Eksperci ostrzegają przed elektrykami. Zwiększają ryzyko śmierci w wypadku

W kontekście bezpieczeństwa aut elektrycznych, często pojawiają się obawy dotyczące uszkodzenia baterii i pożaru, którego nie będzie dało się ugasić. Jak jednak wskazują eksperci, z elektrykami wiąże się znacznie poważniejsze zagrożenie, od którego, przynajmniej póki co, nie ma ucieczki.

Pierwsze obawy dotyczące bezpieczeństwa samochodów elektrycznych, dotyczyły ryzyka porażenia przez prąd. Ono jest na szczęście zerowe, ale pojawił się problem znacznie bardziej realny. Jeśli w wyniku zderzenia uszkodzona zostanie bateria, może dojść do reakcji łańcuchowej, w której kolejne ogniwa będą się przegrzewały, a następnie paliły, uszkadzając kolejne ogniwa, które również staną w płomieniach. Nawet jeśli taki pożar uda się opanować, co jest niezwykle trudne, może dojść do samozapłonu nawet po kilku dniach. Dlatego elektryki po pożarach dzielą się głównie na te, z których zostały resztki szkieletu oraz te, które umieszczono w kontenerach z wodą.

Reklama

Zjawisko płonących elektryków jest więc niezwykle groźne, ale na szczęście bardzo przy tym rzadkie. Amerykańscy eksperci zwrócili ostatnio jednak uwagę na inny problem, który dotyczy każdego auta elektrycznego bez wyjątku i jest nieuchronną konsekwencją wykorzystywanej w nich technologii.

Duża masa aut elektrycznych to poważne zagrożenie

Jennifer Homendy, szefowa Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu, czyli niezależnej amerykańskiej organizacji rządowej, zajmującej się badaniem wypadków drogowych, lotniczych oraz wodnych, przedstawiła niepokojące wnioski dotyczące aut elektrycznych. Podczas swojej przemowy w Waszyngtonie przed Radą Rozwoju Transportu (będącej oddziałem Narodowej Akademii Nauk, Inżynierii i Medycyny), wskazała na poważne zagrożenia wynikające z kierunku, w jakim podąża współczesna motoryzacja, z dużym naciskiem na samochody elektryczne.

Największym problemem jest tu znacznie większa masa własna - aby samochody mogły oferować akceptowalne zasięgi, konieczne są baterie ważące setki kilogramów. Przykładowo aby średniej wielkości samochód mógł w teorii przejechać 500 km (w teorii, ponieważ realny zasięg bardzo zależy od temperatury zewnętrznej oraz stylu jazdy), jego bateria musi ważyć około 700 kg. W swoim przemówieniu Homendy podała kilka bardziej skrajnych przykładów, jak nowy GMC Hummer EV ważący na pusto 4100 kg z czego 1300 kg to masa samej baterii. Z kolei Ford F-150 Lightning, ważący 2948 kg, jest o 900 kg cięższy od swojego spalinowego odpowiednika (według Homendy, jeśli porówna się różne wersje obu aut, różnica może sięgnąć nawet 1350 kg). W przypadku innych model różnice w masie własnej to zwykle 33 procent.

Homendy zauważa oczywiście, że rosnąca waga samochodów na naszych drogach to nie tylko wina elektryków. Niesłabnąca popularność SUVów i crossoverów sprawia, że nawet auta należące do niższych segmentów rynku, potrafią naprawdę sporo ważyć. Z drugiej jednak strony nawet stosunkowo nieduży elektryk może ważyć tyle co duże auto spalinowe. Dla przykładu kompaktowy Volkswagen ID.3 w wersji z największą baterią (82 kWh, 553 km deklarowanego zasięgu) waży ponad 1,9 t, a więc tylko 100 kg mniej od Volkswagena Touarega, czyli więc SUVa klasy wyższej z silnikiem V6 pod maską.

Ciężkie auto znacząco zwiększa ryzyko śmierci w wypadku

Duża masa własna to większe zniszczenia podczas wypadku - prosta fizyka. Możemy być spokojni o swoje bezpieczeństwo wiedząc, że nasze auto uzyskało najwyższą notę w testach zderzeniowych, ale one przewidują, że auto uderza w nieruchomą przeszkodę. Kiedy zderzenie nastąpi z innym pojazdem, który waży znacznie więcej, uderzenie będzie miało znacznie większe konsekwencje.

Zwraca na to uwagę Michael Brooks, dyrektor zarządzający organizacji non-profit Centrum Bezpieczeństwa Samochodowego. On również jest zaniepokojony bardzo dużą masą własną pojazdów elektrycznych. Przywołuje badania opublikowane przez Krajowe Biuro Badań Ekonomicznych, zgodnie z którymi zwiększenie masy pojazdu o 450 kg, zwiększa ryzyko śmierci w wypadku o 47 procent.

Kierowcy nie są przyzwyczajeni do osiągów, jakie oferują elektryki

Brooks ma także obawy dotyczące wysokiej mocy aut elektrycznych, która zwykle jest zauważalnie większa od ich spalinowych odpowiedników. Przekłada się to na lepsze osiągi, ale sama charakterystyka silnika elektrycznego sprawia, że reaguje on błyskawicznie, przez co elektryki znacznie gwałtowniej przyspieszają.

Takie słowa nie są wcale przesadzone. W porównaniu do aut spalinowych, zastosowanie mocniejszego silnika w elektryku, wiąże się z o wiele mniejszymi kosztami, więc producenci zwykle się w tym względzie nie ograniczają. Szczególnie, że do napędzenia jest znacznie większa masa. Prowadzi to czasem do powstania pojazdów o absurdalnych wręcz osiągach, jak w przypadku wspomnianego już GMC Hummera EV - ten ważący 4,1 t pojazd ma 1020 KM i rozpędza się do 100 km/h w 3 sekundy. Ciekawe jak radzi sobie w zakrętach i czy hamulce nadążają za masą i osiągami. Sięgając po mniej ekstremalny przykład - kupując obecnie bazowego Volkswagena Golfa otrzymamy auto z silnikiem o mocy 110 KM, zaś jego odpowiednik, czyli ID.3 ma 204 KM. Niemiecki elektryk był wcześniej dostępny w słabszych odmianach, ale podobnie Golf. Wtedy pierwszy miał 148 KM, a drugi 90 KM. Ponownie zauważalna różnica.

Na koniec warto wspomnieć jeszcze o gorszej widoczności, jaką zapewniają nowoczesne samochody, szczególnie SUVy. Z jednej strony wynika ona z oczekiwań stylistów, ale z drugiej chodzi, paradoksalnie, o bezpieczeństwo. Przykładowo słupki A muszą być odpowiednio duże i wytrzymałe, jeśli mają zapewnić właściwy poziom ochrony osobom podróżującym dużym i ciężkim autem. Niestety sprawia to, że kierowcom trudniej jest zauważyć choćby pieszych i rowerzystów.

***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: samochody elektryczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy