Wkrótce w ogóle nie będzie można kupić auta? Plany UE nie pozostawiają złudzeń

Elektryczna transformacja wymaga od samochodowych gigantów zmiany profilu działalności. Koncerny motoryzacyjne nie będą już "producentami" aut lecz... "dostawcami usług mobilnych".

Zmiana narracji w tym zakresie trwa już od dłuższego czasu. Co to oznacza z perspektywy przeciętnego nabywcy?

Masz 15 lat żeby się dorobić. Jeśli nie - uciekaj do "zbiorkomu"

Ambitne plany Fit for 55 nie pozostawiają złudzeń. Do 2035 roku w Unii Europejskiej osiągnąć mamy zerową emisję spalin w transporcie, co oznacza całkowity zakaz rejestracji nowych samochodów z silnikami spalinowymi. Mówiąc wprost - czy się to komuś podoba czy nie - decyzja została już podjęta. Cykl życia silnika spalinowego w transporcie (przynajmniej tym prywatnym) dobiega końca.

Nie jest tajemnicą, że w obliczu "nowej rewolucji przemysłowej" do miana ropy naftowej XXI wieku urasta właśnie - niezbędny do produkcji akumulatorów trakcyjnych - lit. Problem w tym, że obecnie aż 60 proc. litu przetwarzane jest w Chinach. Część ekspertów szacuje też, że Państwo Środka dysponuje nawet 90 proc. zasobów tzw. metali ziem rzadkich. W efekcie, w Europie trwają właśnie poszukiwania litu, a europejskie koncerny (np. Volkswagen) inwestują w budowę fabryk akumulatorów i ich podzespołów na Starym Kontynencie (np. nowy zakład Unicore w Radzikowicach koło Nysy).

Reklama

Motoryzacja w obiegu zamkniętym

Nowe inwestycje są wynikiem - ogłoszonego już w 2017 roku - "sojuszu na rzecz baterii" (European Battery Alliance - EBA).

Założenia nowego planu powstały w wyniku dyskusji z najważniejszymi przedstawicielami przemysłu, zainteresowanymi państwami członkowskimi i Europejskim Bankiem Inwestycyjnym. Jego główne założenia dotyczyły:

  • zabezpieczenia bezpiecznego dostępu do surowców w krajach spoza UE,
  • inwestycji w sieć fabryk akumulatorów w Europie,
  • inwestycji w zakresie badań nad nowymi technologiami,
  • ułatwienia dostępu do europejskich źródeł surowców (np. poszukiwania nowych złóż litu),
  • "dostępu do surowców wtórnych poprzez recykling w gospodarce o obiegu zamkniętym"

Koniec z prywatnymi samochodami? Wynajmuj albo idź na autobus

W swoim wystąpieniu z 14 września bieżącego roku w Strasburgu przewodnicząca Komisji Europejskiej - Ursula von der Leyen - podkreślała, że dzięki sojuszowi na rzecz baterii już wkrótce dwie trzecie potrzebnych w UE akumulatorów litowo-jonowych produkowane będzie w krajach wspólnoty.

Skąd wziąć surowce potrzebne do funkcjonowania nowych fabryk? Nakreślone przez von der Layen plany Komisji Europejskiej zakładają, że - przynajmniej w przypadku litu - sytuacja wyglądać ma następująco:

  • 50 proc. pokrywać ma import spoza UE (najpewniej z Ameryki Południowej, USA i Australii),
  • 30 proc. pochodzić ma ze złóż na terenie samej Unii Europejskiej (stąd np. poszukiwania złóż w czeskich Rudawach)
  • 20 proc. ma być efektem recyklingu i - wspomnianego już - obiegu zamkniętego.

Co taki podział oznacza dla kierowców?

Nowego auta już nie kupisz. Ale możesz je dostać w abonamencie

Obecnie blisko za blisko 75 proc. światowego zapotrzebowania na lit odpowiada dziś motoryzacja. Perspektywa pokrywania aż 20 proc. zapotrzebowania europejskich fabryk "surowcem" z odzysku oznacza jedno - żaden z europejskich producentów nie będzie mógł sobie pozwolić na "utratę kontroli" nad najcenniejszym elementem pojazdu, czyli baterią trakcyjną. Jak sprawić, by właściciel pojazdu nie mógł sprzedać go poza Unię lub - przykładowo - wykorzystać baterii w roli magazynu energii dla domu? To akurat proste - wystarczy nie sprzedawać mu samochodu.

Wniosek? W perspektywie kolejnych lat powinniśmy się przygotować na szybką transformację motoryzacji w kierunku modelu "subskrybenckiego". Z tego powodu koncerny motoryzacyjne starają się dziś przedstawiać jako "dostawcy usług mobilnych", a nie "producenci samochodów". Z tego też powodu, coraz częściej usłyszeć można o "fabrykach samochodów używanych", których głównym celem jest odświeżenie pojazdów po "pierwszym użytkowniku" i ponowne wprowadzenie ich na rynek.

Tego rodzaju zakłady powstają właśnie z myślą o samochodach elektrycznych. Pojazdach, których ceny coraz mocniej wykraczają poza zasięg przedstawiciela klasy średniej. Idea jest prosta. Auto po pierwszym użytkowniku trafia do samochodowego "spa", gdzie poddawane jest niezbędnym naprawom przed ponownym wprowadzeniem go na rynek. Dzięki temu mniej zamożni użytkownicy zyskają dostęp do sprawdzonych aut używanych, które - po kolejnym okresie wynajmu długoterminowego - powrócą do producenta.

Samochód to kłopot, którego nie potrzebujesz

Śmiało można więc zakładać, że "zrównoważona motoryzacja w obiegu zamkniętym" oparta będzie na modelu subskrybenckim. Oczywiście patrząc przez pryzmat przeciętnego rodaka perspektywa kolejnej miesięcznej raty może się wydawać prawdziwym koszmarem, ale w rzeczywistości - na Zachodzie - większość "nabywców" nowych aut nie odczuje żadnej różnicy. Już dziś w zdecydowanej większości nowe auta kupowane są przecież przez klientów biznesowych, a nabywcy indywidualni i tak decydują się w większości na ofertę z finansowaniem.

W rzeczywistości jedyna różnica polegać będzie na tym, że samochód nigdy nie stanie się własnością użytkownika. Czy to źle? Z perspektywy fana motoryzacji wizja wydaje się przerażająca, ale dla przeciętnego kierowcy, który chce tylko dojechać z punktu A do punktu B - niekoniecznie. Po co nam boje z wydziałem komunikacji czy ubezpieczycielami, sporo - po okresie wynajmu - można po prostu zostawić dotychczasowy pojazd u dealera i w ramach nowej umowy wziąć kolejny? Z gwarancją, ubezpieczeniem i - być może - korzystnym pakietem zakupu energii elektrycznej?

Oczywiście wszystko sprowadza się do pieniędzy - zmianę byłoby nam zdecydowanie łatwiej zaakceptować, gdyby poziom zarobków w Polsce nie odbiegał od tego w krajach "Starej Unii". Na szczęście, zakaz rejestracji aut spalinowych wejdzie w życie w roku 2035, można więc zakładać, że w praktyce mamy jeszcze około dwóch dekad na "wyrównanie" do lepszych.

Jedna rata, kilka aut czyli dzielenie ma przyszłość

Jak więc wyglądać będzie motoryzacja przyszłości? W jednej miesięcznej racie zawierać się będzie opłata abonamentowa oraz wszelkie pozostałe koszty dotyczące serwisu czy ubezpieczenia. Oczywiście nie jest powiedziane, że sam abonament dotyczyć będzie konkretnego pojazdu.

Przykładowo już dziś pojawiają się ciekawe opcje pokroju - oferowanej przez Renault we Francji - usługi "Switch Car". Polega ona na tym, że w ramach miesięcznego abonamentu przy zakupie elektryka (dodatkowe 30 euro miesięcznie) zyskujemy dostęp do dowolnego pojazdu z gamy francuskiego producenta. Możemy skorzystać z takiego auta bez limitu kilometrów przez - maksymalnie - 30 dni w roku. Na obecnym etapie chodzi o to, by nabywcy elektrycznych aut nie obawiali się dalszych podróży. Jadąc na wakacje mogą więc skorzystać z rodzinnego SUVa z napędem spalinowym. Śmiało można zakładać, że podobny schemat utrzymany zostanie po przejściu na napęd elektryczny. Za dodatkową opłatą - wynajmiemy po prostu auto z większym zasięgiem lub, jeśli zajdzie taka potrzeba, większym bagażnikiem.

***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Fit for 55 | samochody elektryczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy