Szalony alpinista!

Słychać głośny ryk czterosuwowego singla. U podnóża zbocza staje zielone monstrum. Spod czegoś, co tylko z grubsza przypomina tylne koło leci szpryca wyrwanych z ziemi kamieni, korzeni i kęp trawy. Dosiadający potwora jeździec, trzymając kierownicę żelaznym chwytem, rwie pod górę jak dziki zwierz.

Taki prawdziwy hillclimber - jak wszystko, co amerykańskie - to pomysł równie pogięty, popaprany i odjechany, niczym Hummer w wersji cywilnej. Jednak o ile czterokołowy patent służy do tylko zabawy i szpanowania, dwukołowiec oprócz zabawy daje swojemu jeźdźcowi zupełnie kosmiczne doznania. Od razu nasuwa się wniosek, że ktoś, kto stworzył szalone monstrum z tylnym kołem zagubionym gdzieś daleko z tyłu, musi mieć coś wspólnego z Ameryką.

No i ma. Właścicielem i twórcą Kawasaki KLX 650 R Hillclimber jest Mariusz Głodny - postać tak samo barwna i zwariowana, jak jego pojazd. Mariusz to jeden z najlepszych w Polsce mechaników od naprawy i tuningu samochodów amerykańskich. Chyba nie ma w naszym kraju posiadacza Chevy Corvette, który nie znałby nazwiska Głodny. Od wielu lat jest on również motocyklistą, a od paru jego pasją są loty w terenie.

Pewnego razu na swoim kupionym jako nieźle zajeżdżony KLX-ie 650 R wybrał się na "Wielki podjazd" - imprezę organizowana przez Mariusza Strzelichowskiego z PS Bikes. I zupełnie oszalał na punkcie podjazdu pod stroma górę. Postanowił przerobić swoją Kawę na rasowego hillclimbera i od tej chwili został stałym uczestnikiem zabawy, zyskując pseudo "Kopacz".

Reklama

Na pierwszy ogień poszedł silnik. Mariusz musiał przywrócić mu walory producenta, co wiązało się z gruntownym remontem. Przy okazji dokonał modyfikacji głowicy. Jednak moc rzędu czterdziestu paru koni to było mało. Dołożył więc NOS (Nitrous Oxide System), czyli układ wtrysku podtlenku azotu. "Gaz ten zwiększa ilość tlenu w komorze spalania, więc jakby dokłada znacznie więcej powietrza - mówi konstruktor. - By był efekt, do tego należy powiększyć dawkę paliwa. Z Tomkiem Kędziorem wyszperaliśmy gdzieś zupełnie nietypowy zestaw Dyno-Jet o nazwie Extreme. Zależnie od wkręconych dysz, moc zwiększa się o około 20 KM. Mógłbym osiągnąć i o 40 więcej, ale wtedy chybaby wybuchł silnik. Musiałbym zastosować też dwie butle, bo jedna y nie wystarczyła na cały podjazd". By zwiększyć podawanie benzyny, Mariusz zamontował elektryczną pompę paliwa pędzoną z akumulatorka - takiego jak przy alarmie. Bowiem oryginalna prądniczka modelu "R" mogła nie dać rady. Do tego wszystkiego został dopasowany układ wydechowy własnej roboty.

Potem konstruktor wziął się za podwozie. Typowa przeróbka w hillclimberze, zapobiegająca saltu przez plecy, jest należycie długi wahacz. Monstrualną aluminiową konstrukcję Mariusz zaprojektował i wykonał własnoręcznie. Rozstaw osi Kawasaki wzrósł do 2310 mm. Na tylnym końcu tego przęsła mostowego można zamocować trzy pędniki: potworna felgę z przykręconymi stalowymi łopatkami (na trawę, ubitą ziemię czy błoto); oponę z "kolcami" (na bardziej kamienistą trasę) lub oponę z gumowymi łopatkami (na piach i wydmy). Tej ostatniej Mariusz jeszcze nie miał okazji użyć. Seryjny tylny amor wspomagają trzy dodatkowe - od tylnej klapy z dostawczaka. Co ciekawe, cała konstrukcja jest tak pomyślana, że w 2 godziny można wszystko powymieniać i zielone monstrum zamienia się w zwykłego endurakowatego KLX-a. Trzeba wspomnieć, iż w naszego jeźdźca we wszystkich poczynaniach wspiera Probike - importer Kawasaki.

Na swoim hillclimberze Mariusz ma zamiar wybrać się w przyszłym roku na słynny podjazd w Rachau. W ubiegłym nie dało rady - jeździec był w kolejnym gipsie. W tym sezonie imprezę w związku ze zmiana sponsora odwołano.

Natomiast w planach jest budowa jeszcze bardziej ekstremalnej maszyny z rzędową czwórką 600 cm3 od ZX-6 RR w ramie. Takiej w kompletnie odjechanym, amerykańskim stylu.

Hillclimbing (wspinaczka), jak większość sportów ekstremalnych, wymyślono w USA. To jedna z najstarszych szalonych zabaw na motocyklu. Pierwsze zawody rozegrano w 1910 roku, a około 1920 - gdy upowszechniły się łańcuchy napędowe - sport ten zaczęło uprawiać wielu. Obecnie w Stanach jest kilka lig w hillclimbingu, są też zawodnicy zajmujący się profesjonalnie tym sportem. Do najbardziej znanych należą James Large z Ohio i pierwsza profesjonalistka - 22-letnia Cathy Templeton. Zabawa polega na podjechaniu pod strome zbocze ze startu stojącego. Liczy się odległość pokonana przez każdego z zawodników. Jeśli kilku dotarło na szczyt wzniesienia, o kolejności decyduje czas przejazdu. W Europie zawody są rozgrywane w Andler/Schonberg w Belgii, w Fresach, Muhldorf i Obersaxen w Austrii i Decazeville we Francji. Najsłynniejszy to austriacki podjazd w Rachau. W Polsce mamy "Wielki podjazd", który był w różnych miejscach - np. w Szczawnicy i Zawoi. W tym roku Podjazd nie odbędzie się z powodu ekologów idiotów. Dlaczego idiotów? No bo skoro w tak ekologicznie wyczulonym kraju jak Austria nikomu to nie przeszkadza...?

Więcej o motocyklach przeczytacie w naszym nowym SERWISIE.

Porozmawiaj na Forum.

Motocykl
Dowiedz się więcej na temat: Kawasaki | zabawy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy