Policja i Mroczne Duchy zachęcały do patrzenia

"Patrz w lusterka - motocykle są wszędzie"- takie hasło przyświecało akcji, zorganizowanej, w okolicach Wodzisława. Tamtejsza policja zatrzymywała samochody, a motocykliści z grupy o jakże wdzięcznej nazwie Mroczne Duchy, wręczali kierowcom stosowne naklejki, przypominające im, że powinni częściej spoglądać w lusterka, bowiem nie są jedynymi użytkownikami dróg.

Chcielibyśmy zobaczyć miny kierowców, haltowanych po to, by wysłuchali pogadanki "mrocznego ducha", ale cóż - bezpieczeństwo ponad wszystko.

Z drugiej strony, czy rzeczywiście "motocykle są wszędzie"? Według danych GUS, w 1990 r. po naszych drogach jeździło ponad 1,3 mln jednośladów. 10 lat później było ich już tylko około 830 tysięcy. Polacy masowo porzucili swoje motocykle, przeważnie wysłużone pojazdy rodzimej produkcji, nijak nie nadające się do szpanu i lansu. Przesiedli się do samochodów, też przeważnie nie najnowszych, ale mimo wszystko dających poczucie awansu społecznego.

Reklama

Taka sytuacja utrzymywała się długo. Motocykle wracały do łask powoli. Zyskiwały na popularności nie tylko wśród poszukiwaczy podwyższonych dawek adrenaliny, miłośników poczucia wolności, którą dają tego typu pojazdy, ale także u ludzi, motywujących swój wybór względami czysto praktycznymi. Po prostu jednoślady okazały się bardzo poręcznymi środkami lokomocji na coraz bardziej zatłoczonych polskich drogach.

Prawdziwy skok zainteresowania tego typu pojazdami odnotowano jednak dopiero z chwilą liberalizacji przepisów i udostępnienia maszyn z silnikami o pojemności do 125 ccm osobom bez specjalistycznego przeszkolenia, legitymującym się jedynie samochodowym prawem jazdy kategorii B. W ubiegłym roku przybyło w Polsce około 95 tys. nowych i używanych motocykli, a ich ogólna liczba wzrosła do 1,25 mln. Czyli, wedle oficjalnych danych, nadal jest sporo niższa niż w 1990 r. Mówienie o wszechobecności jednośladów na naszych drogach należy zatem uznać za grubą przesadę. Zresztą nie trzeba zaglądać do statystyk, wystarczy spojrzeć, ile motocykli (a także skuterów) jeździ na co dzień na przykład po Paryżu i porównać z sytuacją na ulicach Warszawy, Wrocławia czy Krakowa.

Czy faktycznie motocykle stanowią tak ogromne zagrożenie na drogach? Nie histeryzujmy. Jak informują raporty policji, w 2001 r. motocykliści spowodowali 1006 wypadków,  w których zginęły 143 osoby, a 1173 odniosły obrażenia ciała. W 2015 r. - przypomnijmy, przy o 350 tys. większej liczbie jednośladów i liberalizacji przepisów, dotyczących uprawnień do ich prowadzenia - byli sprawcami 855 takich zdarzeń. Mniejsza też była liczba ofiar wspomnianych wypadków:  114 zabitych, 874 rannych (kierowców i pasażerów motocykli).

Źródłem złej opinii o motocyklistach są pozbawieni instynktu samozachowawczego ryzykanci, osobnicy, wyznający zasadę, że przestrzeń pomiędzy liniami ciągłymi na jezdni to pas dla jednośladów, chojracy, których umiejętności w żaden sposób nie pasują do mocy dosiadanych przez nich maszyn, uczestnicy nielegalnych wyścigów, głupcy wskakujący na siodełko w krótkich spodenkach i klapkach. Uderzmy się jednak w piersi. Czy podobnych szaleńców nie spotyka się również wśród kierowców samochodów? I jakoś nie słychać, by jakikolwiek motocyklista wracał po paru głębszych z dyskoteki, załadował na swój pojazd pięcioro rówieśników i w samobójczym pędzie nie wpakował się z tym całym towarzystwem w przydrożne drzewo.

A w lusterka zawsze patrzeć warto...

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Tzw. "motocykliści z Patelni". Ilu ich zginie w tym roku?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy