Nie chciało mu się czekać przed przejazdem. Żyje, ale jest "lżejszy" o 2000 zł
Chociaż czerwone światło zawsze znaczy to samo, nie brakuje kierowców, którzy uważają, iż czerwona światło na przejeździe kolejowym, wcale nie nakazuje zatrzymania się. Tak było i w tym przypadku, ale obyło się na szczęście bez tragedii.
Przejazdy kolejowe bywają irytujące, co przyzna chyba każdy kierowca. Często rogatki są opuszczane na kilka minut przed przyjazdem pociągu. Winni są temu jednak sami kierujący, którzy wjeżdżają na przejazdy pomimo czerwonego światła i opadających rogatek. Te minuty mają im dać czas na bezpieczne opuszczenie przejazdu.
Ponieważ jednak nie brakuje sytuacji, w których kierowca woli czekać na torach na pewną śmierć, zamiast zarysować lakier wyłamując rogatkę (co zresztą można z łatwością zrobić też ręcznie), stosuje się czasami tylko półzapory. Tak, aby zabronić wjazdu na przejazd, ale umożliwić zjazd, jeśli jakiś kierowca nie zrozumiał, co oznacza czerwone światło.
Takie maksymalne ułatwienie pokonania przejazdu kolejowego nierozgarniętym kierowcom, bywa niestety wykorzystywane przez inny gatunek kierującego - kombinatora. Wykorzystuje on fakt, że półzapory można ominąć, więc robi to, jeśli widzi, że pociągu nie ma nigdzie w pobliżu.
Tak właśnie zrobił kierowca zielonego Fiata Punto pierwszej generacji, który najpierw ominął kierującą, nagrywającą zdarzenie, a potem ominął Volvo S80 i wjechał na przejazd, pomimo opuszczonych rogatek i czerwonego światła.
Na podstawie tego wideo, policjanci odszukali kierowcę Punto. 29-letni mieszkaniec Oławy otrzymał mandat na 2000 zł oraz 15 punktów karnych.
W całej tej historii zastanawia jednak, dlaczego policjanci ukarali tylko kierującego Fiatem? Nie zauważyli, dlaczego nie pojechał on prosto na przejazd, tylko zatrzymał się? A zatrzymał się ponieważ z naprzeciwka jechał czerwony Citroen Jumper, którego kierowca również musiał ominąć inne samochody i zrobić slalom między rogatkami. On zdaniem policjantów nie zasługiwał na mandat?
Druga kwestia to fakt, że kierująca, która zgłosiła całe zdarzenie, nagrała je telefonem trzymanym w ręce. A przypomnijmy, że nawet stojąc na czerwonym świetle, kierowca nie może sięgnąć po telefon. Policja wbrew pozorom zwykle bardzo zwraca uwagę na o wykroczenie, a szerokim echem odbiła się choćby akcja policji z Piaseczna, która latała dronem nad samochodami stojącymi przed przejazdem kolejowym i zaglądała do wnętrz samochodów, sprawdzając, czy kierujący nie sięgają po smartfona.
Takie wykroczenie wyceniane jest na 500 zł oraz 12 punktów karnych i formalnie rzecz biorąc nagrywająca powinna taki mandat otrzymać. Ciekawe czy policjanci odstąpili od ukarania jej ze względu na to, że "ujawniła" znacznie poważniejsze wykroczenie, czy dlatego, że również i tego wykroczenia nie zauważyli.