Kto w Ferrari torturuje psychicznie Felipe Massę?

Gdy Fernando Alonso nie dysponuje szczególnie dobrym autem, rywale i tak muszą się z nim liczyć. Gdy Hiszpan ma do dyspozycji przynajmniej równorzędny sprzęt, rywale mają twardy orzech do zgryzienia.

Ostatnio Alonso jeździ jak zaprogramowany i po półmetku sezonu to właśnie as Ferrari jawi się jako najpoważniejszy kandydat do sięgnięcia po tytuł mistrza świata.

Fernando Alonso budzi w wielu kibicach ambiwalentne uczucia. Klasa sportowa kierowcy z Oviedo nigdy nie podlegała dyskusji, ale w poprzednich latach wieloma zachowaniami poza torem zapracował sobie na opinię płaczka i marudy. Do dziś Hiszpanowi wypomina się ciskanie gromami przy okazji najmniejszych niepowodzeń i doszukiwanie się teorii spiskowych wszędzie tam, gdzie okoliczności dawały ku temu choćby cień podstaw. Inna sprawa, że niektóre z tych okoliczności (szczególnie w sezonie 2007, spędzonym w McLarenie) rzeczywiście były mocno podejrzane.

Reklama

Jeśli Alonso wygrywa, można spodziewać się na podium widoku kierowcy uśmiechniętego od ucha do ucha. Pod sympatyczną zewnętrznością kryje się jednak bezwzględny zawodnik, który raczej prędzej niż później staje się koszmarem każdego zespołowego kolegi, który ma nieszczęście dzielić z nim garaż.

W Renault szybko pozbawił woli walki Giancarlo Fisichellę, Nelsona Piqueta jr oraz Romaina Grosjeana. W Ferrari torturuje psychicznie Felipe Massę, który wygląda przy nim na zagubionego amatora. Z zespołowych kolegów Alonso, jego etyce pracy, talentowi i wyścigowej inteligencji oparł się jedynie Lewis Hamilton, ale zdołał tego dokonać głównie dzięki faworyzowaniu ze strony szefostwa McLarena.

Taka historia dokonań Alonso każe podejrzewać, że zwyczajowa dominacja nad partnerami nie odbywała się bez skupiania na sobie całej uwagi zespołu. Hiszpan zawsze odpiera tego typu zarzuty wyjaśniając, że nigdy i nigdzie nie prosił o status kierowcy numer jeden. Sugeruje, że mając do czynienia z jego profesjonalizmem i szybkością za kierownicą samochodu, szefowie ekip po prostu nie mieli problemu z wyborem lidera projektu.

Jeśli ktokolwiek potrzebuje namacalnych dowodów, żeby ostatecznie zgodzić się z Alonso, wyścig na Hockenheim był doskonałą okazją (którą to już?) do przyjrzenia się bogactwu arsenału kierowcy. W kwalifikacjach lider punktacji mistrzostw perfekcyjnie radził sobie z wyjątkowo trudnymi warunkami, a przytomna decyzja Ferrari o zjeździe w Q3 po nowy komplet deszczowego ogumienia pozwoliła Alonso wywalczyć - jak się okazało kluczowe - pole position z dużą przewagą nad rywalami. Mknąc po najlepszy czas, Hiszpan prowadził samochód z niebywałą pewnością i precyzją, z rozmysłem wybierając możliwie najszerszą linię przejazdu i trzymał się z dala od najbardziej śliskich fragmentów toru, co miało zapewnić jego ferrari jak najlepszą przyczepność.

Sam wyścig był w wykonaniu Alonso kolejnym popisem perfekcyjnego kontrolowania sytuacji. W przeciwieństwie do wielu innych kierowców, Fernando i tym razem (w Monako zachował się podobnie - pozwolił Hamiltonowi odjechać w pierwszej części wyścigu i mocno zniszczyć opony, żeby później na kilku okrążeniach zdecydowanie przyspieszyć i odebrać Anglikowi pozycję) wstrzymywał się z wykorzystywaniem maksimum możliwości samochodu i ogumienia do momentów, w których miał najwięcej do zyskania.

Właśnie dzięki temu obronił niewielkie prowadzenie po pierwszej i drugiej turze postojów. Znakomicie bronił się maksymalizując prędkość auta w strefie DRS, gdzie rywale byli największym zagrożeniem. W jeszcze jednym wyścigu wyjątkowo wyrównanej rywalizacji, w trakcie którego najmniejszy błąd kierowcy czy mechaników mógł zdecydować o zwycięstwie i porażce, Hiszpan koncertowo radził sobie z presją ze strony rywali, nie dając im na żadnym z 67 okrążeń prawdziwej szansy na podjęcie próby wyprzedzania.

To z kolei zasługa wyjątkowej regularności jazdy Alonso, którą wymienia się jako najpotężniejszą broń Hiszpana. Przy tak niewielkiej przewadze, jaką Alonso miał w pierwszej części dystansu nad Sebastianem Vettelem, a w drugiej nad Jensonem Buttonem, dwa lub trzy niepewne, nierówne okrążenia mogły równać się natychmiastowemu zbliżeniu się rywala na odległość skutecznego ataku. Nic takiego nie miało jednak miejsca. Alonso metodycznie kontrolował tempo jazdy, momentami pozwalając Vettelowi i Buttonowi odrabiać zaledwie 0,3-0,4 sekundy, co były niewystarczające do znalezienia się w pozycji umożliwiającej zaskoczenie Fernando.

Dawnego Alonso, narzekającego na cały świat, już nie ma. Ten nowy wyraźnie dojrzał, a czując całkowite wsparcie zespołu odzyskał wewnętrzny spokój i ucieleśnia wszelkie atuty kierowcy wyścigowego, jednocześnie strasząc opozycję przerażająco małą liczbą słabszych stron. Właściwie można mówić o ich braku. Gdy patrzy się na obecną stawkę kierowców, trudno wskazać zawodnika, który mógłby w tym roku równać się z Alonso wyścigowym kunsztem.

Mark Webber tradycyjnie i typowo dla siebie notuje nieregularne wyniki. Vettel nie ma komfortu dominowania, bo nie pozwala mu na to sprzęt. Jenson Button nie potrafi zaliczyć dwóch występów z rzędu na jednakowo wysokim poziomie. Lewis Hamilton, choć zawsze szybki, nie zawsze może liczyć na bezawaryjny sprzęt, a wydaje się, że Anglikowi brakuje też szczęścia. Każdy z wymienionych rywali Hiszpana dysponuje wspaniałymi umiejętnościami, ale żaden nie jest kierowcą równie kompletnym co Alonso. Nawet jeśli w nie wszystkich aspektach wyścigowego rzemiosła Asturyjczyk góruje nad rywalami, to suma tych umiejętności niewątpliwie plasuje go na czele 24-osobowej stawki.

Zawodników Red Bulla i McLarena czeka trudne zadanie. Wobec wyśmienitej formy Alonso reprezentanci zespołów z Milton Keynes i Woking muszą pokładać nadzieję zwłaszcza w tempie rozwoju swoich samochodów. Mimo doskonałych wyników Fernando, Ferrari wciąż nie dysponuje najszybszym autem, ale jak widać Hiszpanowi zupełnie nie przeszkadza to w notowaniu wyników, które sugerują coś zupełnie przeciwnego.

O ilu rywalizujących z nim kierowcach można powiedzieć to samo? Wyścigowa maestria Alonso sprawia, że poświęcone jej teksty muszą do złudzenia przypominać nudny panegiryk, ale o wyczynach lidera stajni z Maranello po prostu trudno napisać cokolwiek innego.

Jacek Kasprzyk

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy