Dobry kierowca to sprytny kierowca? A może cham?

Spryt to umiejętność radzenia sobie, wychodzenia z korzyścią z każdej sytuacji, zręczność w jakimś działaniu.

Można by więc założyć, że dobry kierowca to również sprytny kierowca, który podejmuje szybkie i trafne decyzje, umie unikać zagrożeń, jeździ szybko, ale bezpiecznie.

Istnieje jednak płynna granica pomiędzy sprytem, a cwaniactwem czy wręcz chamstwem na drodze. Warto zatem uważać, by tej granicy nie przekroczyć.

Spryt pozytywny

Zbliżam się do skrzyżowania z sygnalizacją świetlną, widzę sygnał czerwony. Na jednym pasie stoi autobus, na drugim samochód osobowy. Jeśli mam możliwość wyboru, to ustawiam się oczywiście za osobówką, bo zakładam, że po zapaleniu się sygnału zielonego ruszy ona znacznie szybciej, żwawiej niż ociężały autobus.

Reklama

Jeśli jadąc prawym pasem wielopasowej jezdni dostrzegam przed sobą samochód, który sygnalizuje zamiar skręcenia w drogę poprzeczną, to od razu zmieniam pas na sąsiedni, bo wiem przecież, że to skręcające auto będzie musiało zwolnić i tym samym zmusi również mnie do hamowania.

Jeśli widzę, że środkowym i lewym pasem samochody jadą powoli, jeden za drugim, a na pasie prawym jest nieco luźniej, to przejeżdżam na ten pas, unikając w ten sposób wleczenia się za nimi.

To są przykłady pozytywnego sprytu, czyli zachowań, które ułatwiają mi jazdę, a zarazem nikomu nie szkodzą i nie utrudniają poruszania się po drodze. Ułatwianie sobie życia jest naturalną i pożądaną cechą człowieka, a więc także kierowcy.

Cwaniactwo

Bywa jednak, że ułatwiając sobie życie zaczynamy postępować w sposób mało elegancki. Przykładem jest choćby parkowanie na chodniku tak, że dla pieszych pozostaje już niewiele miejsca. Ja zaparkowałem, ale czy piesi mogą swobodnie poruszać się po chodniku? Jakoś sobie poradzą, to ich sprawa, najważniejsze, że znalazłem lukę i mam gdzie pozostawić samochód.

Drugi przykład to powszechnie stosowane w naszym kraju światła awaryjne. Oczywiście, nie po to, by sygnalizować awarię pojazdu, ale po to, by zatrzymać auto tam, gdzie jest to zabronione. Widzę zakaz zatrzymywania, więc żeby nie przyczepił się do mnie policjant, włączam światła awaryjne i śmiało idę na zakupy. Co z tego, że zablokowałem cały pas ruchu? O tym, że utrudniłem jazdę innym, nie myślę, bo mam ważniejsze sprawy na głowie...

Przykład trzeci. Widzę na sygnalizatorze z daleka światło żółte, zbliżam się do skrzyżowania i już wiem, że nie zdążę przejechać, ale to nic. Jeszcze dodaję gazu! Przelecę na "wczesnym czerwonym", przecież tamci na drodze poprzecznej nie zdążą jeszcze ruszyć. A przepisy? Co mnie obchodzą przepisy, ja nie mam czasu, spieszę się.

Przykład czwarty. Na skrzyżowaniu utworzył się korek. Samochody stoją, za chwilę zmieni się cykl świateł i zapali się czerwone. Mimo to wpycham się na skrzyżowanie, żeby jeszcze "załapać się" na zielonym. Nie będę stał i tyle czekał na następne zielone. Za chwilę istotnie cykl świateł zmienia się, a ja zostaję zablokowany na środku skrzyżowania. Inni kierowcy trąbią na mnie. A niech sobie trąbią, udaję, że nie słyszę albo bezradnie rozkładam ręce...

Takie postępowanie to już nie jest spryt, ale niestety zwykłe cwaniactwo.

I pospolite chamstwo!

Są jednak i tacy kierowcy, którzy z założenia innych ludzi mają za nic, a liczą się tylko z silniejszymi albo z tymi, od których są zależni. Reszta lepiej niech schodzi (lub zjeżdża) im z drogi. Oto kolejne swojskie przykłady.

Widzę, że na pasie do skrętu w lewo stoi kilka lub kilkanaście pojazdów. Oznacza to, że musiałbym czekać co najmniej dwa cykle świateł. A po co? Niech sobie stoją naiwniacy, ja jestem lepszy. Co robię? Podążam dalej pasem do jazdy na wprost i w ostatniej chwili skręcam, wjeżdżając przed pierwszy oczekujący samochód. No i jestem na czele peletonu, ha ha ha... A co sobie inni o mnie pomyślą? To ich problem, a niech mi tylko który co powie, to jeszcze puszczę mu taką wiązankę, że mu uszy zwiędną.

Przykład drugi. Skręcam w prawo na skrzyżowaniu, przez przejście przechodzą piesi. Wloką się i tylko mnie wkurzają. Mam tak czekać? Ależ skąd, wypatruję lukę i gaz do deski przed nosem przechodniów. Ruszam z piskiem opon, przestraszeni ludzie stają jak wryci. A co mnie to obchodzi, ja jestem już daleko...

Przykład trzeci. Muszę zmienić pas ruchu. Na sąsiednim pasie jadą zawalidrogi jeden za drugim. To nic! Ruszam gwałtownie i wpycham się na siłę. No i wpuścili mnie, bo ten przed którego się wcisnąłem, przestraszył się i zahamował. No i już jestem przed nim!

Przykład czwarty. Jadę drogą pozamiejską, zauważam przed wlotem do miasta korek. Ale przecież jest jeszcze pobocze. Nie będę więc stał, zasuwam po poboczu i wyprzedzam hurtowo tych niedorajdów, którzy cierpliwie jadą z prędkością żółwia. Pobocze jednak kończy się, więc brutalnie wpycham się przed jadący obok mnie samochód. I tak wyprzedziłem kilkanaście aut, więc jestem od nich lepszy i szybszy.

Do której grupy Ty się zaliczasz?

Wydawać by się mogło, że opisane w poprzednim akapicie prostackie zachowania zmotoryzowanych charakterystyczne są tylko dla prymitywnych osobników, pozbawionych zupełnie kultury osobistej. Niestety, nie tylko! Zdarza się, że w podobny sposób postępują nie tylko młodzi kierowcy, ale czasem i stateczni panowie, dyrektorzy, prezesi, a także... niektóre panie!

Samochód daje złudne poczucie pewnej anonimowości. Wszak trudno sobie wyobrazić dżentelmena w garniturze i pod krawatem, rozpychającego się w ciasnym przejściu łokciami, popychającego tych, którzy idą przed nim zbyt wolno po schodach, wciskającego się bezczelnie przed okienko na poczcie i ignorującego ludzi stojących tam w kolejce.

Zresztą w takich przypadkach ów bezczelny osobnik mógłby spotkać się z szybką i brutalną ripostą, gdyby w tej kolejce stał ktoś z temperamentem...

Cechą każdego chama jest to, że natychmiast pokornieje, jeśli ktoś ma nad nim przewagę. Widziałem kiedyś kierowcę, który najpierw pędził po chodniku (!) omijając korek, potem pokazał środkowy palec innemu kierowcy, który zwrócił mu uwagę. Po chwili jednak grzecznie i pokornie tłumaczył się przed tym kierowcą, gdyż okazał się on policjantem z nieoznakowanego radiowozu...

Za kierownicą samochodu wielu kierowcom wydaje się, że mogą znacznie więcej. Niby nas widać przez szybę, ale może nikt nas nie rozpozna, a zresztą zaraz dodamy gazu i już nas tam nie będzie. Czasem można się pomylić!

Zachęcam Państwa do zastanowienia się, czy kierując samochodem postępujemy zawsze tylko sprytnie, czy też zahaczamy także o inne opisane wyżej grupy. Oczywiście, do tego potrzeba trochę samokrytyki. Pocieszam się jednak tym, że przecież chyba nikt nie chce uchodzić za chama...

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy