Drogowcy ominęli auta, zostawili dziury. To dobrze?

Drogowcy, w trybie awaryjnym remontujący ulicę Jana Kazimierza w Warszawie, musieli omijać stojące tam samochody. Położyli więc asfalt tam, gdzie mogli, co oznacza, że w paru miejscach musieli pozostawić starą nawierzchnię.

Zarząd Dróg Miejskich zrzuca winę na niesubordynowanych kierowców, którzy zlekceważyli znaki zakazu postoju i na policję, która odmówiła odholowania nieprzepisowo zaparkowanych samochodów. Niestety, jeszcze raz okazało się, że Polacy są narodem pozbawionym poczucia humoru i dystansu do otaczającej ich rzeczywistości.

Pomimo wyraźnych sugestii w tytułach w mediach, że mamy do czynienia z sytuacją "jak z Mrożka" lub "jak z filmów Barei", internauci nie dostrzegli komediowego potencjału owego zdarzenia. Zapałali oburzeniem, a w komentarzach zamiast śmichów chichów mamy pryncypialną krytykę.

Reklama

Dostało się władzom stolicy, ze szczególnym uwzględnieniem prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, służbom porządkowym, wykonawcom robót i samym zmotoryzowanym warszawiakom. 

"Tylko odholowanie samochodu na koszt właściciela, bo wszyscy wiedzieli, że będzie remont. Bydło z tych warszawskich kierowców, nie obrażając bydła, które mądrzejsze od wieśniaka warszawskiego" - pisze "wystarczyło".

"W normalnym kraju: samochód delikwenta na lawetę, klamra i na parking policyjny (firmy) i rachuneczek: 500 PLN za zdjęcie klamry i 50 PLN za każdą nockę spędzoną na parkingu. Jedna taka akcja i nie ma problemów" - zauważa "Bosy".

"Był zakaz? Był. To tych palantów, co wjechali na zakaz, obciążyć kosztami dokończenia prac na drodze. Jak policja to niemoty, to wystąpić na drogę postępowania cywilnego i ci "kierowcy" w skarpetach wyjdą" - radzi "jaro".

"A może to trzeba było zrobić na raty? Jednego dnia (bądź tygodnia) jeden pas, a drugiego drugi pas? Przy czym pierwszego dnia ustawić zakaz parkowania po jednej stronie ze znaczkiem odholowania w razie złamania i informacją, że będą takie i takie prace w takim i takim terminie, żeby kierowcy wiedzieli, o co chodzi. Następnego dnia to samo, ale na drugim pasie? Mimo wszystko wyszłoby taniej i bardziej cywilizowanie..." - występuje z konstruktywną, aczkolwiek spóźnioną propozycją ""retrowity".

Nie zabrakło porównań polskich realiów z zagranicznymi.

"Komedia": "Policja nie może zlecić odholowania auta... Gdzie my żyjemy ? Na Słowacji po 10 minutach parkowania bez zbędnych dyskusji przyjeżdża służba miejska i w 5 minut podnosi auto do góry i po sprawie. W Polsce się nic nie da. Brawo policja... kpina absolutna, tego policmajstra natychmiast dyscyplinarnie należy zwolnić, a policję obciążyć kosztami dodatkowego asfaltowania."

"zzz": "W Anglii na 2 tygodnie przed remontem cała ulica zostaje oznakowana, z dużymi tablicami o zakazie parkowania dnia... w godzinach... A poprzedniego dnia gęsto rozstawiają pachołki i nie da się zaparkować. W Polsce jak zwykle zamiast planowania mamy radosną improwizację. Genialni drogowcy nawet nie wiedzą, czy policji wolno odholować pojazd."

Zaraz odholować... Pojawiły się przecież propozycje, by sięgnąć po znacznie radykalniejsze rozwiązania.

"Ci drogowcy, pewnie było ich kilkunastu, nie mogli się zebrać i przesunąć tego auta 2 metry na chodnik rękami? - pyta "tupt".

"Sposób był prosty. Wystarczyło lekko spychem przepchnąć wystające samochody na chodnik" - pisze"anty".

My chcielibyśmy bronić wykonawców remontu. Zachowali się tak, jak powinni zachować się, mieszkając i pracując w cywilizowanym kraju. Uszanowali własność prywatną. Niczego nie przenosili ani nie spychali. Nie przyszło im też do głowy, aby, jak sugerują niektórzy internauci, "niechcący" spryskać zaparkowane samochody asfaltem lub ich "nie zauważyć" i pociągnąć przez nadwozia białe linie. Gdy spotkali się z odmową pomocy ze strony policji mogli opuścić teren robót, ale nie szukali wymówek, lecz ambitnie, nie bacząc na trudności, przystąpili do wykonania zadania, na miarę obiektywnych uwarunkowań. Przesadą jest także pisanie o pozostawieniu "dużych połaci starej nawierzchni". Ze zdjęć wynika, że chodzi tu o kilka placków. Fakt, nie wyglądają ładnie, ale przy odrobinie dobrej woli kierowcy będą umieli je ominąć. ZZM obiecuje zresztą dokonanie poprawek, więc naprawdę nie ma się o co pieklić.

 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy