Do czego służy w Polsce pas awaryjny?

Pas awaryjny na autostradzie lub drodze ekspresowej to szerokie pobocze, które jest wykorzystywane w przypadku konieczności dojazdu służb ratunkowych do miejsca wypadku lub pomocy drogowej w razie awarii jakiegoś pojazdu. Pas awaryjny umożliwia stworzenie tzw. korytarza ratunkowego, czyli utorowania drogi dla karetki pogotowia albo wozu straży pożarnej. Niestety, w naszym kraju to tylko teoria…

Nie trzeba oczywiście wyjaśniać, że wjeżdżanie na pas awaryjny jest kategorycznie zabronione. Wskazuje to zresztą wyraźnie ciągła linia krawędziowa P-7b. Przepisy ruchu drogowego zabraniają przejeżdżania przez tę linię, a także zatrzymywania pojazdu wzdłuż tej linii, zarówno na jezdni jak i na poboczu.

Kto by jednak wnikał w takie szczegóły, zawracał sobie tym głowę? Dla polskiego kierowcy nie ma ograniczeń i zakazów, których nie można by złamać.

Pas awaryjny trzecim pasem ruchu

Wielokrotnie powtarzałem, że spora część polskich "mistrzów kierownicy" nie dorosła do jeżdżenia po autostradach i drogach ekspresowych. Ostatnio nasila się kolejne zjawisko, której jest tego dowodem. Różni "szybcy i wściekli" albo "bardzo spieszący się" uczynili sobie z pasa awaryjnego trzeci pas ruchu. Popatrzcie:

Reklama

Kierowca osobówki pędzi z bardzo dużą prędkością i nie ma zamiaru czekać, aż inni kierujący jadący lewym pasem ukończą wyprzedzanie. Od czego jest pobocze? Można przecież wyprzedzić po nim wszystkich "nieudaczników" jadących przepisowo.

Jest to stwarzanie bardzo niebezpiecznej sytuacji i to z kilku powodów. Po pierwsze, mknący poboczem ze znaczną prędkością pojazd może zaskoczyć i wystraszyć kierowców jadących prawym pasem. Mniej doświadczeni gotowi są wówczas wykonać raptowny skręt i wjechać na sąsiedni pas ruchu. Bardzo łatwo wówczas o karambol.

Po drugie, kierujący podążający prawym pasem mogą mimowolnie zboczyć nieco z toru jazdy i wówczas dojdzie do kolizji z pojazdem pędzącym poboczem.

Po trzecie, samochód wyprzedzający poboczem będzie musiał wcześniej czy później przejechać na jezdnię. Może wówczas dojść do zderzenia z pojazdem, który wyprzedza z lewej strony auto jadące prawym pasem autostrady. Taki wypadek zaistniał niedawno na A4 i spowodował zderzenie kilkunastu samochodów. W zdarzeniu tym rannych zostało 8 osób:

Trudno wymagać przecież, by kierowca wyprzedzający lewym pasem przed powrotem na pas prawy upewniał się, czy przypadkiem z pobocza na ten sam pas nie wjeżdża jakiś cwaniaczek. Po czwarte wreszcie, jadąc poboczem kierujący blokuje pas awaryjny, który może okazać się potrzebny służbom ratunkowym.

Niestety, naśladowców nie brakuje:

To jest właśnie przykład tego rodzimego pseudo-cwaniactwa, które tak naprawdę stanowi siermiężne połączenie chamstwa, prostactwa i bezczelności.

Jak widzimy, polscy kierowcy zaczynają robić sobie z pobocza dodatkowy pas ruchu. Można się spodziewać, że tacy osobnicy niedługo będą śmigać po chodnikach. Niestety, tylko w nielicznych przypadkach sprawców tych niebezpiecznych zachowań spotyka zasłużona kara:

Czy domyślacie się, jak zapewne tłumaczyła policjantom swoje postępowanie ta dama, która przed chwilą mknęła poboczem?

Ojej, przepraszam bardzo, nie wiedziałam, że to jest pobocze... (wersja "słodka idiotka")

Oj, tylko kawałeczek chciałam tędy przejechać, bo bardzo się spieszę... (wersja "niewiniątko")

Mam stać w takim korku? Przecież płacę za jazdę autostradą... (wersja "bezczelna baba").

Oczywiście polski cwaniaczek nie znosi, by ktokolwiek ośmielał się zwrócić mu uwagę na niestosowane postępowanie. On przecież wie najlepiej, co mu wolno a co nie i byle kto nie będzie go pouczał:

Jadący prawym pasem autor nagrania dostrzega w lusterku mknący poboczem samochód. Pozoruje, zresztą zupełnie niepotrzebnie, zamiar zjechania na to pobocze. W rewanżu pseudo-cwaniak natychmiast zajeżdża mu drogę i złośliwie hamuje omal nie doprowadzając do kolizji. Co za dzicz! W cywilizowanych krajach takie postępki nawet nikomu nie przychodzą do głowy.

Polski korytarz ratunkowy

Nagminne jest też omijanie korka na autostradzie poboczem. Dzieje się tak zwłaszcza przed wyjazdami z autostrad oraz w razie zatoru spowodowanego wypadkiem. "Mam stać w kolejce samochodów i czekać albo wlec się w żółwim tempie?! Przecież mogę czmychnąć pasem awaryjnym, bo jestem sprytniejszy od innych!". Obejrzycie filmik, w którym zbulwersowany kierowca komentuje na żywo to co widzi:

Komentarz jest dość emocjonalny i zawiera tzw. niecenzuralne słowa, ale trudno inaczej nazwać postępowanie kierowców. Autor nagrania porusza też bardzo ważny problem: kwestię korytarza ratunkowego. Tak powinien on wyglądać:

Niestety, w Polsce wygląda tak:

Samochody, które zablokowały pas awaryjny powodują, że w razie konieczności przejazdu karetki pogotowia albo wozu bojowego straży pożarnej auta stojące na tej autostradzie po prostu nie będą miały gdzie się usunąć. Na poniższym filmie widać doskonale taką właśnie sytuację:

Pobocze zapchane samochodami, nadjeżdża karetka na sygnałach i musi czekać, aż cwaniaczki raczą usunąć się z pobocza.

Kolejna podobna sytuacja. Zdarzył się wypadek, samochody stoją w korku. Paru pozbawionych rozumu kierowców zablokowało pobocze:

Wóz strażacki i karetka pogotowia zmuszone są zatrzymać się. Cenne sekundy płyną. Może ktoś walczy o życie... Mało tego! Strażak musi wysiąść z samochodu i pouczyć stojącego na poboczu kierowcę, że ma zjechać. Przymusowy postój pojazdów uprzywilejowanych trwał prawie 2,5 minuty! W tym czasie poszkodowany w wypadku człowiek mógł umrzeć. Za zablokowanie pasa awaryjnego w Niemczech można zapłacić mandat w wysokości 3500 euro, a w Austrii 2280 euro. W Polsce niestety takie czyny uchodzą zazwyczaj bezkarnie...

Popatrzcie, jak wygląda przejazd pojazdu uprzywilejowanego na polskiej autostradzie:

Kierowcy niemrawo i opieszale usuwają się z drogi pojazdowi straży pożarnej. Tu jakoś nie widać tego sprytu czy inteligencji. Dziwię się zwłaszcza kolegom z ciężarówek. Macie przecież w samochodach CB, więc wystarczyłoby krzyknąć: "zjeżdżacie na prawo na pobocze, jedzie samochód ratunkowy na sygnałach!"

Jak widać, nikt nie wpadł jednak na taki pomysł. Wóz strażacki musi co chwilę zatrzymywać się i czekać, aż kolejna ciężarówka zjedzie na prawo. Powiem po męsku: stoicie jak te święte krowy i trzeba was poganiać trąbieniem albo wołać przez megafon. No, ale tak to jest, gdy kierowca ma na uszach słuchawki, rozkoszuje się głośną muzyką albo przegląda internet.

Życzę wam, abyście spotkali podobnego cwaniaczka

W Polsce istnieje też inne zjawisko niespotykane na zagranicznych autostradach, a mianowicie jazda poboczem pod prąd. Sami zobaczcie:

Jedziecie sobie spokojnie autostradą, a tu nagle z przeciwka pędzi poboczem pod prąd jakiś kompletnie pozbawiony wyobraźni kierowca, który zawrócił sobie na autostradzie, gdyż pomylił się, przejechał wyjazd albo napotkał korek.

Jakże ciekawe byłoby czołowe spotkanie cwaniaczka wyprzedzającego pasem awaryjnym z drugim cwaniaczkiem jadącym tym samym pasem pod prąd. Jeżeli zaliczacie się do  grupy kierowców, którzy uważają, że przepisy są tylko dla naiwnych, to życzę wam właśnie takiego spotkania zderzak w zderzak i oko w oko. Może takie zderzenie czołowe czegoś was nauczy, o ile przeżyjecie.

Gdzie tu jest policja?

Prezentowane wyżej karygodne wybryki nieodpowiedzialnych osobników stwarzają zagrożenie dla setek innych prawidłowo jadących kierowców. Blokowanie poboczy niesamowicie utrudnia działania służb ratunkowych, przez co dojazd do potrzebujących pomocy wydłuża się nawet kilkakrotnie.

Uważam więc, że obowiązkiem policji jest energiczne zwalczanie takich drogowych patologii. To naprawdę nie są żarty. Kierowcy, którzy w ewidentny sposób stwarzają zagrożenie i którzy nie dorośli do jazdy po autostradach, powinni być bezwzględnie eliminowani z ruchu.

Nie potrzeba wielu patroli i radiowozów. Wystarczy gęsto rozmieścić nad pasami  i poboczami autostrad kamery z rejestratorami. Nagrywać auta takich osobników i walić słone mandaty. Taka inwestycja zwróciłaby się już po roku. 

Nie trzeba też bawić się w wezwania, ustalać, kto kierował pojazdem itd.  Wystarczy każdego roku, przed rocznym rozliczeniem delikwenta z urzędem skarbowym wysłać mu wezwanie do zapłaty hurtem za wszystkie wykroczenia popełnione w poprzednim roku.

Niejeden z takich cwaniaczków musiałby wówczas sprzedać swoją wypasioną furę i do końca życia zapamiętałby taką lekcję.

Warto też zwrócić uwagę, jak tacy osobnicy demoralizują innych i jak ośmieszają nasz kraj. Jeżeli do Polski przyjedzie Norweg, Szwed albo Niemiec i zobaczy takie wyprzedzanie poboczem, jazdę pod prąd albo blokowanie karetek, to pomyśli, że na polskich drogach panuje dżungla i jeżdżą po nich ludzie, którzy dopiero co przesiedli się do samochodów z furmanek.

U jadących prawidłowo kierowców takie wyczyny, uchodzące bezkarnie, wyrabiają przekonanie, że w tym kraju wygrywa cwaniaczek i prostak, który umie rozpychać się łokciami, a uczciwy człowiek daleko nie zajedzie. Niestety, sporo w tym prawdy.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy