Polski rząd dopłaci 1,6 mld zł do używanych samochodów. Ale jest haczyk
Rząd zapowiedział nowy program dopłat do samochodów elektrycznych, który będzie dotyczył aut używanych. Jego budżet ma wynieść 1,6 mld zł, a więc dwukrotnie więcej, niż w przypadku programu dopłat do nowych elektryków.
Nowy program dopłat do samochodów używanych w Polsce
Jak podaje "Puls Biznesu", polski rząd chce ruszyć z programem dopłat do używanych samochodów elektrycznych. Decyzja taka podyktowana jest faktem, że w Polsce królują samochody używane i to te nie najmłodsze. Średni wiek auta w Polsce to obecnie 14,9 roku, a średni wiek sprowadzanego samochodu do naszego kraju wynosi 12,11 roku. Pokazuje to dobrze możliwości nabywcze Polaków - dla większości z nas nowe auto jest poza finansowym zasięgiem, więc tym bardziej nie kupujemy nowych samochodów elektrycznych, nawet z rządową dopłatą.
Dlatego szans na przyspieszenie elektrycznej transformacji na polskich drogach, upatruje się właśnie w zainteresowaniu Polaków używanymi samochodami elektrycznymi. Jak przekonuje w rozmowie z "PB" " Aleksander Rajch, członek zarządu Polskiego Stowarzyszenia Nowej Mobilności (do niedawna Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych):
Systemowe wsparcie dla tej grupy jest kluczowe, jeżeli chcemy, aby w ogóle dekarbonizacja sektora transportu doszła do skutku. Nasze stowarzyszenie od ponad dwóch lat apeluje o wdrożenie wsparcia do używanych pojazdów elektrycznych na kształt systemów istniejących w innych krajach UE. Ze wstępnych informacji wynika, że w końcu tak się stanie.
Ile rząd dopłaci do zakupu używanego auta elektrycznego?
Cały budżet programu dopłat do używanych samochodów elektrycznych ma wynieść 373,75 mln euro, czyli nieco ponad 1,6 mld zł. Nie podano jednak póki co, o jaką kwotę dofinansowania będzie można się ubiegać. Pewne ramy starała się co prawda nakreślić minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz:
To będą środki na trzydziestotysięczne dopłaty, jako bazowe, dla samochodów nie tych z najwyższej półki, tylko tych ze średniej półki.
Trudno niestety powiedzieć, co minister ma na myśli mówiąc o "dopłatach bazowych" i co rozumie przez "samochody ze średniej półki". Czy te z "najwyższej" nie będą dofinansowywane? Czy autem z "najwyższej póki" może być na przykład BMW i3 kosztujące 35 tys. zł (bo to marka premium, a więc z "wysokiej półki"), czy raczej będzie tu decydowało kryterium ceny pojazdu. Obstawiamy, że podobnie jak w przypadku aut nowych, pojawi się właśnie warunek w postaci maksymalnej ceny kupowanego pojazdu. Zastanawiająca jest też deklarowana kwota dopłaty na poziomie 30 tys. zł - to więcej niż dopłata do nowego elektryka i więcej niż trzeba zapłacić za najtańsze używane auta elektryczne. A przecież tyle ma wynosić "dopłata bazowa", a nie maksymalna.
W przypadku programu "Mój elektryk", a więc dotyczącego aut nowych, dofinansowanie wynosi 18 750 zł, a maksymalna cena pojazdu to 225 tys. zł. W przypadku osób mających kartę dużej rodziny, dofinansowanie to 27 tys. zł i nie ma górnej granicy ceny samochodu.
Jesteśmy pozytywnie zaskoczeni wysokością budżetu, który zdecydowanie przewyższa dotychczasowe wsparcie zakupu pojazdów elektrycznych w ramach programu "Mój elektryk". Widząc pozytywny wpływ subsydiów na dynamikę rozwoju sektora, możemy prognozować, iż dofinansowanie używanych elektryków jeszcze bardziej przyczyni się do popularyzacji elektromobilności.
Czy nowy program dopłat poprawi sprzedaż aut elektrycznych?
Program dofinansowania zakupu używanych samochodów elektrycznych to faktycznie ciekawy pomysł, chociaż z jego oceną należałoby zaczekać do momentu, kiedy poznamy szczegóły - zasady na jakich będzie dofinansowanie przyznawane oraz jego wysokość. Jest także kwestia tego, czy dopłaty wystarczą, by przekonać Polaków do używanych elektryków.
Skąd te wątpliwości? Obecnie oferowane w sprzedaży samochody elektryczne często mają zasięg sięgający 500 km i dają możliwość szybkiego doładowania baterii (do 80 proc. w około pół godziny). Tymczasem kupując używane auto elektryczne, trzeba się liczyć nie tylko z mniejszą baterią, a więc i mniejszym zasięgiem, ale także degradacją ogniw, która dodatkowo obniża zasięg pojazdu.
Przykładowo pierwszy popularny w Europie elektryk, czyli Nissan Leaf, miał na początku baterię o pojemności 24 kWh (obecnie z takich korzystają niektóre hybrydy plug-in) i oferował zasięg na poziomie 160 km. Marny wynik, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę, że oficjalne wartości są wyjątkowo trudne do osiągnięcia i zwykle realnie przejedziemy zauważalnie mniej (szczególnie zimą). A ile z tego zasięgu pozostaje po latach?
Sprawdziliśmy ogłoszenia sprzedaży używanych Leafów i przykładowo egzemplarz z 2012 roku z przebiegiem 177 tys. wyceniony został na 26 tys. zł. Właściciel podaje, że auto pokazuje 7 z 12 kresek sprawności baterii, co oznacza, że obecnie do dyspozycji mamy od 54 do 60 proc. jej początkowej pojemności. Podobnie wygląda to w przypadku egzemplarza z 2016 roku, który przejechał 125 tys. km i wyceniony jest na 27 tys. zł. To już auto po modernizacji i z większą baterią (30 kWh), ale w jego przypadku stan baterii to także 7 kresek na 12. Właściciel uczciwie podaje w ogłoszeniu, że w pełni naładowany akumulator daje zasięg 95 km. Biorąc pod uwagę, że zależnie od warunków wartość ta może jeszcze spaść, taki samochód można wykorzystywać najwyżej na krótkich odcinkach i stale podpinając go do gniazdka. Mało kusząca perspektywa
Lepiej wygląda to w przypadku Nissana Leafa drugiej generacji. Przykładowo egzemplarz z 2018 roku, który przejechał 85 tys. km ma zasięg na poziomie 215 km (z 270 km deklarowanych gdy był nowy). Z takiego auta można już swobodniej korzystać, ale nadal trudno planować nim dalsze wyjazdy. Jego cena to 51 tys. zł.
Wniosek jest taki, że rozwój samochodów elektrycznych w ostatnich latach gwałtownie przyspieszył i nawet pojazdy stosunkowo młode, wyraźnie odstają parametrami od nowych i trudno kupować je jako jedyne auto w rodzinie. Program dopłat może jednak sprawić, że część osób szukających drugiego samochodu, zdecyduje się właśnie na elektryka i będzie korzystać z niego do codziennego przemieszczania się na niedużych odcinkach.
Trzeba przy tym pamiętać jednak, że zakup używanego auta elektrycznego zawsze jest w jakimś stopniu loterią. Wraz z wiekiem rośnie bowiem ryzyko pojawienia się problemów z baterią, zwykle objawiających się gwałtowny spadkiem jej pojemności do wartości uniemożliwiających korzystanie z pojazdu. Nie zawsze jest to wina faktycznego problemu z ogniwami, ale producenci nie przewidują zwykle diagnostyki i napraw akumulatorów. Jeśli występuje jakiś problem, to można jedynie wymienić całą baterię, a koszt tego idzie w dziesiątki tysięcy złotych, często przekraczając rynkową wartość całego auta. Elektryki mają zwykle 8 lat gwarancji na baterię (lub 160 tys. km), więc najlepiej szukać nowszych samochodów, które nadal objęte są ochroną.