Wyłapywać "zaginaczy" i surowo ich karać
Parlamentarny Zespół ds. Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego istnieje od niespełna roku. Jest to zatem gremium nader młode stażem, nie zdążyło jeszcze popaść w rutynowy marazm i pewnie dlatego zasypuje nas coraz to nowymi inicjatywami. Mniej lub bardziej sensownymi.
Zdjęcie pochodzi z poboczem.pl (kliknij na nie)
Ostatnio głośno jest o pomyśle, który ma zdyscyplinować motocyklistów. Chodzi mianowicie o wyplenienie nagannego zwyczaju zaginania tablic rejestracyjnych, który nie tylko chroni przed skutkami namierzenia przez fotoradary, ale także, co gorsze, często utrudnia identyfikację uciekającego z miejsca wypadku jego sprawcy. Według propozycji posłów, nowo rejestrowane lub przerejestrowywane motocykle miałyby być wyposażane w tablice wykonane z materiału uniemożliwiającego wspomniany zabieg. Po prostu każda próba wygięcia takiej tablicy rejestracyjnej kończyłaby się jej pęknięciem.
Pytany przez dziennikarza Polskiego Radia wysoki rangą oficer policji z komendy stołecznej zdecydowanie opowiedział się za takim rozwiązaniem - dodajmy, że bynajmniej nie rewolucyjnym, bo znanym i stosowanym już w innych krajach.
Zdania radiosłuchaczy były podzielone. Jedni pomysłowi przyklasnęli, inni twierdzili, że wystarczy egzekwować już obowiązujące przepisy. Prowadzić częstsze kontrole motocyklistów, wyłapywać "zaginaczy" i surowo ich karać. Ktoś próbował bagatelizować problem tłumacząc, że dotyczy wyłącznie grupki "ścigaczy". Osoby jeżdżące chopperami i jednośladami turystycznymi przy rejestracjach nie manipulują. Poza tym wygięcie tablicy jest elementem ogólnego "wystroju" motocyklisty. Ma, podobnie jak kask i ubiór, sugerować agresywny styl jazdy, imponować otoczeniu właściciela maszyny, nawet gdyby w rzeczywistości był on łagodnym barankiem, nigdy nie przekraczał prędkości 50 kilometrów na godzinę i święcie szanował wszelkie przepisy ruchu drogowego.
Cóż, może i racja. W końcu papuascy wojownicy też malują twarze wojennymi barwami, potrząsają dzidami i pobrzękują naszyjnikami z kłów dzikich zwierząt, a przecież nie każdy z nich te gesty zamienia w krwiożercze czyny. Należałoby jednak zapytać: i co z tego? Przecież już samo wygięcie tablicy, uniemożliwiające jej łatwy odczyt, stanowi wykroczenie, powinno być więc piętnowane i karane.
To po pierwsze. A po drugie - skoro dotychczasowe, klasyczne działania policji wobec łamiących przepisy motocyklistów nie przynoszą skutku, to może warto sięgnąć po metody nietypowe aczkolwiek, jak wskazują doświadczenia innych krajów, wcale nie nadzwyczajne?
Sęk w tym, że zaproponowany przez Parlamentarny Zespół ds. Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego sposób wymiany tablic na "antywygięciowe" byłby procesem długotrwałym. Może zatem skrócić ten okres nakazując dokonanie wspomnianej operacji w ciągu, powiedzmy, 2-3 lat?
Czytaj także: WSTYDLIWY MOTOCYKLISTA CZYLI HISTORIA PEWNEJ REJESTRACJI... .