Policjanci na widok pirata ruszyli za nim, licząc na kumulację

Wyjątkowym brakiem rozsądku i odpowiedzialności wykazał się pewien młody kierowca. Co gorsza policjanci, widząc co robi, nie ukrócili natychmiast jego niebezpiecznej jazdy, co jest przecież ich obowiązkiem.

Policjanci z wrocławskiej drogówki zauważyli bardzo szybko jadącego kierowcę i ruszyli za nim. Jak długo podążali za nim? Trudno powiedzieć. Nagranie z wideorejestratora zaczyna się w momencie, kiedy radiowóz jedzie 109 km/h przy ograniczeniu do 40 km/h. Policjant zmienia pas na lewy i uruchamia pomiar prędkości, który wykazał średnią prędkość radiowozu na odcinku 100 metrów, wynoszącą 114,6 km/h.

Mniej więcej tyle też jechał kierowca, którego ścigali. Na tym odcinku drogi dwupasmowej co kawałek było wyznaczone przejście dla pieszych, więc tak szybka jazda stwarzała bardzo duże zagrożenie. Czy funkcjonariusze natychmiast po wykonaniu pomiaru włączyli sygnały i zmusili pirata do zatrzymania? Nie - jechali za nim dalej, wykonując kolejny pomiar. Ten był niewiele większy, bo 119,1 km/h, ale za to ścigany kierowca wyprzedził inne auto na przejściu dla pieszych, więc zrobiła się już ładna kumulacja.

Czy w tym momencie zatrzymali oni pirata drogowego? Trudno powiedzieć. Nagranie się urywa. Może tuż po tym włączyli sygnały i go zatrzymali. A może jechali jeszcze chwilę, ale nie zrobił już więcej nic "ciekawego".

Piratem okazał się 24-letni mężczyzna, który tłumaczył, że spieszył się na randkę ze swoją dziewczyną. Policjanci zatrzymali mu prawo jazdy na 3 miesiące, nałożyli na niego mandat (w nieokreślonej kwocie) oraz 20 punktów, które zarobił dzięki cierpliwości funkcjonariuszy.

Reklama
INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy