Kobieta na ścigaczu...

Do naszej redakcji dotarł bardzo nietypowy list. Napisała go kobieta, ktora jeździ na motocyklu, ma zagiętą tablicę rejestracyjną i nie zatrzymuje się do policyjnych kontroli.

Jednocześnie jednak nie jest szaloną nastolatką, ale dojrzałą kobietą, która ma rodzinę i dziecko. Zapraszamy więc do lektury i dyskusji...

"Nie znalazłam żadnego listu kobiety - motocyklistki, dlatego napisze cos od siebie.

Ładnych parę lat temu za naszą zachodnią granica wygrałam w konkursie modelek motocykl. Była to Honda CBR, mocna, wielka i szybka. Irracjonalny prezent, ale widać reklama była ważniejsza. Potem dopiero zaczęli dawać auta kobietom ;)

Pojeździłam trochę z tyłu i szybko przesiadłam się do przodu - jako kierowca.

Miałam mały wypadek, właściwie kolizję. Droga była w prawo i lewo, a ja nie mogłam się zdecydować i w końcu pojechałam prosto - w pole "jak baba".

Reklama

Tyle z młodości i zabawy.

Jednak wypadek ten psychicznie odbił się bardzo na mojej przyszłości. Przez wiele lat byłam przeciwniczką "ścigaczy". Nie znaczy to, że byłam wrogo nastawiona do motocyklistów, jednak wychodziłam z założenia, że ja już miałam swoje "5 minut"...

Uprawiałam kilka sportów ekstremalnych, w tym próbowałam swoich sil w rajdach i na torze. Wtedy trochę z zazdrością spoglądałam na maszyny i ich osiągi...

Na kursie kaskaderów poznałam chłopaka. Zafascynował mnie "free style". Ja trenowałam kaskaderkę samochodową, a on motocyklową. Niby, blisko ale jednak psychicznie nadal miałam w głowie pamięć bólu po lądowaniu w polu... Do tego zawsze samochód wydawał mi się bezpieczniejszy.

Przeprowadziłam się do stolicy. Korki, korki. Ciągle spóźnianie i marnowanie czasu w korku... Pewnego dnia postanowiłam: kupię skuter! Właśnie dla omijania korków, szybkiego przemieszczania się...

Znalazłam instruktora; odpowiedniego, znaczy takiego, który nauczył mnie manewrować między autami, reagować w sytuacjach zagrożenia, tzw. odruchy itp.

Wyniosłam pewną szkołę z rajdów. Miałam to szczęście trafić do klubu, w którym pod fachowym okiem instruktorów oraz innych czołowych zawodników uczyłam się na zamkniętym terenie prawidłowych reakcji i sytuacji takich jak poślizg, wyprowadzanie auta itp. Tak wiec przełożyłam to na "ścigacza mojego" (całe 50 km/h ).

Radość moja trwała krótko - szybko okazało się, że kierowcy, ci w autach, jakoś dziwnie reagują i nigdy nie mogłam przewidzieć ich ruchu... Do tego niby faceci kierowcy przyzwyczajeni są w stolicy do kobiet na motorkach, a jednak nie było momentu, kiedy nie czułam wzroku na sobie. I modliłam się o zielone, bym nie musiała się zatrzymywać obok ryczących, sfrustrowanych facetów, którzy autami podnoszą sobie ego. Różne słyszałam słowa... były kulturalne, ale jak na lekarstwo takich mężczyzn za kółkiem...

Gdy pewien kierowca zajechał mi drogę i jechał przede mną z prędkością uniemożliwiającą mi normalną jazdę, zmuszając do zatrzymania, o wyprzedzeniu nie było mowy, szala goryczy przelała się na korzyść auta. Przeprosiłam autko w garażu, wyczyściłam klimatyzację i stałam w korku...

Dostałam od starego kolegi - rajdowca numer do dziewczyny, która jezdzi na "ścigaczu". Mówi: masz, zadzwoń, bo histeryzujesz i marudzisz jak baba.

Po tygodniu miałam w garażu Kawasaki, młodziutką, dobrą mechanicznie, piekielnie szybką (v max 275), fajniutką, całuśną. Moja kawkę.

Nie stoję w korku.

Nie narażam się na głupie docinki męskiej części na drodze.

Czy jestem nieodpowiedzialna?

Teraz już wiem, że do 150 KM trzeba dorosnąć.

Dorosnąć i dojrzeć emocjonalnie.

Być odpowiedzialnym - narażę się pewnie wielu młodym teraz - jakaś baba wypisuje, zaraz skomentują. Ale uważam, że prawo jazdy kat A powinno być dostępne po przejściu testów psychologicznych oraz dla trochę starszych gówniarzy...

Tak, jestem już stara i swoje "5 minut" już miałam.

Dzięki temu świat z motocykla wydaje mi się inny niż wtedy, gdy sama byłam gówniarą...

Jestem matką. Pracuje na poważnym stanowisku. Działam społecznie.

Tak, mam zagiętą tablicę. Tak, nie zatrzymuję się do kontroli na trasie, chyba że lecę "jako obstawa" w grupie.

Kierowco, rodzicu, mężu kochanej żony, zastanów się: kiedy ostatni raz NIE przekroczyłeś prędkości poza terem zabudowanym?

Czy kiedykolwiek jechałeś z dzieckiem nie łamiąc żadnego przepisu?

Kierowco, matko, żono, zastanów się: kiedy ostatni raz czytałaś bajkę dziecku i z radością biegałaś po domu bawiąc się w ganianego, widząc radość na twarzy swojej pociechy?

Nigdy nie uwierzę, że nie przekraczasz z dzieckiem 50 km/h...

Zanim skomentujesz czy jestem odpowiedzialną matką, zastanów się i odpowiedz na powyższe pytania...

Na koniec jedno:

Ja wszystkich facetów z wąsem traktuję jak zło konieczne chodzące po ziemi. Słusznie? Oczywiście, że niesłusznie.

A z motocyklistami, co zrobiliście ??? To samo!

Wszystkich do jednego worka.

Do zobaczenia na drodze.

Anna. "

Więcej o motocyklach.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Auta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy