Pojechaliśmy Skodą do najmniejszego miasta świata!

Skoda Octavia Combi z mocnym, a jednocześnie oszczędnym silnikiem Diesla, to samochód idealnie nadający się do dalekich wakacyjnych podróży.

150 koni pod maską. Zwiększona, w porównaniu z poprzednią generacją omawianego modelu, długość i szerokość nadwozia, co wraz z powiększonym aż o 108 mm rozstawem osi (2686 mm) pozytywnie wpłynęło na obszerność wnętrza, m.in. ilość miejsca na wysokości kolan, ramion, na linii łokci, nad głowami pasażerów. Imponujący przestronnością bagażnik. 610 litrów to więcej niż Volkswagenie Passacie kombi, czyli aucie z wyższego o jeden szczebel segmentu!

Wielkość ma znaczenie, ale liczy się również funkcjonalność. Także pod tym względem nowej Octavii Combi trudno cokolwiek zarzucić. Dzięki ruchomej podwójnej podłodze o regulowanej wysokości po złożeniu oparcia tylnej kanapy, dzielonego w stosunku 60:40, uzyskujemy przestrzeń ładunkową o całkowicie płaskiej powierzchni i pojemności 1740 litrów. Zmieszczą się tu z powodzeniem bagaże całej rodziny.

Czy można się dziwić, że taki właśnie samochód wybraliśmy na urlopową wyprawę do Chorwacji? Nasz testowy egzemplarz był, jak wspomnieliśmy, napędzany silnikiem 2.0 TDI CR 150 KM, współpracującym z sześciobiegową manualną skrzynią biegów. Wersja wyposażenia Elegance w specyfikacji z rynku czeskiego, m.in. z biksenonowymi reflektorami z funkcją dynamicznego doświetlania zakrętów, aluminiowymi obręczami 17-calowych kół, czujnikami parkowania z przodu i z tyłu, kolorowym wyświetlaczem MAXI-DOT, systemem Light Assistant z czujnikiem deszczu.

Reklama

Celem podróży był półwysep Istria. Ruszyliśmy z Krakowa, kierując się na Cieszyn, Brno, Mikulov, Wiedeń, Graz, Maribor, Lublanę. Większość tej trasy przebiega autostradami. Wypada tylko żałować, że obowiązują na nich ograniczenia prędkości, bowiem, jak mieliśmy okazję przekonać się kilka miesięcy wcześniej podczas dziennikarskich prezentacji nowej Octavii Combi w Niemczech, na pozbawionych limitów odcinkach "autobanów" Skodą ze 150-konnym dieslem bez trudu można przekroczyć 200 km/godz. Samochód, mimo mało wyrafinowanej budowy zawieszenia - z przodu kolumny MacPhersona, z tyłu belka skrętna - cały czas pozostawał nienagannie stabilny, prowadził się bardzo pewnie, a w dobrze wyciszonej kabinie nic nie zakłócało komfortu podróży.

Jednak niezależnie od tego, na co pozwalają przepisy, zapas mocy zawsze się przydaje - pozwala na bezproblemowe wyprzedzanie, ułatwia pokonywanie wzniesień itp. I jeszcze jedna ważna zaleta takiego silnika - przy spokojnej jeździe Octavia Combi podczas podróży do Chorwacji zużywała zaledwie 4,5 litra paliwa na 100 km. Gdy przyspieszaliśmy do 130-140 km/godz., spalanie wzrastało do 6 l/100 km. To też niewiele, co cieszy, bo przy obecnych cenach oleju napędowego w Europie (na całej trasie było wyraźnie drożej niż w Polsce!) przekłada się na konkretne, zostające w portfelu pieniądze.

Pobyt w Chorwacji minął na plażowaniu i kąpielach w ciepłym (28 st. C!) Adriatyku. Upały zniechęcały do większej aktywności. Dopiero w drodze powrotnej postanowiliśmy poświęcić kilka godzin na zwiedzanie. Celem było położona w centralnej części Istrii miejscowość Hum, uznawana za najmniejsze miasto świata. Według oficjalnych danych liczy obecnie zaledwie 24 mieszkańców.

Wyjeżdżając z Vrsaru. gdzie spędziliśmy poprzedni tydzień, kierujemy się na północny wschód. Nieco błądząc w plątaninie lokalnych dróg, koło Pazina trafiamy wreszcie na ekspresówkę A8, łączącą Pulę z Rijeką. Przy wjeździe pobieramy z automatu bilet, który, po kilkunastu kilometrach opuszczając tę trasę w Lupoglavie, wręczamy mężczyźnie obsługującemu punkt poboru opłat. Ile płacimy? "Ništa". Ile? "Ništa" - powtarza młody człowiek. Nic? Naprawdę jechaliśmy za darmo? A to ciekawe...

Z mapy wynika, że powinniśmy dojechać do miejscowości Roč, a stamtąd kierować się na Hum. Jednak już wcześniej natykamy się na drogowskaz z nazwą tego miasteczka. Skręcamy zatem i okazuje się, że czeka nas kilkukilometrowa jazda krętą, wyboistą, chwilami stromą drogą. Do tego tak wąską, że aby wyminąć zbliżający się z przeciwka pojazd, trzeba cofać się i znaleźć umożliwiający taki manewr kawałek miejsca. To dobry sprawdzian dla zwrotności Octavii Combi i dla jej zawieszenia. Wypada pomyślnie. Przydaje się też wysoki moment obrotowy, zapewniany przez mocnego diesla.

Przy wjeździe do Humu trzeba uiścić opłatę w wysokości 10 kun (ok. 6 zł). W zamian otrzymujemy bilet, uprawniający do postoju na obszernym parkingu. Samo miasteczko jest urokliwe i w zasadzie całe mieści się w obrębie średniowiecznych murów. Zamek, dwie wąskie uliczki, dwa lub trzy sklepiki z pamiątkami i wyrobami regionalnymi, jakaś mała galeria sztuki, knajpka. To wszystko. W jednym z budynków znajduje się siedemnastowieczna loggia z kamiennym stołem, przy którym co roku w czerwcu gromadzą się wszyscy mieszkańcy miasta, wybierając burmistrza. Trudno wyobrazić sobie wyrazistszy przykład demokracji bezpośredniej...

Z Humu jedziemy do Roč znacznie wygodniejszą, szerszą drogą. Stoją przy niej pomniki, upamiętniające głagolicę, czyli staro-cerkiewno-słowiański alfabet, którym posługiwano się kiedyś na Istrii. I Hum, i Roč były w przeszłości ważnymi ośrodkami piśmienniczymi.

Po krótkim postoju w Roč, obejrzeniu stojącej w biurze informacji turystycznej repliki maszyny drukarskiej z czasów Gutenberga i wypiciu znakomitej kawy (filiżanka espresso za równowartość niespełna 3 zł) wjeżdżamy przez przejście graniczne w Buzet do Słowenii. Podróż powrotna mija bez jakichkolwiek przykrych motoryzacyjnych zaskoczeń. I o to przecież chodzi w takich urlopowych eskapadach. Ze Skodą Octavią Combi rozstajemy się z żalem. Może tego samochodu nie zdążyliśmy pokochać, ale polubić na pewno tak.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Skoda Octavia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy