Historyczne zwycięstwo Hamiltona. Nikt tego wcześniej nie dokonał!

Zwycięstwo podczas niedzielnego Grand Prix Rosji na torze w Soczi, pozwoliło Hamiltonowi ustanowić historyczny rekord.

Hamilton jest pierwszym w historii kierowcą, który zanotował sto wygranych w wyścigach F1. Drugi był Holender Max Verstappen z Red Bulla ze stratą 53,271 s, a trzeci Hiszpan Carlos Sainz z Ferrari - 1.02,475 s.

Losy wyścigu wyjaśniły się na kilka okrążeń przed końcem, gdy zaczął padać deszcze. Prowadzący Brytyjczyk Lando Norris z McLarena zbyt późno zdecydował się na zmianę slicków na opony deszczowe, dwa razy wypadł z toru, wtedy wyprzedził go Hamilton i jako pierwszy z dużą przewagą nad rywalami dojechał do mety.

Reklama

Początek wyścigu nie zapowiadał dużych emocji. Po starcie na prowadzenie wyszedł Sainz, który bez problemów wyprzedził sensacyjnego zdobywcę pole position Norrisa. Przez pierwsze pięć okrążeń na czele jechał Sainz, za nim Norris i Brytyjczyk George Russell z Williamsa.

Verstappen, lider cyklu w którego bolidzie wymieniono silnik, musiał startować z ostatniego pola. Holender jednak szybko wyprzedził kilku rywali, w tym obu zawodników ekipy Alfa Romeo Racing Orlen i po dziesięciu okrążeniach był już dwunasty. Kilka chwil wcześniej wyprzedził także Fina Valtteriego Bottasa z Mercedesa, który został przez swój team wyznaczony do roli blokującego Holendra, aby ten zbyt szybko nie dogonił Hamiltona, któremu wygrana gwarantowała awans na pozycję lidera mistrzostw świata.

Ta "taktyka", której nie krył szef Mercedesa Toto Wolff, nie zdała egzaminu już po dziesięciu okrążeniach, gdy bezradny Bottas mógł tylko ustąpić drogi Verstappenowi.

Później Holender wyprzedził jeszcze dwóch wolniejszych rywali i awansował na ósmą pozycję. A na prowadzenie w końcu wyszedł Norris, któremu po kilku próbach udało się pokonać Sainza.

Na 27. okrążeniu Hamilton i Verstappen zdecydowali się zjechać do serwisów na zmianę opon. Obaj założyli slicki, gdyż prognozy nie przewidywały w najbliższym czasie opadów deszczu. Brytyjczyk wrócił na tor na dziewiątej pozycji, Holender na dwunastej. Norris także zmienił opony, wrócił jako czwarty.

"Lewis, możemy wygrać ten wyścig, tempo, tempo..." - usłyszał w radio Hamilton polecenie od Wolffa. Brytyjczyk przyspieszył i szybko minął kilku rywali. Na 38. okrążeniu już był drugi ze stratą tylko 2 s do Norrisa, który wyszedł na prowadzenie po tym, gdy m.in. Sainz i Russell w serwisie zmieniali opony.

Na 46. okrążeniu zaczął padać lekki deszcz. Prognozy zapowiadały opady, stąd nie było żadnego zaskoczenia. Na torze zrobiło się dość ślisko, prowadzący Norris jako pierwszy wypadł z toru, ale szybko nań wrócił i wtedy jeszcze zdołał utrzymać prowadzenie.

Gdy Norris walczył ze ślizgającym się bolidem, Hamilton zmienił opony. Brytyjczyk początkowo zignorował polecenie swojego inżyniera wyścigowego, ale ponaglony, w końcu je wykonał. Także Verstappen dał się namówić na wizytę w serwisie, obaj wyjechali na tor na oponach deszczowych i zaczęli szybko mijać rywali.

Hamilton po powrocie na tor miał 25 s straty do prowadzącego Norrisa. Ten przez radio powiedział swoim mechanikom, że nie złoży im wizyty do serwisie, tylko pojedzie do końca na tych oponach, które ma. Zaryzykował, ale jak się szybko okazało, nic mu to nie dało. Na jednym okrążeniu mistrz świata Hamilton nadrobił nad nim prawie 10 s. Na drugim już się nie musiał wysilać, bowiem kierowca bolidu McLarena dwa razy wypadł z toru i było po sprawie.

Hamilton objął prowadzenie, a na drugą pozycję awansował startujący z ostatniego pola Verstappen. Jako trzeci na mecie zameldował się Sainz, który jako jeden z pierwszych zmienił opony na deszczowe.

W klasyfikacji mistrzostw świata na prowadzenie wyszedł Hamilton, który ma 246,5 pkt. Dwa punkty mniej ma drugi Verstappen, trzeci Bottas zgromadził 151 pkt. 

PAP/INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Formuła 1 | Lewis Hamilton
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy