Skandal na autostradzie A4. Stój, płacz i płać!

​Wczoraj około południa na opolskim odcinku autostrady A4 doszło do dwóch tragicznych wypadków. Według policji zginęły w nich dwie osoby, ucierpiały cztery inne, spłonęły cztery pojazdy. Ok. godz. 15 odblokowano nitkę A4 w kierunku Wrocławia. Trasa na Katowice była zablokowana do godz. 22.30.

Rzecznik opolskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad Michał Wandrasz zapewniał w odnieseniu do pierwszego z poniedziałkowych wypadków na A4, że odcinek robót na którym do niego doszło, był prawidłowo oznakowany, "zgodnie z zatwierdzonym projektem organizacji ruchu na jezdni północnej (kierunek Wrocław) w obu kierunkach". Dodał, że "to zdarzenie spowodowało natychmiastowe utworzenie się zatoru w obu kierunkach". To właśnie na stojące w tym zatorze auto osobowe najechała ciężarówka, doprowadzając do drugiego z wypadków.

Wandrasz poinformował też, że kierowców poruszających się trasą A4 w stronę miejsc wypadków informowano o tych zdarzeniach na specjalnych tablicach, tak jak o zalecanym objeździe. "Dodatkowo uruchomiono tablice awaryjne na dojeździe do autostrady na DK 46 informujące o zamknięciu A4. Informacja ta pozwoliła kierowcom jadącym od strony Opola ominąć zamknięty odcinek autostrady i włączyć się na nią na węźle Brzeg" - dodał.

Niestety, kierowcy wjeżdżający na autostradę od strony Wrocławia donoszą, że nikt o żadnych utrudnieniach ich nie poinformował. Z naszą redakcją skontaktował się kierowca, który wjechał na autostradę A4 pod Wrocławiem około godziny 18 i do momentu, gdy stanął w korku nie był świadomy jakichkolwiek utrudnień. Nie było wcześniej komunikatów, pracownicy GDDKiA nie informowali ani przed bramkami ani na samych bramkach, że autostrada jest zablokowana.

Pierwszy komunikat o wypadku pojawił się dopiero... w korku. Na tablicy informowano, że jest wypadek za 7 km i zalecany objazd w kierunku Katowic prowadzi przez zjazd Nysa-Brzeg.

Reklama

Można to traktować jak niedopatrzenie, chociaż trudno znaleźć dla niego wytłumaczenie. Natomiast skandalem jest, że chociaż cały ruch z A4 kierował się właśnie na ten zjazd, to nie otwarto bramek, ale pobierano na nim opłaty! Cały ruch z zablokowanej do godziny 22.30 autostrady musiał wydostać się zjazdem, na którym były dwie (!) bramki. Efekt? Przejechanie 6 km od miejsca gdzie zaczął się korek do bramek w Brzegu zajął... jedyne 4 godziny!

Przypomnijmy, że wypadki miały miejsce około południa, wspomniany kierowca z Wrocławia wyjechał około 18, a nitka na Katowice została odblokowana dopiero o 22.30. Czy przez ten czas nie dało się zadbać o odpowiednią informację i zorganizowanie objazdów?

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: autostrada A4
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy