Utknąłeś na przejeździe? To wyłam szlaban i uciekaj!

Wypadki na przejazdach kolejowych są w Polsce prawdziwą plagą. Co parę miesięcy dowiadujemy się, że jakiś samochód wjechał pod pociąg. Bardzo często w takich zdarzeniach giną ludzie, w tym także dzieci wiezione przez nieodpowiedzialnych rodziców. Najczęstszą przyczyną tych tragicznych zdarzeń jest oczywiście brak elementarnej ostrożności kierowców na przejazdach kolejowych.

Na przejazdach z zaporami i sygnalizacją świetlną kierowcy zazwyczaj ignorują dwa migające naprzemiennie sygnały czerwone, bo liczą, że jeszcze zdążą przejechać przed opuszczeniem się zapór. Jeśli jednak zapory opadną i pojazd utkwi na przejeździe, wykazują się szokującą wręcz nieporadnością.

Kilka dni temu do takiego zdarzenia doszło w miejscowości Warlubie koło Świecia. Na przejazd kolejowy wjechał autobus szkolny prowadzony przez 71-letniego kierowcę:

Jakość tego nagrania jest wprawdzie kiepska, ale doskonale widać, co się stało. Kierowca autobusu wjechał na przejazd po podniesieniu zapór, lecz wkrótce one ponownie się opuściły. Te urządzenia sterowane są automatycznie i była to zapewne kwestia przypadku: po przejechaniu jednego pociągu nadjechał pociąg z drugiego kierunku i załączył mechanizm opuszczania zapór.

Reklama

Na pewno było to dla kierowcy autobusu zaskoczeniem, ale czy to oznacza, że powinien biernie czekać na najechanie przez pociąg?

Z autobusu wysiadła kobieta, która ponaglała kierowcę do zjechania z przejazdu. Niestety, czynił on to tak powolnie i nieporadnie, że doczekał się uderzenia przez lokomotywę i w wyniku tego zdarzenia poniósł śmierć. Całe szczęście, że w tym autobusie szkolnym nie było dzieci, bo mielibyśmy co najmniej kilka ofiar śmiertelnych.

A przecież ten kierowca mógł i powinien natychmiast zjechać z przejazdu, po prostu wyłamując zaporę autobusem. Szlabany na przejazdach są tak zbudowane, że można je wyłamać nawet ręką. Dlaczego ten z pewnością doświadczony kierowca nie uciekał z przejazdu, lecz czekał na nim na własną śmierć?

Podobnych zdarzeń jest bardzo wiele. Popatrzcie uważnie - te wypadki można zaliczyć już niemalże do klasyki głupoty i bezradności na przejazdach kolejowych.

Polski kierowca tira wjeżdża na przejazd kolejowy w czeskiej miejscowości Studenka, ignorując oczywiście sygnalizację świetlną. Zapory opuszczają się. Zamiast natychmiast uciekać z przejazdu, ten osobnik stoi na nim, przejeżdża tylko 2 m do przodu. Nadjeżdża pociąg Pendolino i uderza w naczepę załadowaną arkuszami stalowej blachy. Ta blacha tnie pociąg i jego pasażerów jak brzytwa. Kilka osób ponosi śmierć, a czeski maszynista traci obie nogi, pozostaje kaleką do końca życia.

Notabene Czesi potraktowali ten wypadek bardzo poważnie i polski (profesjonalista) jeszcze siedzi u nich za kratami.

Kolejne tragiczne zdarzenie:

W Puszczykowie koło Poznania na przejazd wjeżdża karetka jadąca na sygnałach. Oprócz kierowcy znajduje się w niej lekarz i ratownik medyczny. Zespół ten jedzie do chorego. Zapory niestety opuszczają się i w tym momencie kierowca karetki zaczyna kombinować najgorzej jak tylko można. Próbuje ustawić ambulans równolegle do torowiska i w pewnym momencie tylko tył karetki znajduje się na torowisku. Niestety kierowca dalej manewruje i doprowadza do tego, że rozpędzony pociąg uderza w jej prawą stronę. Lekarz i ratownik ponoszą śmierć na miejscu.

Tej tragedii też można by uniknąć, gdyby kierowca karetki nie zwlekał i swym pojazdem niezwłocznie wyłamał zaporę.

Następne żenujące zdarzenie:

W Modlinie kierowca autobusu przewożącego pasażerów ignoruje sygnalizację świetlną i wjeżdża na przejazd kolejowy. Zapora opuszcza się, tył autobusu pozostaje na szynach. A co robi pan kierowca? Wychodzi z autobusu i macha do maszynisty pędzącego Pendolino. Na szczęście tym razem nikt nie odniósł obrażeń, rozbity został tylko autobus i uszkodzony pociąg.

Dlaczego kierowca autobusu nie wyłamał zapory i nie usunął się z przejazdu? Dlaczego w takiej sytuacji nie zarządził natychmiastowej ewakuacji pasażerów z autobusu? To machanie do maszynisty i podskakiwanie na torowisku było naprawdę żenujące. Tak mógłby zachować się przedszkolak, a nie kierowca zawodowy odpowiadający za życie i zdrowie przewożących ludzi.

I jeszcze jedna godna politowania sytuacja:

Kierowca tira z naczepą przejeżdża przejazd, ale zatrzymuje się tak, że tył naczepy pozostaje na przejeździe kolejowym. Nie wiadomo, na co ten kierowca czeka, zapewne zastanawia się,  w która stronę ma skręcić. W tym czasie nadjeżdża pociąg i taranuje naczepę. Czy tak zachowuje się kierowca zawodowy?

To jest szczególnie niepokojące i smutne, że tak postępowali rzekomi profesjonaliści, kierowcy zawodowi, którzy powinni mieć o wiele większe kwalifikacje niż amatorzy jeżdżący osobówkami. Nasuwa mi się pytanie, po co są te wszystkie kursy, szkolenia okresowe, skoro zawodowi kierowcy wykazują się kompletnym dyletanctwem i brakiem odpowiedzialności?

Zderzenie pociągu z samochodem naraża na niebezpieczeństwo nie tylko kierowcę, ale także maszynistę i pasażerów pociągu. Każde takie zdarzenie, nawet jeśli nie skutkuje ofiarami w ludziach, powoduje wielomilionowe straty, za które płacimy my wszyscy. Nawet drobny incydent na przejeździe kolejowym staje się przyczyną opóźnień bardzo wielu pociągów. Ich pasażerowie spóźniają się do pracy, przeżywają stres, narażeni są na przesiadki itd.

Nie wspominam już o tym, co czuje maszynista widząc samochód stojący na torach i nie mogąc nic zrobić... Droga hamowania pociągu sięga niekiedy 400-500 metrów!

Niektórzy twierdzą, że kierowcy obawiają się wyłamywać zapory samochodem z powodu mogących powstać uszkodzeń auta, a także obciążenia ich kosztami przez pracodawcę. Nie bądźmy śmieszni! Jakie uszkodzenia mogą powstać w wyniku złamania autem zwykłej deski? Porysowanie lakieru? Lekkie wgięcie karoserii? To chyba lepsze, niż spowodowanie śmierci ludzi, niż zderzenie z pociągiem.

Filmy z takimi zdarzeniami powinny być regularnie emitowane w mediach. Oczywiście nikt tego nie robi. Dopiero gdy dojdzie do kolejnej tragedii, możemy w środkach masowego przekazu zobaczyć wstrząsające zdjęcia i usłyszeć lament "jak to mogło się stać".

Czy ktoś z decydentów wreszcie zrozumie, że ludzi trzeba edukować permanentnie, wciąż pokazywać im zagrożenia i sposób właściwego postępowania? Dlaczego takich filmów nie publikuje się regularnie w telewizji, w internecie, dlaczego takich kampanii nie realizuje Krajowa Rada BRD?  

Są to oczywiście pytania retoryczne, a ja pomału przestaję wierzyć, że szkolenie kierowców i edukacja motoryzacyjna zostaną wreszcie potraktowane poważnie. Profesjonalizm nie jest, jak widać w modzie.  Czekajmy zatem na kolejny autobus lub tira na torowisku.

Polski kierowca

***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy