Gdzie jest meta konfliktu w Formule 1?
Temperatura konfliktu w F1 powoli dochodzi do wrzenia. Rozbieżności na linii Światowa Federacja Motorowa (FIA) pod przewodnictwem Maxa Mosleya i Stowarzyszenie Zespołów Startujących w Formule 1 (FOTA), dotyczące zmian regulaminowych w 2010 wydają się nie do pogodzenia.
Zwłaszcza ograniczenia budżetowe, które mają zamknąć się w 44 milionach euro. Coraz częściej w kuluarach słychać głosy, że osiem "zbuntowanych" zespołów może pożegnać się z F1 i zorganizować swoje mistrzostwa pod inną egidą.
W takie rozwiązanie powątpiewa Bernie Ecclestone właściciel Formuły 1, który swoje wątpliwości tłumaczy na łamach Daily Express
"Nie sądzę aby FOTA mogła zorganizować własne mistrzostwa. Nie mają takich możliwości. Gdyby rzeczywiście myśleli o takim rozwiązaniu, to będą mieć ogromne problemy. Należy pamiętać o umowach i kontraktach jakie mam podpisane ze zespołami, telewizją i organizacją Formuły 1. Gdyby ktoś odszedł i próbował za naszymi plecami dogadywać się z kimkolwiek, kto nie jest ujęty w naszych dokumentach, będzie traktowany jako partner łamiący kontrakt, a to już poważna sprawa bo liczona w setkach milionów funtów. Nie bardzo wierze w to że zespoły typu Toyota, czy BMW, które już redukują wydatki będą chciały rywalizować w pod innym szyldem jak FIA i F1. Poza tym zorganizowanie całego cyklu to bardzo kosztowne przedsięwzięcie. Trzeba tez pamiętać o kierowcach, którzy jeżdżąc pod naszym auspicjami wygrywają prawdziwy tytuł mistrza świata i duże pieniądze. Po co zatem ścigać się o coś co ma mniejszą wartość? Przypomnę, że zespoły już raz miały możliwość podpisania umowy, która chroniła by przed modyfikacjami regulaminowymi, których świadkami jesteśmy teraz. Rzecz działa się w 1998 roku, wtedy wszyscy powiedzieli stanowcze nie" - kończy Bernie Ecclestone.
Kilkanaście dni temu wydawało się, że może jednak dojść do porozumienia. Max Mosley Przewodniczący FIA wstępnie dogadał się z FOTA i zaakceptował rozwiązania jakie zadowalały obie strony. Do ostatecznego porozumienia miało dojść 12 czerwca. Wtedy to planowano podpisanie odpowiednich dokumentów, gwarantujących zespołom zjednoczonym przy FOTA odstąpienie od zmian w regulaminie w 2010, które foruję FIA i Max Mosley. Tylko w takim wypadku FOTA zgadzała się na pełnoprawne przystąpienie do przyszłorocznych mistrzostw i zgłoszenie swoich zespołów. Do niczego takiego nie dojdzie, bowiem w ubiegłym tygodniu FIA zmieniła stanowisko, a Max Mosley zapowiedział, że nie podpisze żadnych takich deklaracji i wezwał listownie teamy do złożenia pisemnych zgłoszeń. Jak można było się spodziewać propozycja został odrzucona przez bojkotujących. Dodatkowo ekipa Ferrari jednoznacznie zapowiedziała, że nie życzy sobie żadnego wpisywania na listę zgłoszeń, póty nie zostaną spełnione warunki jakie zaproponowało Stowarzyszenie FOTA 29 maja tego roku. Stefano Domenicali szef zespołu z Maranello stanowczo protestuje przeciwko takim procederom.
"Nasze stanowisko się nie zmienia. 29 maja wraz z innymi zespołami stowarzyszonymi w FOTA wstępnie zgłosiliśmy naszą akcesję do mistrzostw świata w 2010 roku. Jednocześnie przedstawiliśmy FIA pakiet rozwiązań, które pozwolą redukować koszty , a które nie będą niszczyć ducha F1. Zrobiliśmy to pod kątem rozwiązania wszelkich spornych kwestii z pożytkiem dla wszystkich. Jeżeli, jednak nasze propozycje są nie do przyjęcia przez FIA, to Ferrari nie znajdzie się na liście zgłoszeniowej, a FIA nie może nas wpisać na takową, bez naszej zgody" - powiedział w szef Ferrari w Tuttosport.
Trudno wyrokować ostateczne rozwiązanie tej wojny. Jutro ( piątek 12. 06 ) dojdzie do kolejnego spotkania, które ma zbliżyć obie strony konfliktu. FIA już dzisiaj zapowiada, że na liście zgłoszeń do przyszłorocznej rywalizacji jest trzynaście zespołów. I że nie ma żadnego zagrożenia dla F1, która normalnie wystartuje w przyszłym roku.
Problem jednak polega na tym, że z owych trzynastu tylko dwie ( stare ) ekipy są zgłoszone oficjalnie. Mowa o "scuderiach", Williams i Force India. Osiem zespołów zrzeszonych w FOTA jest zgłoszona tylko połowicznie i niewiele wskazuję na to, mogło dojść do pełnej akcesji, jeżeli FIA nie zgodzi się na odstąpienie od ograniczeń budżetowych w 2010 roku i niektórych zmian regulaminowych. Z strony federacji również nie widać żadnych oznak, które mogły by wskazywać na zawarcie kompromisu. Wątpliwe zatem jest, aby najbliższe spotkanie przyniosło jakiś zaskakujący zwrot akcji. Raczej należy się spodziewać dalszej próby sił i grania na zwłokę.
Robert Galiński