F1. Ostre słowa Lewisa Hamiltona!

Mistrz świata Formuły 1 Lewis Hamilton uznał za szokujące, że mimo pandemii koronawirusa trwają przygotowania do niedzielnego wyścigu Grand Prix Australii w Melbourne, który ma zainaugurować tegoroczny sezon. Zasugerował, że dla organizatorów ważniejsze są pieniądze niż zdrowie.

"Świetnie, że jesteśmy zdrowi i możemy się ścigać, ale z drugiej strony to dla mnie szokujące, że tutaj jesteśmy i jakby nigdy nic szykujemy się do wyścigu" - powiedział brytyjski kierowca dziennikarzom zebranym w centrum prasowym obiektu Albert Park.

"To trochę dziwne, że jest w tym pokoju tak dużo osób, że wokół kręci się tylu kibiców. Rano widzieliśmy, że prezydent Donald Trump zamknął granice USA dla Europy, NBA zawiesiła rozgrywki... Zatem reszta świata reaguje, choć nie wiem, czy nie za późno, a Formuła 1 trwa" - dodał sześciokrotny mistrz świata.

Reklama

Do tej pory z kręgów F1 płynęły raczej informacje, że mimo eskalacji koronawirusa kierowcy i przedstawiciele zespołów czują się bezpiecznie z działaniami wprowadzonymi przez organizatorów GP Australii.

Hamilton wskazał, że najbardziej obawia się o zdrowie osób starszych oraz kibiców, których w zeszłym roku w ciągu trzech dni imprezy w Melbourne zebrało się na torze w sumie 300 tysięcy. Do tego kilku pracowników zespołów Haas i McLaren zostało poddanych kwarantannie i przetestowanych pod kątem koronawirusa, co skłoniło władze stanu Wiktoria do wydania ostrzeżenia, że istnieje groźba odwołania wyścigu.

Wyniki testów mają być znane w najbliższych godzinach, ale Hamilton był wobec tego sceptyczny.

"Słyszałem, że wyniki jednak nie wrócą przez pięć dni czy coś takiego... Przypadek? Rządzi pieniądz. Nie czuję, że powinienem się wstrzymać od takich wypowiedzi, bo nie wstydzę się swoich opinii" - wspomniał.

"Szedłem tu i widziałem, że wszystko idzie do przodu zgodnie z planem, jakby to był zwykły dzień. Nie sądzę, że tak to powinno wyglądać" - podkreślił.

Wpływ koronawirusa na F1 to na razie brak publiczności na zaplanowanej na 22 marca Grand Prix Bahrajnu oraz przełożona kwietniowa Grand Prix Chin w Szanghaju.

Kierowca McLarena Carlos Sainz przyznał, że wszyscy w padoku pochylają się nad problemem koronawirusa, ale dopiero czas pokaże, czy decyzja o zgodnym z planem przeprowadzeniem GP Australii była słuszna.

"Jesteśmy zaniepokojeni tą sytuacją, ale jesteśmy kierowcami i tak naprawdę nie mamy pełnej wiedzy i do końca nie rozumiemy, co dokładnie dzieje się w świecie. Nie do nas należy ocena, czy uczestnicy wyścigu w Australii czy każdym innym miejscu są bezpieczni" - powiedział dziennikarzowi Hiszpan, a doświadczony kierowca Alfa Romeo Racing Orlen Kimi Raikkonen dodał: "Prawdopodobnie nie jest to dobre, że tu jesteśmy".

"Myślę, że gdyby decydowały zespoły nie byłoby nas tutaj, ale to nie zależy od nas, to nie nasza decyzja" - podsumował Fin.

Epidemia zapalenia płuc wywoływanego przez nowy rodzaj koronawirusa wybuchła w grudniu w Wuhan w środkowych Chinach. Według oficjalnych danych potwierdzono dotychczas ok. 125 tys. przypadków zakażenia i ok. 4,6 tys. zgonów spowodowanych wirusem. W Australii stwierdzono do tej pory nieco ponad 100 przypadków zakażenia.(

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy