Auta elektryczne to ślepy zaułek motoryzacji?

Samochody elektryczne to ślepy zaułek motoryzacji i bomba ekologiczna z opóźnionym zapłonem. Tak, w kilku słowach, podsumować można najnowszy raport szanowanego Instytutu Badań Ekonomicznych Ifo (Information and Forschung) z Monachium.

Instytucja słynąca m.in. z comiesięcznego indeksu "klimatu biznesowego" dla Niemiec to - wg. rankingu Allgemeine Zeitung - najbardziej wpływowy niemiecki instytut zajmujący się ekonomią. Zrzeszeni w nim naukowcy, pod wodzą Hansa-Wernera Sinna, emerytowanego prezesa Ifo i profesora Uniwersytetu Ludwika i Maksymiliana w Monachium, opublikowali liczące 15 stron opracowanie dotyczące wpływu elektrycznych pojazdów na środowisko. Zawarte w nim wnioski śmiało uznać można za druzgocące dla samochodów bateryjnych!

By rzetelnie zmierzyć wpływ tego typu pojazdów na środowisko, naukowcy wzięli pod uwagę obecny "miks energetyczny", czyli źródła produkcji energii elektrycznej u naszych zachodnich sąsiadów. Chcąc uzyskać pełny obraz sytuacji przeanalizowano również cały proces produkcyjny elektrycznych samochodów ze szczególnym naciskiem na tzw. ślad węglowy produkcji akumulatorów. Wnioski?

Reklama

Zdaniem Ifo poruszanie się po niemieckich drogach Teslą model 3, w zależności od modelu i regionu, odpowiada średnio za emisję CO2 na poziomie między 156 a 181 gramów dwutlenku węgla na kilometr. Dla porównania dzisiejszy Mercedes C220d, czyli samochód z silnikiem wysokoprężnym, emituje średnio 141 gramów CO2/km! Takie porównanie nie uwzględnia oczywiście samego procesu produkcji Mercedesa, ale naukowcy nie mają wątpliwości, że emisje CO2 z samochodów bateryjnych - tu cytat - "w najlepszym przypadku są nieco wyższe niż aut z silnikami wysokoprężnymi, a w pozostałych przypadkach znacznie wyższe"!

Raport Ifo nie pozostawia też suchej nitki na ustawodawstwie krajów Unii Europejskiej promującym samochody elektryczne (pokroju ustawy o elektromobilnosci...). Niemieccy uczeni podkreślają, że w większości państw zrzeszonych w ramach Wspólnoty bilans środowiskowy dla aut elektrycznych (głównie za sprawą metod wytwarzania energii elektrycznej) jest - łagodnie rzecz ujmując - niekorzystny. Naukowcy dowodzą również, że - z punktu widzenia ekologii - zdecydowanie lepiej byłoby inwestować w elektryki z ogniwami paliwowymi lub... klasyczne samochody spalinowe napędzane metanem! W ich opinii zwłaszcza te ostatnie traktować można jako naprawdę proekologiczne. Snują oni nawet wizję, że "pewnego dnia wszystkie poruszające się po Niemczech samochody osobowe mogłyby korzystać z biogazu ze źródeł pozbawionych CO2".

To nie pierwsze krytyczne wobec pojazdów elektrycznych badanie naukowe. W październiku ubiegłego roku niemiecka firma badawcza Berylls Strategy Advisors, wyspecjalizowana w obsłudze przemysłu motoryzacyjnego, opublikowała podobne zestawienie. Mogliśmy w nim przeczytać, że "klimatu nie obchodzi, czy dwutlenek węgla pochodzi z rury wydechowej, czy jest emitowany z kominów elektrowni w czasie spalania węgla kamiennego".

Od redakcji:

Minęło już przeszło siedem lat od kiedy popełniliśmy humorystyczny, acz podparty trzeźwą matematyką, tekst dotyczący rzeczywistego wpływu na środowisko starych diesli i współczesnych samochodów ekologicznych.

Z naszych wyliczeń wynikało wówczas, że pokonując milion kilometrów wysokoprężnym Mercedesem W124 bardziej przysługujemy się środowisku, niż gdybyśmy użytkowali w tym czasie współczesne auta hybrydowe. Mówiąc krócej - pokonanie takiego dystansu wymagałoby zakupu (i utylizacji) trzech współczesnych samochodów. To - biorąc pod uwagę całkowity ślad węglowy (wyprodukowanie, eksploatacja, złomowanie) - ma gorszy wpływ na środowisko niż eksploatacja starego diesla przez czterdzieści lat zakładając średni roczny przebieg na poziomie 25 tys. km!

W tym miejscu warto przypomnieć w jaki sposób pojęcie "ekologicznego" samochodu ewoluowało na przestrzeni ostatnich dekad. Dziś mało kto pamięta, że w 1973 roku - na salonie motoryzacyjnym we Frankfurcie - zadebiutowało koncepcyjne Porsche FLA stworzone przy współpracy z niemieckim ministerstwem transportu. Konstruktorzy starali się znaleźć rozwiązanie dla pogłębiającego się kryzysu paliwowego. Już wówczas świetnie zdawano sobie sprawę, że wyprodukowanie pojedynczego pojazdu ma ogromne następstwa środowiskowe. Nie chodziło wyłącznie o emisję gazów cieplarnianych ale o rabunkową eksploatację surowców, z których mało które poddawane były recyklingowi (ten również wymaga stosownych nakładów energetycznych). Niemcy - w typowym dla siebie podejściu - wszystko skrupulatnie przeliczyli i doszli do ciekawych wniosków. Tzw. "całkowity bilans energetyczny" nie pozostawiał wątpliwości - by chronić zasoby planety, produkowane samochody jeździć muszą jak najdłużej!

Właśnie idea wydłużenia czasu eksploatacji stała się myślą przewodnią projektu FLA. Założenia przyświecające konstruktorom Porsche FLA mówiły o co najmniej 20 latach eksploatacji i przebiegu - minimum - 300 tys. km!

Paweł Rygas


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy