Elektryczne samochody otrzymają układ wydechowy. Nie uwierzycie, po co
Producenci samochodów sportowych wciąż próbują połączyć wodę i ogień, czyli zapewnić odpowiednie brzmienie samochodom o napędzie elektrycznym. Czy uda się rozwiązać ten problem?
Samochód elektryczny mógłby... nie brzmieć w ogóle. Dlatego powstały przepisy, które narzucają na producentów sztuczne generowanie dźwięków. Nie chodzi jednak o symulowanie jazdy samochodem spalinowym, ale dźwięk, który przy niskich prędkościach ostrzeże pieszych o nadjeżdżającym samochodzie.
Producenci samochodów elektrycznych zbytnio się nie wysilali i emitują z głośników dźwięk, który przypomina to, co przeciętnemu człowiekowi kojarzy z wysokoobrotowym silnikiem elektrycznym. Ale dla producentów samochodów sportowych to za mało.
Chcieliby oni, by kierowca samochodu elektrycznego mógł prowadzić auto "na słuch", podobnie jak to się dzieje w samochodach spalinowych. Innymi słowy, nie chodzi o generowanie przez głośniki jakiegoś monotonnego "futurystycznego" sygnału, ale o rozwiązanie znacznie bardziej zaawansowane, m.in. generujące inny odgłos w zależności od prędkości jazdy, czy tego, jak mocno został naciśnięty pedał gazu.
Np. Dodge pokazał prototyp elektrycznego Chargera SRT o nazwie Daytona Banshee Concept, który może brzmieć jak samochód spalinowy. Pojazd otrzymał tzw. układ wydechowy Fratzonic. Jest to fizyczne rozwiązanie, wyposażone m.in. w puszki rezonansowe. Oczywiście dźwięk jest generowany przez głośniki, ale następnie fala akustyczna jest odpowiednio modulowana już przez fizyczne kanały i puszki rezonansowe.
A co emituje głośnik? Generalnie jest to dźwięk silnika V8 Hemi, a poziom jego głośności można ustawić z kabiny. Tak brzmi to w praktyce:
Kontrowersyjne, śmieszne? Być może. Ale jak inaczej zmusić fana amerykańskich muscle carów do zakupu auta bateryjnego?
Jeszcze inaczej do tematu podchodzi Ferrari. Włosi złożyli w amerykańskim urzędzie patentowym wniosek o ochronę prawną podobnego, ale innego rozwiązania. Wykorzystuje ono fale akustyczne generowane przez silniki elektryczne i elementy przeniesienia napędu, jak przekładnia jednobiegowa, dyferencjał czy koła. Fale te służą następnie jako materiał źródłowy dla fizycznego rezonatora, który tworzy dźwięk skorelowany m.in. z prędkością jazdy, sposobem operowania pedałem gazu, a nawet tym, czy samochód jedzie na wprost czy zakreca.
System ten nie jest stosowany w żadnym dziś produkowanym Ferrari. Ma być jednak bardzo ważną częścią pierwszego Ferrari o napędzie elektrycznym. Włoskiemu producentowi chodzi o to, by kierowca tego samochodu otrzymywał akustycznie tyle samo informacji o pracy układu napędowego, ile otrzymuje kierowca samochodu spalinowego.
Czy to w ogóle możliwe? Czas pokaże...
***