Limuzyna o śmiesznie niskiej cenie. Dla kogo?

Kiedy jechaliśmy po odbiór testowego Chevroleta Malibu 2.0D LTZ, zastanawialiśmy się, po co komu w dzisiejszych czasach tego typu limuzyna.

Nie jest autem prestiżowym. Jej cena jak na segment premium jest śmiesznie niska, choć oczywiście, jak na kieszeń przeciętnego Polaka, i tak zbyt wysoka. Nie jest autem rodzinnym - spore gabaryty utrudniają parkowanie, a bagażnik - choć pojemny - nie jest tak funkcjonalny jak w modelach pięciodrzwiowych. W tej kategorii lepszą propozycją jest choćby Chevrolet Orlando. Pozostaje zatem rola taksówki. Ale i tu można mieć wątpliwości. Ukształtowanie tylnej kanapy i tylnych drzwi nie ułatwia wsiadania pasażerom.

Dla przyjemności

Wciąż nie mogąc znaleźć odpowiedzi na nurtujące pytanie, wsiedliśmy do czarnego Malibu 2.0 D i rozpoczęliśmy test, który miał wyjaśnić sens istnienia okazałego chevroleta.

Podczas jazdy sprawy zaczęły się klarować. Malibu izoluje od wielkomiejskiego gwaru, a lekka praca sprzęgła i lewarka zmiany biegów perfekcyjnie redukują zmęczenie, jakie zwykle narasta w korkach. I jeszcze jedno. Auto ma fantastyczne fotele. Na pierwszy rzut oka nie wyglądają może imponująco, ale w praktyce okazuje się, że są wykonane perfekcyjnie. Ich konstrukcję zapożyczono wprost z Insigni.

Reklama

Mają bardzo szeroki zakres regulacji, a zagłówki można ustawić tak, że idealnie podpierają głowę, chroniąc przed urazami w razie najechania na bagażnik samochodu.

200 czy 300 pokonanych kilometrów nie robi na kierowcy Malibu większego wrażenia. Oczywiście pod warunkiem, że użytkownik tego samochodu nie próbuje nadrobić straconego czasu. Tym autem po prostu chce się jeździć. W pewnym sensie przypomina starego, dobrego Peugeota 607 -niepozornego połykacza autostrad. Miejmy tylko nadzieję, że nie będzie aż tak awaryjny.

W amerykańskim stylu

Jakość wykonania wnętrza jest wyraźnie niższa niż w porównywalnych gabarytami autach niemieckich. Nie trzeba zresztą szukać rywali w salonie Audi czy BMW - wystarczy odwiedzić najbliższego sąsiada - Opla. Ale Malibu ma swój urok. Zwłaszcza jeśli ktoś ma sentyment do aut amerykańskich. Deska rozdzielcza najlepiej wygląda nocą. Jest fantazyjnie podświetlona. Przez całą jej szerokość poprowadzono cieniutki paseczek świecący w kolorze morskim. Podświetlone są także fragmenty drzwi.

Zestaw wskaźników zapożyczono dla odmiany z Camaro. No, może nie wprost, ale i tak jest nieźle. Całość tworzy przyjemny klimat, jest czytelna i łatwa w obsłudze.

Pod wyświetlaczem na konsoli centralnej znajduje się schowek - to typowe dla Chevroleta rozwiązanie znane już z Orlando.

Na krytykę zasługuje brak uchwytu lub choćby wgłębienia do otwierania klapy bagażnika. Producent przewidział jedynie malutki przycisk zwalniający elektryczny zamek (a w zasadzie dwa - jeden na pilocie, drugi na klapie). Teoretycznie po jego naciśnięciu klapa powinna się unosić samoczynnie, ponieważ odciągają ją współpracujące z zawiasami sprężyny. W praktyce nie zawsze się tak dzieje. Jeśli auto jest pokryte śniegiem, misterny plan producenta zawodzi.

Napęd

Zawieszenie jest zestrojone komfortowo, ale daje pełne wyczucie samochodu. Na krętej drodze Malibu nie utrzyma się za BMW serii 5. Zostanie w tyle nawet za Mondeo, ale nie o to chodziło konstruktorom. Wielki Chevrolet ma naturę krążownika, który dostojnie pokonuje zakręty, ale kiedy już trafi na jakąś autostradę, niewzruszenie utrzymuje obrany kierunek.

Idealnym kompanem do dalekich podróży okazuje się silnik. W mniejszych modelach Chevrolet korzysta z diesli dostarczanych przez koncern VM Motori. Malibu otrzymał dwulitrową jednostkę Fiata. Włoski multijet jest dobrze wyciszony, bardzo elastyczny i wyjątkowo mało pali. Na każde 100 km auto potrzebuje ok. 6 l oleju napędowego. Zbiornik zatankowany do pełna wystarcza na 1000 km w cyklu mieszanym i na prawie 1200 w trasie. I już za samo to można go polubić. Na dodatek okazuje się, że uwielbia pracować na niskich obrotach, ale nie boi się także tych wyższych. Rozwija moc harmonijnie i nigdy nie jest zbyt głośny. Przynajmniej jak na samochód za ok. 100 tys. zł, z czterocylindrowym silnikiem pod maską.

Podsumowanie

Malibu to samochód skonstruowany dla przyjemności. Z pewnością nie jest mistrzem funkcjonalności. Z pewnością ustępuje jakością wykonania renomowanym niemieckim rywalom. Ale mimo koreańskiego pochodzenia ma amerykański charakter. Dla osób, które nie mają jeszcze pomysłu na auto i szukają czegoś oryginalnego i kompletnie wyposażonego - może okazać się atrakcyjną ofertą. Testowana wersja wyposażenia LTZ ma na pokładzie wszystko, włącznie z oknem dachowym, czujnikami ciśnienia powietrza w kołach, bezkluczykowym systemem dostępu do auta, automatyczną dwustrefową klimatyzacją i wieloma innymi elementami, które u konkurencji windują cenę samochodu niemal w kosmos, a tutaj są oferowane w pakiecie za 15 tys. zł.

Jacek Ambrozik

Chevrolet Malibu 2.0D LTZ

Silnik: wysokoprężny, czterocylindrowy, o pojemności 1956 ccm

Osiągi:

0-100 km/h: 9,7 s

V max: 213 km/h

Spalanie w teście: 6,5 l/100 km

Moc max. 160 KM

Max mom.obr.: 350 Nm

Ceny:

Najtańszy: 2.0D LS , 100 390 zł

Testowany: 2.0D LTZ 115 390 zł

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: limuzyny | niskie ceny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy