Nick Heidfeld nie wraca do Formuły 1

Niemiecki kierowca wyścigowy Nick Heidfeld, były partner Roberta Kubicy w teamie BMW-Sauber, nie znalazł zatrudnienia w żadnym zespole Formuły 1 i podpisał kontrakt z ekipą Rebellion Racing, która będzie uczestniczyła w mistrzostwach świata Endurance.

34-letni zawodnik będzie się ścigał samochodem Lola-Toyota LMP1 w 12-godzinnym wyścigu na torze Sebring, 6-godzinnym w Spa i najbardziej prestiżowym, 24-godzinnym w Le Mans. Partnerami Heidfelda będą Neel Jani i Nicolas Prost.

Heidfeld debiutował w Le Mans w 1999 roku. Był wtedy w ekipie AMG Mercedes, dysponującej trzema modelami CLR. Zmiennik Heidfelda Szkot Peter Dumbreck miał na 76. okrążeniu bardzo poważny wypadek. Samochód przy prędkości prawie 300 km/h wypadł przed zakrętem Indianapolis i po długim locie znalazł się między drzewami. Kierowca odniósł obrażenia, ale nie zagrażały one jego życiu. Był to trzeci taki incydent z udziałem Mercedesa CLR. Koncern natychmiast zakończył program startów w Endurance.

Reklama

W lutym 2011 roku Heidfeld zastąpił w teamie Renault Roberta Kubicę, który uległ wypadkowi w rajdzie w Ligurii i doznał ciężkich obrażeń. Niemiec startował przez ponad połowę sezonu, ale uzyskiwał wyniki słabsze niż się spodziewano. To spowodowało, że 24 sierpnia, na cztery dni przed wyścigiem o GP Belgii, szefowie teamu zdecydowali się go zastąpić i zatrudnili Brazylijczyka Bruno Sennę.

Heidfeld uważał, że decyzja o zmianie kierowcy była niezgodna z jego kontraktem, który do końca sezonu 2011 gwarantował mu pozycję pierwszego zawodnika teamu i wystąpił do sądu o przywrócenie do pracy. Pozew jednak nie został uznany.

Także drugi kierowca teamu Lotus-Renault w sezonie 2011 Rosjanin Witalij Pietrow nie znalazł na razie zatrudnienia w żadnym teamie F1.

Kierowcami zespołu w tym roku będą Fin Kimi Raikkonen oraz Francuz Romain Grosjean. Kierowcą testowym jest 26-letni Jerome d'Ambrosio. Belg, ubiegłoroczny reprezentant Marussia Virgin Racing, zaliczył 19 startów w Formule 1. Najlepszy wynik - 14. miejsce - uzyskał w Australii i Kanadzie.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy