Szef Volkswagena narzeka na problemy z ładowaniem elektryków

Życie z samochodem elektrycznym nadal dalekie jest od ideału, a boleśnie przekonał się o tym ostatnio nawet Herbert Diess - prezes zarządu Grupy Volkswagena.

Auta elektryczne budzą sporo emocji oraz dyskusji, a jedna z nich dotyczy tego, czy z elektryka można korzystać równie swobodnie jak z samochodu spalinowego. Zwolennicy elektromobilności zachwalają zasięgi i osiągi współczesnych modeli oraz wskazują na dynamicznie rozwijającą się sieć stacji ładowania. Sceptycy natomiast zauważają, że liczba kilometrów jaką można realnie przejechać zwykle wyraźnie różni się od oficjalnych danych, a do tego wahania zasięgu bywają spore, zależnie od warunków. Ładowarek natomiast nadal jest zbyt mało, a sam fakt, że jakaś znajduje się w naszej okolicy, nie oznacza, że będziemy mogli z niej skorzystać.

Reklama

Przekonał się o tym ostatnio Herbert Diess, który wybrał się na wakacyjną wyprawę Volkswagenem ID.3. Planował naładować auto podczas przejeżdżania prze austriacką przełącz Brennera. Znajdują się tam cztery ładowarki Ionity - firmy należącej między innymi do... Volkswagena (pozostałymi udziałowcami są Mercedes, BMW, Ford i Hyundai). Wybór oczywisty, szczególnie że Ionity znana jest z dużej sieci bardzo szybkich ładowarek (często o mocy 350 kW). Plan był więc dobry, ale życie szybko go zweryfikowało.

Okazało się, że trzy ładowarki były zajęte, za to czwarta nie działała. Diess postanowił więc pojechać dalej i naładować samochód w Trydencie. Tam dotarł do miejsca, gdzie w okolicy ładowarki nie było żadnej stacji paliw, o przybytkach gastronomicznych nie wspominając. Brak toalety oraz możliwości zakupienia choćby kawy, nie był jednak problemem, ponieważ sama ładowarka nie działała. Rozgoryczony prezes Volkswagena opisał swoje perypetie w serwisie LinkedIn, zwracając się do Ionity, że jego "doświadczenie z ładowania ani trochę nie było premium".

Nieco zaskakujące, że napisał o tym prezes zarządu firmy, która kładzie ogromny nacisk na promowanie elektromobilności oraz przekonywanie kierowców, że już teraz auto elektryczne jest dobrym wyborem dla każdego i sprawdzi się w każdej sytuacji. Zaskakuje też, że krytykuje firmę, którą Volkswagen współtworzy. Nie zaskakuje natomiast ani trochę sama historia. To niestety powszechny problem, że wizyta na stacji ładowania jest loterią. Znamy wiele podobnych historii o zajętych ładowarkach (a w pobliżu nie ma nikogo kogo można zapytać, kiedy zamierza odjechać) lub ładowarkach nieczynnych. Niekoniecznie zepsutych - zdarzają się na przykład jeszcze nie podłączone lub czekające na serwis. Osobnym problemem jest to, że często ładowarki ustawia się przy drogach szybkiego ruchu na parkingach pozbawionych jakiejkolwiek infrastruktury.

***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy