Surron 2020 - crossowa rewolucja elektryczna

W pogodni za zeroemisyjną motoryzacją jesteśmy świadkami elektryfikacji coraz większej grupy produktów z sektora motoryzacji. O ile samochody elektryczne nie budzą już takich emocji (podobnie jak hulajnogi), o tyle motocykle zasilane z akumulatorów wciąż stanowią pewną egzotykę. Podobnie jak firma Surron, która na polskim rynku promuje elektryczne crossy.

Jeśli nie liczyć Harleya Davidsona Livewire, większość dostępnych na naszym rynku modeli jednośladów elektrycznych to wszelkiej maści skutery. Znaleźć można również i motocykle, ale to ledwie parę procent obecnej oferty. Interesującym jej poszerzeniem są crossy mało znanej nad Wisłą chińskiej marki Surron.

Prezentację pojazdów Surrona należy rozpocząć od... nazwy, która w tłumaczeniu na język polski znakomicie oddaje charakter chińskich crossów. Dalekowschodni producent europejską ekspansję rozpoczął od pszczółki. Rodzina pojazdów Surron Light Bee obejmuje trzy modele: X, L1E oraz S, przy czym jedynie środkowy posiada homologację drogową. Pozostałe dwa przeznaczone są do terenowych zabaw bez uprawnień, za to z dużą dawką elektryzujących emocji.

Reklama

Mimo niewielkiej mocy jakie generują silniki pszczółek, za sprawą bardzo niskiej masy własnej udało się uzyskać całkiem dobre osiągi, wliczając w to również zasięg deklarowany przez producenta.

Aluminiowa rama waży około 8 kilogramów, podobną masę ma elektryczny silnik, nieco cięższy jest akumulator o napięciu 60V (generujący prąd o natężeniu 20A). Jeśli dodamy do tego wyposażenie, w tym obowiązkowe oświetlenie, dostaniemy łączny wynik na poziomie 47 kilogramów. Całkiem nieźle.

Niska masa to z jednej strony łatwość manewrowania Surronem na parkingu, z drugiej zaś dość zaskakujące doznanie estetyczne. Przyznacie, że widok modelu Light Bee może powodować nieco wątpliwości, czy tak wiotki motocykl utrzyma ciężkiego kierowcę. Z takimi dylematami do testu przystąpiliśmy również w naszej redakcji, ale uspokojeni lekturą instrukcji obsługi obciążaliśmy pszczółkę masą ponad 100 kilogramów (dopuszczalne to 120 kg) i chiński jednoślad tą próbę zaliczył bez zająknięcia.

Pozostając w obszarze dylematów estetycznych, warto zauważyć, że za sprawą przeznaczenia wysokość siedziska (84 cm) może robić wrażenie, jednak jeśli uwzględnimy prześwit (27 cm) okazuje się, że wysocy kierowcy mogą mieć problemy z ergonomią za kierownicą Light Bee. Jednym ze sposobów aby temu zaradzić, jest inicjatywa polskiego importera, zawierająca się w montażu specjalnego stelażu podnoszącego siedzisko o 6 centymetrów, co znakomicie poprawia komfort jazdy kierowcom o wzroście powszechnie uznawanym za "wysoki".

Wrażenie delikatności ramy potęguje się, kiedy zostanie wyjęty z niej akumulator. Baterię ładować można w domowych warunkach, co zajmie około 3 godzin (od 0 do 100 procent). Godzina potrzebna jest aby uzupełnić energię w akumulatorze w zakresie od 20 do 60 procent, co przekłada się na zwiększenie zasięgu o około 40 kilometrów. Pojemność akumulatora zbudowanego na bazie ogniw Panasonica to 1,92 kWh.

Jednym z ważniejszych, o ile nie najważniejszym, parametrem w pojazdach elektrycznych jest zasięg. Analizując dane dostarczone przez producenta zawsze trzeba mieć na uwadze, że są to dystanse osiągane w ściśle określonych, optymalnych warunkach. W codziennym użytkowaniu na zasięg ma wpływ tak wiele czynników (np. styl jazdy, natężenie ruchu, masa kierowcy, temperatura otoczenia), że dla własnego bezpieczeństwa i komfortu trzeba przyjąć współczynnik urealniający możliwy do przejechania dystans.

Chociaż w sieci można znaleźć opisy, sugerujące zasięg pszczółki przekraczający 100 kilometrów, polski importer - po własnych doświadczeniach - zadeklarował zasięg rzędu 70 kilometrów na jednym naładowaniu baterii. Bez dwóch zdań jest to uczciwe podejście do klienta.

Jak w praktyce wyglądają deklarowane osiągi i zasięgi? Dla egzemplarzy z homologacją drogową (L1E) 70 kilometrów na każdy dzień powinno zaspokoić potrzeby większości kierowców. W przypadku jazdy terenowej ilość energii w akumulatorze przekłada się na prawie 2 godziny ciągłej zabawy, co w sumie też wydaje się wystarczającą dawką. Wydłużenie czasu użytkowania crossa w terenie możliwe jest poprzez zakup dodatkowej baterii, choć - zaznaczmy to od razu - to rozwiązanie dość kosztowne.

Jednostka napędowa jest taka sama dla wszystkich wersji, a różnice w mocach osiągnięto poprzez odpowiednie przeprogramowanie sterownika. I tak modele bez homologacji osiągają moc rzędu 6 kW (około 8 koni mechanicznych), zaś te dopuszczone do ruchu po ulicach generują nieco ponad 3 mechaniczne kucyki. Niehomologowane pojazdy posiadają przełącznik trybu działania Eco/Sport, homologowane działają wyłącznie w trybie Eco.

Homologacja L1E dopuszczająca Light Bee do użytkowania na ulicach to tak naprawdę homologacja dla motorowerów. Wynika z niej ograniczona moc silnika oraz prędkość maksymalna. Pszczółka w ruchu drogowym nie rozpędzi się więcej niż 45 km/h, podczas gdy egzemplarze bez elektronicznego dławika mogą pędzić nawet 70 km/h. Bez względu na to, gdzie będziecie użytkować crossowego Surrona, obie wartości są wystarczające.

Przeglądając listę wyposażenia Light Bee można zauważyć kilka interesujących pozycji. I tak, każda wersja posiada w pełni regulowane zawieszenie przednie i tylne, oświetlenie w technologii LED, ultraminimalistyczne wyświetlacze ze wskazaniem naładowania akumulatora oraz gniazdo USB do zasilania zewnętrznych urządzeń. Całość komponuje się niezwykle ciekawie.

Trzy wymienione na początku wersje różnią się zarówno homologacją, jak też i przeznaczeniem. Light Bee X oraz L1E stworzone zostały dla osób dorosłych, z możliwością jazdy po drogach publicznych (lub wyłącznie w terenie). Trzeci model, Light Bee S z założenia dedykowany jest dzieciom od 10 roku życia i przy ograniczonej mocy silnika do 3 KM może być dobrym sposobem na rozpoczęcie przygody z motocyklami crossowymi.

Bez względu na wersje, Light Bee ma jeszcze jedną istotną cechę, która wpływa na postrzeganie elektrycznych jednośladów. Po wyjęciu akumulatora ramą, silnik i koła ważą około 36 kilogramów, co powoduje, że po odpowiedniej adaptacji można go wozić na bagażniku zapiętym do haka holowniczego w samochodzie.

O ile przyjemność z jazdy zeroemisyjnym jednośladem dobrze wpływa na samopoczucie kierowcy, o tyle koszt zakupu może przyprawić o lekki zawrót głowy. Młodzieżowa pszczółka kosztuje w oficjalnej dystrybucji 14 450 złotych, zaś dorosłe osobniki (bez i z homologacją) 19 950 "PLN-ów". Gdybyście chcieli zwiększyć zasięg, dodatkowy akumulator wiąże się z wydatkiem na poziomie 5-6 tysięcy.

Mając na uwadze, że za połowę tej kwoty można kupić naprawdę dobre spalinowe motocykle, niezwykle zasadne jest pytanie czy dzisiaj elektryczna technologia nie jest po prostu za droga. Zeroemisyjność to niezwykle kosztowna zachcianka i trzeba mieć naprawdę dużo samozaparcia (i pieniędzy), aby podążać za tym trendem. Ta inwestycja - patrząc globalnie - nam wszystkim się jednak opłaci.

MW

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy