Ceny ładowania elektryków spadną. W tle spór o przepisy

Dwie największe sieci ładowania samochodów elektrycznych w Polsce - Orlen i GreenWay - 1 lutego obniżyły ceny ładowania. To efekt obniżki VAT na prąd z 23% do 5%. Półroczna obniżka może jednak skutkować większymi kosztami w przyszłości, bo właśnie decyduje się to czy ładowanie samochodów elektrycznych to usługa czy dostawa towaru. Ta pozornie drobna różnica niesie wiele konsekwencji.

Od wtorku Orlen i w efekcie GreenWay, a więc dwaj najwięksi operatorzy stacji ładowania aut elektrycznych w Polsce, obniżyli ceny brutto ładowania samochodów elektrycznych. To efekt obniżki podatku VAT na sprzedaż energii elektrycznej z 23% do 5%, która będzie obowiązywać do końca lipca w ramach tzw. Tarczy antyinflacyjnej.

Podstawowa stawka za ładowanie (bez abonamentu) na stacjach GreenWay o najpopularniejszej mocy 50 kW spadła z 2,09 do 1,79 zł/kWh brutto. Z kolei na ładowarkach Orlenu, o najpopularniejszej mocy 100 kW ceny spadły z 2,39 do  2,04 zł/kWh brutto. Stawki netto w obu sieciach nie zmienią sią, pomimo znacznego wzrostu cen energii elektrycznej na rynku - wynika z informacji serwisu wysokienapiecie.pl.

Reklama

Obniżek nie planują na razie inni operatorzy stacji ładowania, w tym choćby trzeci największy - Tauron. Wszyscy operatorzy traktują bowiem ładowanie jako usługę, a nie sprzedaż towaru w postaci energii elektrycznej (a tylko do sprzedaży energii elektrycznej przez najbliższe pół roku stosowana będzie obniżona stawka VAT).

Co ciekawe, Orlen i GreenWay też traktują ładowanie aut jako usługę. Co więcej, w ten sam sposób unijne dyrektywy i polskie ustawy podatkowe interpretuje organizacja do której obie firmy należą - Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych. Jednak kwestia ta nie została wciąż ostatecznie rozstrzygnięta ani przez sądy (sprawa Orlenu czeka na rozstrzygnięcie w NSA), ani przez organy podatkowe (Krajowa Administracja Skarbowa od miesięcy nie jest w stanie zająć w tej sprawie stanowiska, choć przed dwoma laty, w ramach prac PSPA nad "Białą księgą elektromobilności" Ministerstwo Finansów wyraziło opinię, ze chodzi o usługę). Na nasze pytania w tej sprawie resort finansów też jeszcze nie odpowiedział. Jednak na swojej stronie internetowej napisał:

"Wsparciem Tarczy 2.0. objęta jest także sprzedaż energii elektrycznej, również na stacjach paliw z przeznaczeniem do ładowania pojazdów elektrycznych. Zgodnie z wytycznymi Komitetu VAT UE z 1 grudnia 2021 r. takie transakcje są traktowane jako dostawy towaru, więc jako dostawy energii objęte będą obniżoną stawką VAT."

Orlen, jak wynika z naszych informacji, uznał po prostu, że każda sytuacja jest dla spółki niepewna, ale mniej niepewne jest jednak obniżenie podatku VAT i potraktowanie Tarczy Antyinflacyjnej jako ustawę mającą określony cel - ulżenie kierowcom, a nie rości sobie prawa do rozstrzygania czy ładowanie aut jest usługą czy dostawą towaru, jak sugerowałaby to informacja MF na stronie internetowej ministerstwa.

Z resztą ta sama niepewność dotyczy całej Unii Europejskiej. Także ChargeUp Europe, organizacja zrzeszająca wszystkich największych operatorów stacji ładowania w UE, wnioskowała do Komisji Europejskiej o jasne rozstrzygnięcie tego sporu prawnego i do dziś nie doczekała się odpowiedzi.

Jakie znaczenie praktyczne ma ten spór? Dziś, niejako przy okazji, skutkować będzie tym, że ceny ładowania spadną tylko u niektórych operatorów, a reszta, która po prostu nie jest w stanie nadążać za "legislacyjną inflacją" nie zdąży nawet zająć się tematem zanim obniżka VAT przestanie obowiązywać.

Jednak rozstrzygnięcie sporu "towar czy usługa" ma daleko szersze konsekwencje. Potraktowanie ładowania aut elektrycznych jako sprzedaży towaru (energii elektrycznej) będzie oznaczać m.in. brak możliwości skorzystania z możliwości świadczenia usług w całej Europie z wykorzystaniem tej samej stawki VAT, jak dziś robią to operatorzy sieci komórkowych. 

Już dziś podróżując po Europie z jedną kartą RFID (New Motion) i ładując samochód we wszystkich krajach korzystając z ładowarek tej samej sieci (np. Ionity) z każdego kraju otrzymujemy od tej samej firmy osobne faktury VAT, bo akurat ten operator też przyjął interpretację, że mamy do czynienia z dostawą towaru. Trudno dziś sobie wyobrazić sytuacje, gdy po powrocie z podróży służbowej wiodącej przez kilka państw dostawalibyśmy od naszego operatora sieci komórkowej kilka faktur - osobno za rozmowy w każdym z państw UE - ale tak może dziać się właśnie przy ładowaniu samochodów elektrycznych. To zwiększa koszty funkcjonowania operatorów (podwyższa ceny za ładowanie) i klientów (księgowość ma więcej roboty).

Uznanie ładowania za dostawę towaru będzie też skutkować koniecznością rejestrowania się operatorów stacji ładowania jako płatnika VAT w każdym z unijnych państw - to zwiększyłoby koszty ich funkcjonowania i ograniczało konkurencję, bo na takie ruchy będzie mogło sobie pozwolić tylko kilka największych, ponadnarodowych, sieci ładowania, które będą mogły dyktować ceny.

Co więcej, jeżeli ładowanie samochodów elektrycznych jest dostawą towarów, to oznacza, że mamy do czynienia ze sprzedażą energii elektrycznej. Z kolei obrót energią elektryczną w Polsce, i generalnie na świecie, wymaga uzyskania koncesji. Koncesja wiąże się z kolei z opłatami za jej wydanie i kolejnymi formalnościami, które znowu podnosiłyby koszty ładowania.

Jest jeszcze jeden powód dla którego polskie Ministerstwo Finansów - choć na razie tylko na stronie internetowej - zdaje się jednak sugerować, że ładowanie auta to sprzedaż towaru. Bo do towarów można doliczać osobną akcyzę. Gdy wpływy z akcyzy za tankowanie aut spalinowych zaczną spadać, rządzie będzie mógł podnieść akcyzę na energie elektryczną służącą do ładownia samochodów bateryjnych...

 Bartłomiej Derski, WysokieNapiecie.pl

***

WysokieNapiecie.pl
Dowiedz się więcej na temat: samochody elektryczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy