Masz diesla lub LPG? Dziś lepiej uważaj!

Uwaga, kierowcy. Dziś w całym kraju prowadzona jest policyjna akcja "SMOG". Dymomierze i analizatory spalin mają pomóc wyeliminować z dróg pojazdy, emitujące do atmosfery zbyt dużo szkodliwych substancji.

Chociaż policja zapowiada, że akcja ma charakter "informacyjno-edukacyjny", nie ulega wątpliwości, że "posypią się" dowody rejestracyjne. Policjanci nie ukrywają, że badane będą zwłaszcza te samochody, co do których istnieje "uzasadnione przypuszczenie, że naruszają wymagania ochrony środowiska". Powody do obaw mają więc głównie właściciele starych i zaniedbanych aut z silnikami wysokoprężnymi oraz benzynowych pojazdów korzystających z... instalacji gazowych.

Przypominamy, że wbrew powszechnej opinii, w przypadku auta z silnikiem wysokoprężnym policjant (ani diagnosta) nie jest w stanie sprawdzić, czy spaliny mieszczą się w deklarowanej przez producenta normie (np. euro VI). Potrzeba do tego koszmarnie drogich analizatorów, które w Polsce posiada ledwie kilka instytutów naukowych. Badany jest wyłącznie poziom zadymienia spalin, a ten określają polski normy. Co ciekawe, są one na tyle "szerokie", że - przy sprawnym układzie wtryskowym - bez trudu powinny spełniać je nawet współczesne samochody z usuniętymi filtrami cząstek stałych!

Reklama

Powody do zmartwień mogą mieć natomiast właściciele aut z silnikami benzynowymi od lat eksploatowanymi na LPG. Nie jest tajemnicą, że wielu użytkowników takich aut ignoruje kontrolkę "check engine", wychodząc z założenia, że błędy wynikają ze spalania innego paliwa. W rzeczywistości często podyktowane są uszkodzoną sondą lambda lub zużytym katalizatorem. Już pojedynczy zapłon mieszanki paliwowo-powietrznej w wydechu skończy się uszkodzeniem czujnika tlenu, często dochodzi również do uszkodzenia ceramicznego wkładu katalizatora.

W przeciwieństwie do silników Diesla, analiza spalin jednostki o zapłonie iskrowym jest stosunkowo prosta. Stosownymi urządzeniami dysponują wszystkie stacje diagnostyczne i coraz więcej radiowozów. Określenie poziomu szkodliwych substancji w spalinach zajmuje około minuty - badanie przeprowadzane jest zarówno przy obrotach biegu jałowego, jak i pod obciążeniem.

Uszkodzona sonda lambda (nagminna przypadłość aut z LPG) w praktyce uniemożliwia uzyskanie pozytywnego wyniku. Błędny sygnał powoduje bowiem, że komputer sterujący wtryskiem zakłada, że czujnik nie osiągnął jeszcze optymalnej temperatury pracy (powyżej 300 stopni Celsjusza) i wzbogaca mieszankę dla szybszego nagrzania jednostki napędowej. Efekt to nie tylko większe zużycie paliwa, ale też drastyczne przekroczenie (nawet stukrotnie!) normy zawartości emisji CO2.

Wymiana sondy lambda w większości popularnych samochodów wiąże się z wydatkiem między 200 a 500 zł. Po takim zabiegu (o ile oczywiście pozostałe podzespoły, jak np. przepływomierz, są sprawne) emisja CO2 powinna wrócić do normy. Przed udaniem się na przegląd cząstkowy radzimy jednak wizytę u "gazownika" i korektę map wtrysku/dawki. Wielu specjalistów od LPG celowo "podlewa" silnik gazem (ustawia większą dawkę niż powinno) by zminimalizować ryzyko jazdy z ubogą mieszanką (a co za tym idzie niekontrolowanego wzrostu temperatury w cylindrze). W konsekwencji niespalona mieszanka może gromadzić się w układzie wydechowym - jej niekontrolowany zapłon (i ponowne uszkodzenie lambdy/katalizatora/tłumików) to tylko kwestia czasu...

Paweł Rygas



INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy