ONZ uspojaka kierowców. Chce gwarancji przebiegu dla aut elektrycznych!
Organizacja Narodów Zjednoczonych chce odegrać ważną rolę w promowaniu elektromobilności. Działająca w jej ramach Europejska Komisja Gospodarcza (UNECE) planuje ustanowić limity dotyczące maksymalnej degradacji baterii trakcyjnych w samochodach elektrycznych. Dzięki nim kierowcy - przynajmniej w teorii - nie musieliby się obawiać o postępujący z wiekiem spadek zasięgu swoich pojazdów.
Członkowie UNECE oraz przedstawiciele krajów współpracujących z ONZ (na przykład największy producent aut na świecie - Chiny) opowiadają się za ustaleniem wspólnych - obowiązujących producentów elektrycznych pojazdów - limitów. Jakich?
Wstępne ustalenia mówią o dwóch wartościach granicznych gwarantowanych przez producentów pojazdów:
- maksymalnie 20 proc. degradacji (co najmniej 80 proc. fabrycznej pojemności akumulatora) po 5 latach eksploatacji i 100 tys. km przebiegu;
- maksymalnie 30 proc degradacji (co najmniej 70 proc. fabrycznej pojemności akumulatora) po 8 latach eksploatacji i 160 tys. km przebiegu.
Należy zauważyć, że są to dopiero wstępne ustalenia, które miałyby przyjąć formę obowiązującego prawa w pierwszym kwartale 2022 roku.
Proponowane zmiany mogą mieć ogromny wpływ na przyszłość samochodów elektrycznych. Wprawdzie już dziś producenci deklarują coraz większe zasięgi swoich pojazdów i szczycą się wysoką trwałością baterii akumulatorów, ale nie ulega wątpliwości, że największy wpływ na żywotność baterii ma sposób jej eksploatacji. Kluczowe są tu: częstotliwość oraz moce ładowania. Nie jest przecież tajemnicą, że częste korzystanie z wysokonapięciowych ładowarek oferujących tzw. "szybkie" uzupełnianie energii zdecydowanie skraca żywotność baterii litowo-jonowych, które powszechnie stosowane są dziś w samochodach elektrycznych.
Przełomem może być - zapowiadane chociażby przez Toyotę - przejście na baterie ze stałym elektrolitem (solid state), ale na ich upowszechnienie trzeba będzie jeszcze długo poczekać. Oznacza to, że - jeśli proponowane zapisy przyjmą formę aktów prawych - na rynku aut elektrycznych możemy być świadkami silnego trzęsienia ziemi.
Najmocniej ucierpieć może - i tak już zdemolowany przez przepisy dotyczące kar za emisję CO2 - segment pojazdów miejskich. W ich przypadku niewielkie wymiary definiują małe pojemności akumulatorów trakcyjnych, co w prosty sposób przekłada się na konieczność częstszego ładowania. Można się więc spodziewać, że wkrótce czekać nas będzie kolejny pomór aut o stricte miejskim charakterze.
Najprostszym sposobem, by sprostać proponowanym zapisom będzie przecież powiększenie baterii akumulatorów, co pozwoli rzadziej korzystać z ładowarek. Pytanie tylko, gdzie zmieścić dodatkowe ogniwa w pojazdach pokroju Smarta, Volkswagena Up! czy Fiata 500...
Warto również przyjrzeć się samym proponowanym przez Komisję limitom, które - przynajmniej z perspektywy polskich kierowców - mogą przynieść efekt odwrotny od zakładanego. Pamiętajmy, że średni wiek pojazdu w Polsce wciąż oscyluje w okolicach 15 lat, a nasz kraj zdominowany jest przez auta używane. Przykładowo, jak wynika z danych AAA auto, w październiku w Polsce wystawiono na sprzedaż ponad 223 tys. używanych aut osobowych, których mediana wieku wynosiła 12,3 roku, a mediana przebiegu 181 600 km!
Zgodnie z proponowanymi założeniami, dla przeciętnego elektryka oznaczałoby to degradację baterii na poziomie 30 proc, czyli spadek deklarowanego przez producenta zasięgu aż o 1/3... Teoretycznie można więc twierdzić, że za kolejne 15 lat, zamiast Audi A4, Golfów i Passatów z silnikami TDI i TSI na naszych drogach królować będą raczej Nissany Leafy czy Volkswageny ID.3 zdolne przejechać na jednym ładowaniu około... 200 km. W teorii, bo w samej tylko Polsce jeździ dziś około 20 mln aut osobowych, a liczba wszystkich elektrycznych aut na świecie to... 10 mln pojazdów.