Do tego potrącenia doprowadziły aż trzy osoby. Jak to możliwe?
Bardzo często zdarza się tak, że wypadek drogowy nie jest wynikiem błędu jednego kierowcy czy pieszego, ale kilku uczestników ruchu. Co więcej, gdyby chociaż jedna z tych osób nie popełniła błędu, do wypadku by nie doszło.
Tak właśnie było w przypadku tego zdarzenia. Kierowca nagrywający ten film przejeżdża przez miejscowość o wdzięcznej nazwie Jabłoń. Zbliża się do przejścia dla pieszych. Po drugiej stronie jezdni stoi mały autobus. Kiedy kierowca dojeżdża do przejścia, zza tego autobusu wyłania się nagle 17-latek. Samochód uderza w niego.
Kierujący Volkswagenem Passatem na szczęście jechał z niewielką prędkością wynoszącą 27 km/h. Gdyby auto poruszało się z prędkością chociażby 50 km/h, skutki tego potrącenia byłyby o wiele poważniejsze.
Widząc, że tuż za przejściem stoi mały autobus powinien zakładać, że zza tego pojazdu może wyłonić się pieszy. Widoczność przejścia była przecież ograniczona. Kierujący osobówką nie jechał szybko, ale był zupełnie nieprzygotowany na pojawienie się człowieka na przejściu. Najlepiej dowodzi tego okoliczność, że hamowanie rozpoczął dopiero po uderzeniu w przechodnia.
Jeżeli uważnie obejrzycie ten film to łatwo zauważycie, że chłopak na przejściu był widoczny już w chwili, gdy samochód znajdował się w odległości ok. 12 metrów od przejścia. Przy prędkości 27 km/h istniała możliwość zahamowania i uniknięcia potrącenia. Nie można wykluczyć, że kierowca miał rozproszoną uwagę, być może zajmował się czymś innym.
Dostrzegając autobus ograniczający widoczność przejścia powinien był zwiększyć uwagę i być przygotowanym do natychmiastowego hamowania, jeżeli na przejściu pojawiłby się pieszy.
Wchodząc na przejście zza stojącego tuż za przejściem autobusu powinien oczywiście uważnie się rozejrzeć. Gdyby spojrzał w prawo i dostrzegł zbliżający się samochód osobowy, wystarczyłoby, aby po prostu zatrzymał się zachowując właściwą ostrożność.
W rzeczywistości ten młody człowiek z pewnością nie spojrzał w prawo i dlatego zauważył nadjeżdżające auto dopiero wtedy, gdy było tuż przy nim.
Oczywiście nie powinien zatrzymywać się tuż za przejściem dla pieszych. Było to ewidentne wykroczenie, bo na jezdni dwukierunkowej o dwóch pasach ruchu zatrzymanie pojazdu może nastąpić w odległości co najmniej 10 metrów za przejściem. Kierowca zawodowy powinien doskonale znać przepisy i zdawać sobie sprawę, jakie stwarza zagrożenie.
Zwróćcie uwagę, że gdyby chociaż jeden z tych uczestników ruchu nie popełnił wskazanego wyżej błędu, to do wypadku by nie doszło. Gdyby kierowca autobusu nie zatrzymał się tuż za przejściem, kierujący samochodem osobowym o wiele wcześniej zauważyłby przechodzącego po przejściu chłopaka i do potrącenia by nie doszło. Gdyby przechodzący przez jezdnię nastolatek wychodząc zza autobusu spojrzał w prawo, do wypadku również by nie doszło.
No i wreszcie, gdyby kierowca samochodu osobowego zachował szczególną ostrożność i przewidywał, że zza autobusu może wyłonić się pieszy, do wypadku także by nie doszło.
Zapamiętajcie! Jeżeli zbliżacie się do przejścia dla pieszych, którego widoczność jest ograniczona (tak jak w powyższej sytuacji), to zawsze przewidujcie, że zza samochodów może wyłonić się pieszy. Bądźcie gotowi do natychmiastowego hamowania.
A najsmutniejsze jest to, że w tym zdarzeniu wszyscy jego współsprawcy wykazali się zadziwiającym brakiem wyobraźni. W naszym kraju kierowców ani pieszych nie uczy się niestety myślenia. Na pewno nie można tego osiągnąć podczas 30 godzin jazd z instruktorem ani podczas egzaminu.
A wyobraźnia za kierownicą to sztuka myślenia również za innych, przewidywania tego, co za chwilę zrobią. Dzięki niej można uniknąć wielu bardzo niebezpiecznych sytuacji.
Polski kierowca