 sekund! Kierowca miał wystarczająco dużo czasu, by próbować ominąć stojący pojazd prawą stroną. Zdecydowanie mniej tragicznie zakończyłoby się również uderzenie w naczepę centralną częścią przodu. Niestety, brak doświadczenia i zbyt wysoka prędkość sprawiły, że zdarzenia miało koszmarny finał.

W ostatniej fazie hamowania kierowca - najprawdopodobniej instynktownie - starał się chronić siebie odbijając lekko w lewo. Ta nieświadoma decyzja kosztowała życie 34-letniej pasażerki auta.

Inną sprawą jest w ogóle bardzo późne rozpoczęcie hamowania. Mimo słabej jakości nagrania, możemy na nim dostrzec stojące ciężarówki kilka sekund zanim kierowca opla podjął manewr obronny. Przy takiej prędkości każda sekunda to przeszło 20 m miejsca na hamowanie mniej.

O komentarz do zaistniałej sytuacji poprosiliśmy naszego eksperta - Tomasza Czopika, który prowadzi największy ośrodek doskonalenia techniki jazdy w Polsce - Sobiesław Zasada Centrum. Jak znany rajdowiec ocenił zachowanie kierowcy opla?

- Wygląda na to, że to była najgorsza z możliwych nawierzchni, czyli mokre błoto śniegowe, zapychające bieżnik. Widać, jak od dłuższego czasu kierowca hamuje "awaryjnie" - bez skutku, bo było po prostu za szybko. W pewnym momencie powinien zacząć "kombinować", bo uderzenie było nieuniknione. Można chyba było uderzyć centralnie w osłony naczepy albo uciekać w prawo, w bariery. Niestety, takie dobre odruchy w ułamku sekundy to jedynie zasługa treningu na śliskiej nawierzchni. Bardzo przykry wypadek i dobre ostrzeżenie dla ciągle zbyt wielu, zbyt szybkich... - podsumował Tomasz Czopik.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wypadek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy