Rośnie zainteresowanie elektrykami. Na jak długo?

​Producenci i sprzedawcy samochodów osobowych w całej Unii Europejskiej mają za sobą fatalny kwartał. O ile spadki liczby rejestracji nowych aut w styczniu i lutym (o 7,4 - 7,5 proc. w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku) były jeszcze jakoś do przyjęcia, to ten marcowy, o 55,1 proc., wyglądał już dramatycznie. Powód jest znany - to oczywiście pandemia koronawirusa. Na tle ogólnej zapaści motobranży bardzo optymistycznie prezentują się dane, dotyczące pojazdów elektrycznych i elektryczno-spalinowych. Co wcale nie znaczy, że przyszłość tej części rynku rysuje się różowo...

Według raportu stowarzyszenia ACEA, w pierwszych trzech miesiącach 2020 r. w państwach UE zarejestrowano 738,4 tys. nowych diesli i 1,3 mln nowych samochodów benzynowych - o prawie jedną trzecią mniej niż przed rokiem. We wszystkich krajach, poza Cyprem i Litwą, odnotowano dwucyfrowe spadki sprzedaży. Największe we Włoszech (minus 49,8 proc.), we Francji (- 36,6 proc.) i w Hiszpanii (- 33,8 proc.). W Polsce regres był taki sam, jak w Niemczech i wyniósł 23 proc.   

A teraz uwaga, powieje optymizmem. Oto w omawianym okresie liczba rejestracji samochodów czysto elektrycznych (w fachowych analizach określa się je skrótem BEV) wzrosła o o 68,4 proc., hybryd klasycznych (HEV) o 45,1 proc., a hybryd typu plug-in (PHEV), czyli z możliwością uzupełniania energii w akumulatorach, aż o 161,7 proc. Oczywiście liczby bezwzględne nie wyglądają już tak imponująco, podobnie jak udział rynkowy pojazdów z napędem elektrycznym (BEV) lub mieszanym (tylko PHEV, bez HEV), choć ten ostatni wzrósł z 2,5 proc. w pierwszym kwartale 2019 do 6,8 proc. w pierwszym kwartale 2020.

Reklama

Dodajmy, że w przypadku samochodów z silnikami wysokoprężnymi udział ów wynosił 29,9 proc. a aut benzynowych 52,3 proc. Uwagę zwraca ostro pikująca w dół sprzedaż pojazdów na paliwa alternatywne (etanol, gaz ziemny, LPG), głównie za przyczyną sytuacji we Włoszech, gdzie takie wehikuły są (były?) szczególnie popularne.

Czy gwałtowny wzrost zainteresowania samochodami elektrycznymi stanie się trwałą tendencją? Analitycy mają tu poważne wątpliwości. Przypominają, że główną przyczyną "elektrycznej ofensywy" nie są oczekiwania łaknącej takich pojazdów klienteli czy też nawet nie presja "zielonych", zatroskanych zmianami klimatycznymi, lecz wymogi unijnego prawa. Producenci samochodów zostali zobowiązani, by w 2020 r. średnia emisja dwutlenku węgla, liczona dla wszystkich sprzedawanych przez nich w Europie pojazdów, nie przekraczała 95 g/km (jeżeli nie dotrzymają tego limitu, będą płacić horrendalne kary). Do 2030 r. wspomniana granica ma zostać obniżona do 60 g/km. To dlatego Volkswagen zapowiedział wprowadzenie prawie 70 zelektryfikowanych modeli do 2028 r., BMW - 25 do 2023, a Fiat Chrysler Automobiles - 12 do 2021. Ambitne plany w tym zakresie mają też inni producenci. Czy nie przekreśli ich jednak głęboka recesja, w którą już wkracza globalna gospodarka?

Miliony ludzi tracą pracę. Dotkliwy spadek dochodów z podatków zmusza do ostrych cięć wydatków rządy, samorządy i duże instytucje publiczne, które w wielu krajach z różnych, także wizerunkowych względów, są głównym motorem napędzającym sprzedaż samochodów elektrycznych. Już te dwie okoliczności mogą zahamować elektryfikację motoryzacji i wzmóc naciski na władze Unii Europejskiej, by złagodziły ekolimity i odłożyła na lepsze czasy dalsze ich zaostrzanie.

Jak obliczono, aby sprostać obecnym wymogom UE odnośnie flotowych wskaźników emisji CO2, w 2021 r. należałoby sprzedać o ponad 2,5 mln samochodów elektrycznych i hybryd plug-in więcej niż sprzedano ich w 2018 r. (w I kwartale tego roku, według danych ACEA, w państwach UE zarejestrowano dokładnie 167 132 BEV i PHEV).  Oznaczałoby to wzrost sprzedaży takich pojazdów o, bagatela, 1280 proc. Czy jest to możliwe? Warto zauważyć, że do porzucenia napędu spalinowego nie zachęcają też obecne, od dawna niespotykanie niskie ceny ropy naftowej i paliw płynnych, stawiające pod znakiem opłacalność eksploatacji samochodów na prąd.

Po naszych drogach jeździ niewiele ponad 6 000 e-aut. Jak już informowaliśmy, w przeprowadzonym w 2019 r. badaniu InsightOut Lab i Volkswagena aż 28 proc. Polaków zadeklarowało, że bierze pod uwagę zakup "elektryka" w ciągu trzech najbliższych lat, a zdecydowana większość respondentów wyraziła chęć posiadania takiego samochodu. Jakoś trudno uwierzyć w wiarygodność owego sondażu, zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy... 

 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy