Motocyklem w lusterko
Stoję w kolumnie samochodów przed światłami. Z rozmyślań o problemach tego świata wyrywa mnie nagle głośny huk dobiegający z prawej strony. Co do licha?
Rzut oka wyjaśnia sprawę. Ubrany na czarno motocyklista uznał, że oczekiwanie w kolumnie samochodów na zmianę światła uwłacza jego godności. Dlatego postanowił środkiem, między dwoma pasami przedostać się na początek kolejki.
Niestety, jego umiejętności okazały się mniejsze od ambicji. Źle wycelował trafiając w moje prawe lusterko.
Cóż, żaden przepis wprost nie zabrania motocykliście omijania stojących samochodów. Sam jestem w stanie zrozumieć, że ktoś na motocyklu może czuć się zniecierpliwiony blokowaniem drogi przez katamarany.
Lecz po pierwsze - trzeba mierzyć siły na zamiary. Nie potrafię opanować maszyny - stoję grzecznie w kolejce. Po drugie - trzeba mieć odwagę cywilną.
"Mojemu" motocykliście jej zabrakło. Świetnie zorientował się, że zahaczył o lusterko, nie odwrócił jednak nawet głowy, ale pognał do przodu. Przecież i tak go nie dogonię...
- Niedługo zaczną jeździć nam po dachach - skomentował zdarzenie kierowca stojącego obok Forda.
Lusterko nie ucierpiało. Ale jeśli tak mamy budować wzajemne zrozumienie między katamaraniarzami a motocyklistami, to daleko nie zajdziemy.
Czy ktoś będzie mógł mieć do mnie pretensje, jeśli następnym razem zatrzymam się tak, by nikt środkiem nie przejechał? Tego też przepisy nie zabraniają, a po co mam narażać lusterka i lakier?