Nie daj sobie wjechać w... bagażnik

Najechanie na tył pojazdu poprzedzającego to jedno z najczęstszych zdarzeń drogowych. Zazwyczaj jest to tylko stłuczka, czyli kolizja, ale bywają przypadki, kiedy to osoby jadące w uderzonym samochodzie doznają poważnego urazu kręgów szyjnych, albo nawet ponoszą śmierć. Dlaczego tak często dochodzi do tego rodzaju zderzeń i co można zrobić, aby nie dać sobie wjechać w… no powiedzmy, w bagażnik.

Właściwie trudno się dziwić, że bardzo często nie zdążycie wyhamować i uderzacie w samochód przed wami. Bardzo wielu kierowców wykonuje podczas jazdy czynności niezwiązane z prowadzeniem samochodu.

Na pierwszym miejscu plasuje się oczywiście rozmowa przez komórkę, ale jeszcze bardziej niebezpieczne jest pisanie lub czytanie SMS-ów albo oglądanie niesamowicie ciekawych treści na "fejsie" i innych tego typu mądrych portalach. Do tego dochodzi także gapienie się na stłuczkę na sąsiedniej jezdni, na reklamę albo na pasażerkę.

Reklama

Nagłe uderzenie z tyłu

Zazwyczaj odbywa to się w taki sposób:

Zatrzymujemy się na przykład przed przejściem dla pieszych albo przed skrzyżowaniem i po chwili odczuwamy silne uderzenie z tyłu. Bywa, że sprawca kolizji ma jeszcze do nas pretensje: "Po co pan tutaj hamował, nie myślałem, że pan się tutaj zatrzyma". Oczywiście nie jest to żadne usprawiedliwienie. Kierowca ma obowiązek myśleć i przewidywać.

Tu podobny przypadek:

Zdarza się, że uderzony ze znaczną siłą samochód przemieszcza się do przodu i wpada na kolejne auto. Czasami w takich kolizjach, spowodowanych przez jednego durnia, poszkodowanych zostaje kilka, albo nawet kilkanaście samochodów:

Samochód rośnie nam w oczach

A teraz popatrzmy, jak to wygląda z samochodu sprawcy kolizji:

Ten kierowca powinien był zauważyć, że z przodu coś się dzieje, że ktoś hamuje, a inny skręca. Niestety, zajęty rozmową, jechał wpatrując się bezmyślnie wyłącznie w tył poprzedzającego samochodu. No i nagle zaczął błyskawicznie zbliżać się do tamtego pojazdu, a dystans okazał się już za krótki do wyhamowania.

Okazuje się, że czasem można wjechać komuś w bagażnik w jeszcze głupszy sposób. Dzieje się tak, jeżeli kierujący wykazuje tzw. owczy albo barani pęd do przodu podążając bezmyślnie za pojazdem poprzedzającym i nie analizując sytuacji na drodze:

Taki uraz to nie są żarty

Oczywiście większość z was powie, że to nic takiego, jedynie drobna stłuczka. Tak, jak ten kierowca, który sobie dowcipkował, że wieniec okazał się niepotrzebny... Zobaczcie zatem, co dzieje się z ciałem człowieka, który znajduje się w uderzonym pojeździe:

W ciągu kilkudziesięciu milisekund głowa człowieka na skutek siły bezwładności zostaje gwałtownie odrzucona do tyłu. Następnie po zatrzymaniu pojazdu głowa zostaje z kolei silnie pochylona do przodu. Te dwa raptowne ruchy powodują w najlepszym wypadku naderwanie więzadeł w odcinku szyjnym kręgosłupa. Przy silniejszym uderzeniu dochodzi do przemieszczeń i kolizji pomiędzy trzonami kręgowymi.

Mało kto wie, że takie zderzenia powodują także urazy mózgu. Mówiąc w dużym uproszczeniu, na skutek raptownego odchylenia głowy mózg człowieka także ulega przemieszczeniu pod wpływem siły bezwładności. Rzecz jasna to przesunięcie może wynosić tylko kilka milimetrów, ale to wystarcza, by doszło do miejscowego uszkodzenia aksonów, czyli połączeń nerwowych. Mózg uderza o wnętrze czaszki, uszkodzone aksony obumierają, a wkrótce to samo dzieje się z pozbawionymi łączności komórkami nerwowymi.

Nie potrzeba do tego wcale ogromnych prędkości. Już przy uderzeniu w stojący pojazd z prędkością 25 km/h może dojść do bardzo poważnych obrażeń! Ujawniają się one często dopiero po pewnym czasie. Osoby w uderzonym samochodzie początkowo nie zgłaszają żadnych dolegliwości, co najwyżej skarżą się na ból karku. Po kilkunastu godzinach lub nawet po kilku dniach mogą pojawić się zawroty głowy, drętwienie kończyn górnych, ból głowy, mroczki przed oczami. A jeśli spowoduje to niezdolność do pracy przez okres dłuższy niż 7 dni, to sprawca będzie już odpowiadał za wypadek, a nie za kolizję.

Dlaczego dochodzi do najechania

Załóżmy, że drogą jadą z taką samą prędkością 90 km/h, jeden za drugim, dwa identyczne samochody, które mają takie same opony i hamulce działające z równą skutecznością. Przyjmijmy też, że oba te samochody zaczną hamowanie w tym samym momencie. Jaki powinien być odstęp pomiędzy nimi? Mógłby wynosić tylko 1 cm i nie doszłoby do najechania jednego pojazdu na drugi. To jednak tylko model teoretyczny.

Cały problem polega na tym, że w praktyce drugi samochód nigdy nie rozpoczyna hamowania w tym samym momencie co pierwszy. Kierowca tego drugiego auta najpierw dostrzega, że poprzedzający pojazd hamuje. Mózg kierującego analizuje błyskawicznie sytuację i wydaje polecenie prawej stopie, by nacisnęła pedał hamulca. Mimo, że (waszym zdaniem) macie wspaniały refleks, w rzeczywistości czas reakcji dobrego kierowcy wynosi 0,5 sekundy.

Gdy prawa stopa naciska pedał hamulca, nie oznacza to jeszcze rozpoczęcia efektywnego hamowania. Płyn hamulcowy zostaje przetłoczony przez pompę do cylinderków, a te muszą pokonać bezwładność elementów ciernych, zanim docisną je do tarcz lub bębnów. Ten proces zajmuje kolejne 0,5 sekundy.

Łącznie zatem, od chwili zauważenia przez kierowcę hamowania pojazdu poprzedzającego do momentu rozpoczęcia efektywnego hamowania drugiego auta upływa co najmniej 1 sekunda i przez ten czas samochód jedzie z dotychczasową prędkością. Przy 90 km/h auto pokonuje w tym czasie 25 metrów. Minimalny odstęp pomiędzy pojazdami to właśnie droga pokonana czasie tej jednej magicznej sekundy.

Obrazuje to rys. 1:

Przy prędkości 90 km/h odstęp minimalny pomiędzy samochodami powinien wynosić 25 metrów. Jeżeli będzie mniejszy, nie macie szans na uniknięcie kolizji.

Zwróćcie jednak uwagę, co się stanie, jeśli kierowca drugiego pojazdu wydłuży czas reakcji zaledwie o pół sekundy (bo zagapił się, spojrzał na pasażera, na telefon itp.). Wówczas wyhamowanie stanie się już niemożliwe. Nieuchronnie dojdzie do zderzenia z pojazdem poprzedzającym.

Chcę podkreślić, że na rysunkach przyjęto założenie, iż oba samochody mają identyczną skuteczność hamowania. W rzeczywistości tak nie jest. Wystarczy, że ten drugi będzie miał bardziej zużyte opony i wówczas też nie zdoła uniknąć zderzenia.

Nie wspominam o przypadku, kiedy to kierowca odwróci wzrok od drogi na 2-3 sekundy, bo będzie czytał SMS-a. Wtedy walnie w poprzedzające auto bez hamowania! Poniżej podaję wam, ile powinien wynosić odstęp minimalny i odstęp bezpieczny (podwojony) w zależności od prędkości jazdy:

Powiecie zapewne, że to wielkości przesadzone. Praw fizyki nie da się jednak oszukać. Temu kierowcy też wydawało się, że odstęp jest bezpieczny. Przy prędkości prawie 100 km/h okazał się jednak zbyt mały:

Oczywiście kierowca nie ma w oku dalmierza, ale istnieje prosty sposób pozwalający ocenić odległość. Jeżeli przyjmiemy, że średnia długość samochodu osobowego wynosi 4 metry, to podczas jazdy z prędkością 90 km/h powinniśmy utrzymywać taki odstęp, aby pomiędzy naszym autem i pojazdem poprzedzającym zmieściło się co najmniej 6 samochodów.

Nie zachowujecie bezpiecznego odstępu, bo nie macie wyobraźni

W praktyce ogromna większość kierowców nie zachowuje bezpiecznego odstępu. Wynika to z dwóch przyczyn. Pierwsza to brak wiedzy i wyobraźni. Druga to drogowe realia. W rzeczywistości pojazdy rzadko hamują awaryjnie. To właśnie skłania kierowców do zmniejszania odstępu, bo przecież jadę tak blisko, ale zdążam wyhamować. Do czasu...

Popatrzmy na przykłady skrajnej bezmyślności i karygodnego ryzykanctwa:

Pomijamy już to, że kierowcy obu niebieskich aut ostentacyjnie przekraczają dozwoloną prędkość. Jazda na zderzaku drugiego auta to pewny wypadek, jeżeli ten pojazd będzie musiał gwałtownie zahamować. Za takie postępowanie powinno się zatrzymywać prawo jazdy, ale w Polsce przypadki karania za tego rodzaju wykroczenia należą niestety do rzadkości.

Tutaj też widzimy inteligentnego inaczej, który jakby mógł, to by wjechał do bagażnika poprzednika, tak mu się spieszy:

I co to mu daje, że jedzie tak blisko? Podobne zachowanie świadczy o infantylnej, prymitywnej psychice i ograniczeniu umysłowym kierowcy.

Jak się ratować przed uderzeniem?

Pokażę wam teraz zachowanie kierowcy, który wykazał się wyjątkową roztropnością i wspaniałym refleksem. Auto stoi w korku na drodze, za samochodem osobowym i ciężarówką. W pewnej chwili kierowca dostrzega w lusterku, że z tyłu pędzi na niego inna ciężarówka. Błyskawicznie podejmuje decyzję, rusza do przodu i przejeżdża na sąsiedni pas. Dzięki temu ratuje zapewne życie swoje i pasażera:

W rezultacie rozpędzona ciężarówka uderza w cysternę. Uciec zdążył też kierowca drugiego samochodu, który został tylko draśnięty. Tak wyglądało to z tylnej kamery:

No właśnie, a dlaczego ten kierowca, autor nagrania, mógł uciec? Oczywiście dlatego, że nie stał tuż za samochodem poprzedzającym. Miał miejsce do wykonania manewru. Gdyby musiał najpierw cofnąć, już nie zdążyłby nic zrobić.

Natomiast ten kierowca, widząc z daleka stojące samochody, rozpoczął hamowanie za późno i zatrzymał się tuż za stojącym samochodem, w wyniku czego zaliczył uderzenie z tyłu:

W takiej sytuacji jesteśmy niejako skazani na uderzenie i nic nie możemy zrobić, nawet jeśli dostrzeżemy w lusterku durnia pędzącego z dużą szybkością na nas:

Zapamiętajcie!

- Widząc z daleka, że samochody zatrzymały się na drodze (korek, wypadek, sygnał czerwony) nie hamuj w ostatniej chwili, ale znacznie wcześniej daj znać światłami stop o tym, że będziesz hamował

-  Nie dojeżdżaj blisko do stojącego samochodu, ale pozostaw od niego odległość co najmniej 10 metrów. To stwarza szansę ucieczki na sąsiedni pas, a jeśli to niemożliwe, będziesz mógł przynajmniej podjechać w ostatniej chwili te 10 metrów do przodu i złagodzić skutki uderzenia:

- Jeżeli twój pojazd stoi jako ostatni, włącz światła awaryjne,

- Nie wyłączaj silnika, miej wrzucony I bieg,

- Obserwuj sytuację za samochodem w lusterku, bądź przygotowany do natychmiastowej reakcji, zaplanuj, w którą stronę będziesz uciekał,

- Pamiętaj, że szczególnie niebezpieczne jest przymusowe zatrzymanie się tuż za wzniesieniem,

- Nigdy bez potrzeby nie hamuj intensywnie, a tym bardziej gwałtownie. Tak jak ten kierowca:

- Nie zatrzymuj się w nieoczekiwanym miejscu, bo np. pomyliłeś drogę albo zjazd z autostrady albo postanowiłeś przepuścić pieszego, który jeszcze nawet nie doszedł do przejścia,

- Staraj się obserwować sytuację na drodze także przed samochodem, który jedzie przed tobą. Jeśli zauważysz, że chodnikiem w kierunku przejścia biegnie pieszy albo z bocznej drogi wyjeżdża z dużą prędkością samochód, nietrudno zgadnąć, że pojazd przed tobą będzie zaraz hamował. Ty zacznij hamować już teraz. Przez szyby samochodów osobowych widać też górne światła stop aut jadących z przodu,

- Zawsze zachowuj bezpieczny odstęp, nie siedź nikomu na zderzaku,

- Jeżeli zauważysz, że ktoś jedzie tuż za tobą, nie wpadaj w panikę, staraj się bezpiecznie zmienić pas albo kilka razy mignij światłami stop (bez hamowania).

Oczywiście wiem, że nie zawsze można uniknąć najechania na nasz samochód przez jakiegoś durnia, bo durniów w ogóle trudno jest wyeliminować. Mnożą się jak grzyby po deszczu. Trzeba jednak wiedzieć, jak zmniejszyć ryzyko i jak się przed nimi bronić.

Do policji apeluję natomiast, by zaczęła zwalczać zjawisko jazdy na zderzaku, bo jest naprawdę bardzo niebezpieczne. Wystarczy nieoznakowany radiowóz wyposażony w tylny rejestrator. I niech sobie jedzie, a kiedy jakiś prymitywny osobnik wsiądzie mu na zderzak, no to na pobocze i mandat 1000 zł oraz 10 punktów karnych. Paru się nadzieje i może następni będą uważać.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy