Test: citroen C3 stop&start

Z obawy o dziurę ozonową nie używam dezodorantu. Nie myję się, bo światowe zasoby wody kurczą się w zastraszającym tempie.

Nie jem też mięsa, bo krowy karmi się dziś wyłącznie sterydami. Kim jestem? Nieco mniej ortodoksyjną odmianą terrorysty. Ekologiem.

By nie umrzeć z głodu, od czasu do czasu muszę jednak przegryźć jakąś bulwę. Niestety, nie dostanę jej w supermarkecie - tam sprzedają tylko pestycydy. Najbezpieczniej będzie wyskoczyć za miasto i upolować jakiegoś rolnika. Ale czym się tam wybrać?

Nie stać mnie na zużywającą 10 l/100 km ekologiczną hybrydę, więc będę musiał pójść na kompromis. Już wiem! Kupię sobie przyjaznego naturze citroena C3 z rewelacyjnym systemem stop&start!

Samochód, o którym mowa, trafił na tydzień do naszej redakcji. Wrażenia?

Reklama

C3 stop&start to odpowiedź Citroena na zabójczą dla motoryzacji pogoń za mniejszą emisją CO2. W tym przypadku, w stosunku do zwykłej C3, zmniejszono ją o ok. 10%. Co to oznacza dla przeciętnego polskiego kierowcy? W zasadzie nic, ale jeśli dodamy, że w sprzyjających warunkach auto zużywa nawet o 17 % mniej paliwa niż pojazd bez systemu stop&start, robi się ciekawie.

O wnętrzu nie ma się co rozpisywać. Oprócz łopatek przy kierownicy i drążka sekwencyjnej zmiany biegów nie różni się niczym od innych C3. I dobrze, bo to jedna z większych zalet testowanego auta. Biorąc pod uwagę gabaryty samochodu, miejsca jest całkiem sporo, zaskakująco wygodne okazują się być obite welurem fotele przednie - nawet trasa o długości 400 km nie stanowi wyzwania dla kręgosłupa. Co więcej, jakość materiałów nie pozostawia wiele do życzenia, nie można też narzekać na ich spasowanie. Na plus przemawia też bagażnik - jego pojemność to rozsądne 305 litrów.

Najciekawsze znajduje się jednak pod maską. Standardowy silnik 1,4 l o mocy 88 KM sprzęgnięto z manualną, sterowaną elektronicznie, pięciostopniową skrzynią biegów SensoDrive. Idea może i słuszna, ale do działania można mieć kilka zastrzeżeń. Jak to zwykle bywa, najwięcej problemów sprawia elektronika. Wbrew pozorom nie chodzi wcale o awarie. Problem w tym, że program zarządzający przełączaniem biegów zachowuje się, jak... dziewica po romantycznej kolacji. Kombinuje, zamiast działać.

Zmiana przełożeń trwa zdecydowanie zbyt długo, auto momentalnie traci prędkość, o płynnej jeździe nie może być mowy. Daje się to we znaki zwłaszcza przy wyprzedzaniu. Przejście z trójki na czwórkę może wydłużyć ten manewr o dobrych kilkadziesiąt metrów. Na szczęście producent zapewnił też możliwość zmiany przełożeń w trybie manualnym. Wówczas, jeśli w odpowiednim momencie ujmiemy nieco gazu, bieg przełączy się bez szarpania. Pytanie tylko, po co nam zautomatyzowana skrzynia, za którą "wachlować" musimy sami? Temperament przekładni doskonale odzwierciedlają osiągi. "Sprint" do steki trwa aż 13,3 sekundy (prędkość maksymalna to 180 km/h).

Całkiem sprawnie działa natomiast innowacyjny system stop&start, dzięki któremu jazda po mieście przypomina nieco... stosunek przerywany. Gdy tylko na chwilę przystopujesz, w aucie robi się zupełnie cicho, a wskazówka obrotomierza błyskawicznie opada. Na szczęście postawienie jej do pionu zajmuje małej "francuzce" jedynie ułamek sekundy. Jest to zasługa bardzo sprytnie zaprojektowanego rozrusznika, który pełni również funkcję alternatora. Silnik gaśnie za każdym razem, gdy się zatrzymamy, ponowne uruchomienie (w momencie zdjęcia nogi z hamulca lub wciśnięcia gazu) zajmuje mniej czasu, niż mrugnięcie okiem. Ze świateł ruszamy przeważnie pierwsi.

Co ważne, nie trzeba martwić się o żywotność jednostki napędowej. Silnik nie wyłączy się, jeśli nie będzie spełnionych kilka podstawowych warunków. Dla przykładu: temperatura na dworze nie może być niższa niż -10 stopni Celsjusza. Trzeba przyznać, że to krok w dobrym kierunku. Po mieście jeździ się jak hybrydą - jeśli nie przeginamy z gazem, zużycie paliwa nie powinno przekroczyć 6,5-7 l/100 km. Niestety, gdy ospałość skrzyni biegów będziemy nadrabiać wysokim kręceniem silnika, wynik 9 l/100 nie powinien być zaskoczeniem...

Co myśleć o C3 w wersji stop&start? Auto na pewno ma wiele zalet. Pojemne wnętrze przypadnie do gustu młodym rodzinom, komfortowe zawieszenie świetnie sprawdza się na polskich drogach, a do jakości wykończenia nie można mieć zastrzeżeń. Problem w tym, że w wersji stop&start samochód wygląda jak zwykłe C3, z uwagi na wyposażenie kosztuje jak C4, a przy ciężkiej nodze pali tyle co C5. I właśnie dlatego, przynajmniej w Polsce, sprzedaje się... jak C6.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wody | krowa | auto | silnik | Citroen | start | Citroen C3
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama