Szydło zeznaje ws. wypadku. Uciekła przed dziennikarzami

We wtorek przed Sądem Okręgowym w Krakowie odbywa się piąta rozprawa w procesie Sebastiana Kościelnika - kierowcy fiata seicento, oskarżonego o nieumyślne spowodowanie wypadku z udziałem kolumny BOR w Oświęcimiu. W rządowym samochodzie podróżowała premier Beata Szydło.

Do wypadku doszło 10 lutego 2017 r. w Oświęcimiu. Poszkodowana została w nim ówczesna premier Beata Szydło oraz funkcjonariusze BOR.

Rozprawa toczy się w trybie niejawnym. Z informacji zamieszczonych na wokandzie wynika, że na godzinę 10.50 wezwana została osoba o inicjałach B.S. Przedstawicielka biura prasowego krakowskiego sądu potwierdziła dziennikarzom, że osoba ta znajduje się na sali.

Dziennikarze oczekiwali na stawienie się Szydło przed wejściem do pawilonu, gdzie odbywa się rozprawa. Wicepremier - jeśli znajdowała się na sali - weszła do sądu innym wejściem.

Reklama

Proces dotyczący wypadku z udziałem ówczesnej premier rozpoczął się 16 października przed Sądem Rejonowym w Oświęcimiu. Jednak ze względu na to, że sąd ten nie posiada sali do wykonywania czynności, gdy postępowanie jest niejawne i konieczne jest korzystanie z materiałów znajdujących się w kancelarii tajnej, kolejną rozprawę wyznaczono w Krakowie.

Klauzulą niejawności są objęte m.in. zeznania funkcjonariuszy BOR (obecnie SOP), którzy mówią o obowiązujących w tej służbie procedurach.

Prokuratura zarzuciła Sebastianowi Kościelnikowi (zgodził się na ujawnienie swojego wizerunku, imienia i nazwiska - PAP) nieumyślne spowodowanie wypadku. Mężczyzna nie przyznaje się do winy.

Policja podała, że rządowa kolumna trzech samochodów, w której jechała Beata Szydło (jej pojazd znajdował się w środku kolumny - PAP) wyprzedzała fiata seicento. Jego kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto ówczesnej szefowej rządu, które następnie uderzyło w drzewo.

W akcie oskarżenia, wskazano, że kierowca przepuścił samochód emitujący świetlne sygnały uprzywilejowania, ale później nie zachował ostrożności, nie obserwował jezdni za swoim autem i nie upewnił się, czy pojazd uprzywilejowany jest jeden, czy więcej. Ruszył, nie ustępując pierwszeństwa, i doprowadził do zderzenia z drugim samochodem BOR-u, który akurat go wyprzedzał.

Problem w tym, że żaden z przepisów ustawy o ruchu drogowym nie mówi, że pojazd uprzywilejowany ma pierwszeństwo. Mówi jedynie, że inni kierowcy mają umożliwić przejazd pojazdowi uprzywilejowanemu, a jego kierowca ma zachować szczególną ostrożność.

Na pierwszej rozprawie Sebastian Kościelnik odmówił składania wyjaśnień. Sędzia odczytała jego wcześniejsze zeznania, w tym pierwsze, krótko po wypadku, gdy przyznał się do zarzutu nieumyślnego spowodowania wypadku. Później nie poczuwał się do winy.

W połowie marca tego roku krakowska prokuratura okręgowa wystąpiła do sądu w Oświęcimiu z wnioskiem o warunkowe umorzenie postępowania. Śledczy chcieli wyznaczenia Sebastianowi Kościelnikowi okresu próby wynoszącego 1 rok. Mężczyzna miałby też zapłacić 1,5 tys. nawiązki. Na umorzenie nie zgodził się Sebastian Kościelnik wraz z obrońcą Władysławem Pociejem.


PAP/INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy