Specjalnie przejechał rowerzystę? Ruszył proces

Przed wrocławskim Sądem Okręgowym rozpoczął się w czwartek proces taksówkarza Artura Ch. oskarżonego o usiłowanie zabójstwa rowerzysty. Według prokuratury oskarżony miał celowo przejechać go samochodem. 38-letniemu mężczyźnie grozi dożywocie.

Do zdarzenia doszło w kwietniu ubiegłego roku. Taksówkarz Artur Ch. zderzył się z rowerzystą, obywatelem Ukrainy na jednej z wrocławskich ulic. Po zajściu mężczyźni wymienili między sobą kilka zdań, po czym rowerzysta odjechał w kierunku pobliskiego parku. Jak ustalili śledczy, taksówkarz udał się za rowerzystą w pościg samochodem, umyślnie - zdaniem prokuratury - potracił pokrzywdzonego autem, a następnie po nim przejechał.

Rowerzysta ze zmiażdżeniami, urazem klatki piersiowej oraz połamanymi żebrami trafił do szpitala. Mężczyzna doznał ostrej niewydolności oddechowej, co zagrażało jego życiu. Prokuratura oskarżyła Artura Ch. o usiłowanie zabójstwa rowerzysty.

Reklama

W czwartek oskarżony nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Odmówił składania wyjaśnień i nie chciał odpowiadać na pytania sądu i prokuratura, a jedynie na pytania swojego obrońcy. Przed sądem mówił, że "nigdy w życiu jego zamiarem nie było pozbawienia kogokolwiek życia albo zdrowia".

Sąd odczytał wyjaśnienia oskarżonego składane w czasie śledztwa, w których relacjonował on przebieg zdarzenia. Mężczyzna tłumaczył wówczas, że na wysokości przejścia dla pieszych w jego auto uderzył rowerzysta. "Zjechałem na bok i poprosiłem rowerzystę, żeby też się zatrzymał. Obejrzałem auto i stwierdziłem uszkodzenia. Poprosiłem go, żeby dał dokumenty i poczekał aż wezwę policję. On jednak wsiadł na rower i zaczął uciekać" - relacjonował oskarżony.

Jak tłumaczył, wrócił wtedy do samochodu i ruszył za rowerzystą, żeby go zatrzymać. "Po ok. 50 metrach udało mi się go dogonić. Minimalnie dojeżdżałem do roweru ocierając tablicami o jego tylne koło, chciałem uniemożliwić mu ucieczkę. W pewnym momencie rowerzysta się przewrócił i straciłem go z pola widzenia. Gdy wyszedłem z pojazdu, zobaczyłem, że leży pod samochodem. Wróciłem, by przestawić auto o pół metra, aby go uwolnić" - mówił taksówkarz.

Oskarżony przekonywał, że nie miał zamiaru nikogo pozbawić życia, a zdarzenie było niefortunnym wypadkiem. "Nie wiem, czy do upadku rowerzysty przyczyniłem się ja, czy sam przewrócił się na nierównej drodze. Nie chciałem nikogo pozbawić życia. Kierowało mną czyste poczucie sprawiedliwości, aby wyegzekwować zadośćuczynienie za szkody uczynione na moim pojeździe" - twierdził oskarżony.

38-latkowi grozi dożywocie.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy